Mówi prominentny polityk Prawa i Sprawiedliwości: - Orban ględzi takie rzeczy od lat. Teraz zostało to mocno nagłośnione, ale dwa, trzy czy cztery lata temu mówił niemal to samo w tym samym miejscu. Dlatego nie wpadałbym w jakieś skrajne emocje. - Myślę, że to nie jest śmierć bratanków - tak przyszłość relacji na linii Warszawa-Budapeszt komentuje europoseł PiS-u Bogdan Rzońca. - To pewien etap w relacjach polsko-węgierskich. Trudny etap, ale w polityce prawie nigdy nic nie jest na zawsze, nic nie kończy się ostatecznie - podkreśla. Arkadiusz Mularczyk, inny z europosłów PiS-u, tłumaczy z kolei, że Orban nie zaatakował Polski, tylko rząd Donalda Tuska. - Orbanowi chodzi o rząd Tuska, a nie o Polskę - zapewnia w rozmowie z Interią. - Obecny rząd premiera Tuska prowadzi od dawna politykę wrogą wobec Węgier, stawia demokratycznie wybranego premiera Orbana na równi z Putinem - dodaje, zaznaczając jednak, że różnica między agresywnym i najeżdżającym sąsiadów dyktatorem a premierem, który chce "balansować pomiędzy różnymi europejskimi i światowymi siłami", jest zasadnicza. Orban uderza w Zachód i Polskę. "Takiej hipokryzji nie widziałem" Nasi rozmówcy z PiS-u odnoszą się do niezwykle ostrego, antyzachodniego i prokremlowskiego wystąpienia Orbana z 28 lipca, które wygłosił podczas Letniego Wolnego Uniwersytetu w rumuńskiej Transylwanii. - Europa próbowała być standardem, narzucać wartości, liberalną demokrację, zieloną transformację. Większość krajów na mapie świata wspiera Rosję. Chiny i Korea Północna nas nie zaskakują, wsparcie Iranu jest trochę zaskakujące, Indie wspierają Rosję, Turcja nie akceptuje wartości proponowanych przez Zachód i wspiera Rosję - wyliczał Orban. - Zachód się rozpada, a prasa zachodnia twierdzi, że największym zagrożeniem jest Rosja - dorzucił. Według Orbana, Zachód nie tylko się rozpada, ale też "zachowuje się w sposób, jaki nie jest racjonalny". Polityk krytykował chociażby reżim sankcyjny wobec Kremla. - Rosja nie jest autokracją pod względem technicznym, gospodarczym ani socjologicznym. To bardzo elastyczny kraj - argumentował Orban. Węgierski przywódca zapowiedział też "zmianę systemu światowego", która w jego ocenie już się zaczęła. W nowym układzie sił dominującą pozycję zajmie nie Zachód, ale Azja, która "ma przewagę demograficzną, kapitałową i technologiczną". Jeśli chodzi o Zachód, na pochwały zasłużył jedynie Donald Trump. - Pracuje nad znalezieniem amerykańskiej odpowiedzi na tę sytuację - zapewnił Orban. Jeszcze mocniej niż Zachód oberwało się jednak Polsce. - Bądźmy szczerzy, otrzymaliśmy mnóstwo kopniaków w tyłek. Polacy prowadzą obłudną politykę. Krytykują nas za nasze stosunki z Rosją, a prowadzą z Rosją interesy przez pośredników. Takiej hipokryzji ze strony państwa nigdy nie widziałem - grzmiał Orban. Polska została również oskarżona o bycie jednym z głównych agentów amerykańskiego wpływu w Europie, który robi, co w jego mocy, żeby zmarginalizować znaczenie Francji i Niemiec. Według Orbana, Europą rządzi dzisiaj oś Londyn-Warszawa-Kijów-państwa bałtyckie-Skandynawia. Oczywiście wspierana przez administrację Joe Bidena, a także potężne liberalne media i ośrodki wpływu. Chociaż oskarżenia Orbana wobec Polski mają bardzo luźny związek z rzeczywistością - jeśli mają go w ogóle - to tylko w tym przypadku Orban pominął arcyważne expose szefa polskiego MSZ. Radosław Sikorski podkreślił w nim m.in. znaczenie ścisłej współpracy z Francją i Niemcami, która w najbliższych latach będzie jednym z najważniejszych priorytetów polskiej polityki zagranicznej. Orbana spiskowa teoria dziejów Orbanowi mocno i stanowczo odpowiedział polski MSZ. - Nie prowadzimy interesów z Rosją w przeciwieństwie do pana premiera Orbana, który znajduje się na marginesie społeczeństwa międzynarodowego i w Unii Europejskiej, i w NATO - uciął wiceszef resortu Władysław Teofil Bartoszewski, cytowany przez Polską Agencję Prasową. Polityk PSL wystąpienie Orbana określił jako atak na Polskę, Stany