- Cierpliwość, jeśli chodzi o Orbana, się skończyła. Liczba możliwych uników, ucieczek, drobnych oszustw z jego strony też ma kres - mówi Interii europoseł Koalicji Obywatelskiej Bogdan Zdrojewski. - Jesteśmy na etapie, gdzie wszyscy już wiedzą, że z Orbanem i jego stylem uprawiania polityki nie można dalej kontynuować tego projektu bez zdecydowanej reakcji - dodaje polityk należący do Europejskiej Partii Ludowej (EPL). - To nie był sygnał braku chęci współpracy, to był sabotaż - ostro ocenia z kolei inny z naszych rozmówców z EPL. - Propozycja węgierska, czyli otwarcie granic UE dla obywateli Białorusi i Rosji bez żadnego nadzoru, jest w obecnych realiach po prostu zagrożeniem dla bezpieczeństwa całej Unii - podkreśla członek największej frakcji politycznej w europarlamencie. "Karta narodowa", czyli kość niezgody Tak zdecydowaną i krytyczną reakcję po stronie UE wywołały nowe przepisy wprowadzone przez węgierskie władze z początkiem lipca. Chodzi o rozszerzenie przez Węgry programu wiz pracowniczych, czyli tzw. kartę narodową, o dwa nowe państwa: Białoruś i Rosję. "Karta narodowa" umożliwia wjazd i pobyt na terenie Węgier przez okres dwóch lat, a następnie odnawianie pobytu na trzyletnie cykle nieskończoną liczbę razy. Posiadacze karty zyskują też prawo do łączenia rodzin oraz niczym nieskrępowany dostęp do węgierskiego rynku pracy. Dla unijnych polityków najważniejsze, a zarazem najgroźniejsze, jest jednak coś innego. "Karta narodowa" zapewnia możliwość swobodnego podróżowania po państwach należących do strefy Schengen, czyli po 29 państwach w całej Europie (25 z nich to członkowie UE). Co więcej, żeby otrzymać kartę, wnioskujący nie musi nawet przedłożyć udokumentowanego potwierdzenia zatrudnienia, co rodzi poważne ryzyko nadużyć. Te natomiast niosą ze sobą realne zagrożenie na interesów państw UE, ale przede wszystkim dla obywateli Unii. Już w maju opiniotwórczy brytyjski dziennik "The Financial Times" informował, że służby wywiadowcze państw europejskich dostrzegają poważne zagrożenie rosyjskimi aktami sabotażu na terenie państw UE. Chodziło o zamachy bombowe, podpalenia i ataki na infrastrukturę krytyczną w Europie. W ocenie najważniejszych ludzi w UE wpuszczenie bez żadnej kontroli tysięcy Białorusinów i Rosjan na teren UE to piłowanie przez Węgry gałęzi, na której siedzi cała Wspólnota. Bruksela nie zamierza patrzeć na to bezczynnie. - Jest wkurzenie na Orbana, że testuje cierpliwość wszystkich - mówi w rozmowie z Interią Adam Jarubas, europoseł PSL. Polityk należący do europejskiej frakcji EPL podkreśla, że może to być stara i dobrze znana taktyka Orbana, który niejednokrotnie wszczynał awantury w jednej sprawie, żeby potem wycofać się ze swojego stanowiska, ale w zamian za ustępstwa ze strony Brukseli w innej kwestii, faktycznie kluczowej dla Węgier. - Tyle że tutaj mówimy o naprawdę poważnej sprawie. Kwestia "kart narodowych" ma bezpośrednie przełożenie na sytuację bezpieczeństwa całej UE. Dlatego pozostałych 26 państw nie pozwoli Orbanowi szarżować. Spodziewam się bardzo pryncypialnego podejścia do tej sprawy ze strony UE - przewiduje wiceprezes ludowców. Bruksela wyznacza deadline Orbanowi Wkurzenie, o którym mówi poseł Jarubas, ma już swoje namacalne przejawy w wielkiej, europejskiej polityce. Jak informowało przed kilkoma dniami "Politico", część europarlamentarzystów wystosowała list do Komisji Europejskiej o wykluczenie Węgier ze strefy Schengen ze względu na decyzję dotyczącą wiz pracowniczych dla Białorusinów i Rosjan. Dokument, według "Politico", podpisało już 70 europejskich polityków, w tym gronie znalazły się tak prominentne postacie jak premierzy Belgii i Irlandii - Alexander De Croo i Simon Harris. "Wzywamy Komisję Europejską do podjęcia pilnych działań w celu przeanalizowania decyzji Węgier, ponieważ może ona stanowić lukę prawną i potencjalne zagrożenie dla ogólnego funkcjonowania strefy Schengen i jej roli jako bezpiecznej przestrzeni dla obywateli" - napisali w liście cytowanym przez Politico europarlamentarzyści z Czech i Litwy, Danusa Nerudova i Petras Austrevicius. "Jeśli węgierski rząd odmówi zmiany swojej polityki, Komisja i wszyscy przedstawiciele UE powinni zakwestionować węgierską obecność w strefie Schengen, wprowadzając nowe środki ochrony obywateli europejskich, w tym wznowienie kontroli na granicach węgierskich, jeśli okaże się to konieczne" - czytamy w liście. Jego autorzy chcą również, żeby węgierskie wizy przestały być uznawane przez państwa UE. Jak dowiaduje się Interia, unijna komisarz ds. wewnętrznych Ylva Johannson zobowiązała Węgry do złożenia wyjaśnień w sprawie nowych przepisów wizowych. Węgierski rząd ma na to czas do 19 sierpnia. Z naszych źródeł w europarlamencie dowiadujemy się też, że Parlament Europejski zajmie się decyzją węgierskiego rządu w sprawie wiz pracowniczych dla Białorusinów i Rosjan od razu po wakacjach, czyli na początku września. Sytuacja bez precedensu. Trzy możliwe scenariusze Jeśli Węgry nie zastosują się do decyzji Komisji Europejskiej, czekają je konsekwencje. Rzecz w tym, że sankcja, której domagają się autorzy i sygnatariusze wspomnianego listu, a więc wykluczenie Węgier ze strefy Schengen, byłaby precedensem w historii UE. O ile niejednokrotnie zdarzało się, że Bruksela czasowo przywracała kontrole na granicach wewnątrz Schengen, o tyle nigdy nie próbowała usunąć z tego grona żadnego kraju członkowskiego. Jak się okazuje, wcale nie jest to takie proste. Eksperci od prawa europejskiego, z którymi rozmawiała Interia, przyznają wprost: w aktualnym dorobku prawnym UE nie ma narzędzi, które pozwalałyby permanentnie usunąć jakieś państwo członkowskie ze strefy Schengen. - Żadne znane mechanizmy prawa unijnego tutaj nie zadziałają, bo to byłoby tylko i wyłącznie ukaranie za naruszenie, a nie wykluczenie z Schengen - tłumaczy prof. Piotr Bogdanowicz z Uniwersytetu Warszawskiego specjalizujący się w prawie Unii Europejskiej. Nasz rozmówca uważa, że aby groźba kierowana aktualnie wobec Węgier mogła się zmaterializować, należałoby brakujące narzędzia prawne albo ścieżki działania stworzyć. Prof. Bogdanowicz mówi o trzech możliwych scenariuszach. Pierwszy zakłada ustanowienie nowej, wzorowanej na strefie Schengen, formy współpracy transgranicznej pomiędzy państwami unijnymi. Tyle że już bez Węgier. Dokument powołujący do życia nowe porozumienie musiałby wykazywać, że jego powołanie jest efektem prowadzonej przez węgierski rząd polityki i idących za nią zagrożeń dla funkcjonowania UE. Nowa forma transgranicznej współpracy musiałaby też zastępować starą, a więc strefę Schengen. Drugi scenariusz to przyjęcie w ramach UE aktu prawnego precyzującego i uszczegóławiającego zasady współpracy państw członkowskich w ramach Schengen. Nie chodzi tu jednak o akt indywidualny wymierzony w Węgry, ale przepisy ogólne regulujące charakter dotychczasowej współpracy. Ważną kwestią jest w tym przypadku to, że wspomniany akt prawnych wprowadzałby możliwość wykluczenia każdego państwa, które nie będzie przestrzegać podjętych zobowiązań. Wreszcie scenariusz trzeci, który jednak w ocenie prof. Bogdanowicza jest najmniej prawdopodobny od strony czysto prawnej. Chodzi o sięgnięcie po tzw. opcję atomową, jak nazywana jest procedura z art. 7. Traktatu o Unii Europejskiej. Celem byłoby doprowadzenie procedury do trzeciego etapu - wcześniej konieczne byłoby uzyskanie jednomyślności w Radzie Europejskiej - który daje możliwość odebrania niektórych praw państwu członkowskiemu. W tym przypadku byłoby to prawo do korzystania z przywileju wzmocnionej współpracy w ramach Schengen. Jeśli państwa członkowskie i Komisja Europejska nie zdecydowałyby się na żaden z tych kroków, jedyną opcją byłoby ukaranie Węgier za naruszenie prawa unijnego. - W takiej sytuacji Węgrom zostałoby zarzucone, że nie przestrzegają prawa unijnego w zakresie rozwiązań dotyczących prawa wizowego, azylowego i migracyjnego - mówi Interii prof. Marta Witkowska z Uniwersytetu Warszawskiego. Jak tłumaczy, procedura byłaby typowa dla innych naruszeń prawa unijnego - najpierw KE domagałaby się od Węgier wyjaśnień i usunięcia nieprawidłowości, a także weszła w dialog roboczy z węgierskim rządem. - Jeśli to nie przyniosłoby efektu, KE skierowałaby wniosek przeciwko Węgrom do Trybunału Sprawiedliwości UE, który może dokonać zabezpieczenia do czasu wydania wyroku. W tym przypadku zabezpieczeniem byłoby zatrzymanie udzielania wiz pracowniczych obywatelom Białorusi i Rosji - konkluduje ekspertka od prawa unijnego i instytucji UE. Ukarać Węgry. Bruksela ma plan B Politycy, z którymi rozmawiamy, mają świadomość, że droga do realizacji planu pt. "Węgry poza Schengen" jest długa i skomplikowana. Jednak determinacja do jej przebycia ma być w Brukseli dostatecznie duża. - To już nie jest ta UE co przed laty - mówi Interii Adam Jarubas, podkreślając, że Unia przestała być "niewolniczką traktatów". - Mieliśmy pandemię koronawirusa i wojnę w Ukrainie. Wojna trwa, a w czasie wojny kwestie bezpieczeństwa są priorytetem. Dlatego nikt nie będzie cackać się z Orbanem - zapewnia europoseł PSL. - Czegoś takiego jeszcze w historii UE nie było - dodaje z kolei Elżbieta Łukacijewska, europosłanka Koalicji Obywatelskiej. - Zdarzało się zawieszanie w Schengen, wznawianie czasowe kontroli granicznej, ale nigdy nie było przypadku wykluczenia. Ale czasy się zmieniły, kiedyś musi być ten pierwszy raz. Bogiem a prawdą, Węgry faktycznie mają teraz bardzo dużo za uszami - dodaje nasza rozmówczyni. Ważnym czynnikiem, jeśli chodzi o to, jakim torem pójdą działania Brukseli wobec Węgier, jest wola polityczna nowej-starej przewodniczącej Komisji Europejskiej. Ursula von der Leyen dopiero co została wybrana na kolejną kadencję na czele "europejskiego rządu", a jednym z fundamentów jej programu są właśnie kwestie bezpieczeństwa. Nasi rozmówcy przewidują, że wzmocniona politycznie reelekcją może nie mieć skrupułów wobec rządu Viktora Orbana. Również w Parlamencie Europejskim akcje węgierskiego premiera nie stoją najwyżej. Z wyliczeń naszych rozmówców wynika, że przeciwnicy Orbana dysponują bezpieczną większością w izbie, większością sięgającą nawet 450-500 mandatów w liczącym 720 osób gremium. Przeciwnicy Orbana, którzy chcą położyć kres jego polityce faktów dokonanych wymierzonych w interesy UE, rozważają też inne formy represji. To chociażby przywrócenie kontroli granicznych, lądowych i powietrznych, państw UE graniczących z Węgrami. Poważnie brane pod uwagę jest też pozbawienie Węgier stanowisko unijnego komisarza w nowej Komisji Europejskiej. Jeśli nie byłoby to możliwe, celem byłoby pozbawienie miejsca w KE przedstawiciela rządzącego Fideszu. - Grożenie Orbanowi palcem bez żadnych konsekwencji się skończyło. Teraz nie będzie tylko ostrzeżeń igróźb, ale pójdą za tym określone działania - mówi Interii Bogdan Zdrojewski, europoseł KO. Inny z naszych rozmówców, ważny polityk EPL, dodaje: - Nie można ufać Orbanowi, nie możnaufać Węgrom. Nie ma z ich strony dobrej woli, jest zła wola i chęć szkodzenia Unii. W obecnych czasachjest to po prostu groźne.