Zjednoczone i Unię Europejską. - Z całą pewnością jest to polityka antyunijna, antyukraińska, antypolska - ocenił wiceminister spraw zagranicznych. - Nie bardzo rozumiem, dlaczego Węgry chcą pozostawać członkiem organizacji, których tak nie lubią i które podobno ich źle traktują. Dlaczego (Orban - przyp. red.) nie stworzy Unii z Putinem i z niektórymi państwami autorytarnymi tego typu? To jest na takiej zasadzie, jak się nie chce być członkiem jakiegoś klubu, to zawsze można wystąpić - dodał Bartoszewski. Jednoznacznie z antyzachodnią tyradą Orbana rozprawił się też na Twitterze Szabolcs Panyi. Węgierski dziennikarz śledczy na wstępie podkreślił, że przemowy Orbana nie są poważnymi analizami ani nie oddają prawdziwych poglądów premiera Węgier. "Te przemowy mają przede wszystkim zapewnić jego sympatyków, że pomimo rosnącej izolacji i marginalizacji Węgier w kręgach NATO i UE, Orban wie, co robi i wszystko będzie dobrze" - analizuje Panyi. I dodaje: "A jeśli nie, Orban utrzymuje, że Węgry są ofiarą międzynarodowego spisku, obecnie kierowanego przez administrację Joe Bidena, i zdradę dawnych sojuszników (jak Polska). To wpisuje się w stuletnią narrację węgierskiej skrajnej prawicy o prześladowaniach Węgier". Agresja Orbana. "Wyczuwalna nuta zazdrości" Wydawać by się mogło, że frontalny atak Orbana na Polskę pozbawi go ostatnich sojuszników nad Wisłą. Nic bardziej mylnego. O ile obecne koalicja rządząca nie zostawia na węgierskim premierze suchej nitki, o tyle jego dawni sojusznicy z PiS-u są bardzo powściągliwi w krytyce, o ile w ogóle krytykują. - Pomimo jednoznacznego ataku na Zachód, UE i Polskę, nie powinniśmy przestać rozmawiać z Orbanem. Na pewno przesadził, ale na pewno nie jest to koniec jego relacji z UE czy Polską - mówi Interii europoseł PiS-u Bogdan Rzońca. - Oczywiście wolelibyśmy, żeby cała UE jednomyślnie popierała i wspierała Ukrainę, ale to zaangażowanie jest bardzo różne. Jedne kraje działają z otwartą przyłbicą jak Węgry i Orban, a inne zza węgła jak Niemcy i Scholz, którzy chcą za wszelką cenę zakończyć tę wojnę przed wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych - dodaje Arkadiusz Mularczyk, inny z europarlamentarzystów PiS-u. Zarówno Rzońca, jak i Mularczyk uważają też, że Orban... działa na zlecenie i za zgodą Niemiec. - Dlatego jego pewne działania są tak widoczne, tak bezpośrednie, ale też tak skuteczne, bo każdy chce z nim rozmawiać, każdy chce go wysłuchać - argumentuje Rzońca. Mularczyk dodaje: - Zarzuca się Orbanowi, że jest opcją prokremlowską, ale to Niemcy są opcją prokremlowską, koniem trojańskim Putina w UE. (...) Jestem przekonany, że wiele aktywności międzynarodowych Orbana - m.in. jego delegacje i "misja pokojowa" - jest uzgodnione i zaakceptowane przez Berlin. Orban robi po prostu to, czego Niemcom nie wypada. Jednak są też w PiS-ie politycy, którzy podchodzą do sprawy bardziej pragmatycznie, a całą sytuację niuansują i oceniają na chłodno. - Nas z Orbanem łączy niechęć do centralizacji UE - mówi Interii ważny polityk PiS-u. Zaznacza przy tym, że węgierski premier będzie rządzić jeszcze co najmniej dwa lata, a być może znacznie dłużej, więc nierozsądnym byłoby robienie sobie z niego wroga. - Będziemy z Orbanem rozmawiać, ale pod jego tezami dotyczącymi Zachodu, Unii czy Ukrainy na pewno się nie podpiszemy - zastrzega nasz rozmówca. I dodaje: - Będziemy też czasem wspólnie z nim głosować, ale w kwestiach niedotyczących polityki zagranicznej, bo tutaj różnimy się zasadniczo. Według naszego źródła, antyzachodnia i antyunijna ofensywa Orbana jest wynikiem jego przekonania, że rozmowy pokojowe między Rosją a Ukrainą zaczną się niebawem i doprowadzą do zakończenia wojny. Zwłaszcza, jeśli wybory w Stanach Zjednoczonych wygra Donald Trump. - Orban jest przekonany, że tak właśnie będzie, że UE powinna ten proces kontrolować i włączyć się w niego jako pierwsza. My, jako PiS, absolutnie się z tym nie zgadzamy i nie chcemy rozmawiać o kapitulacji Ukrainy - zastrzega nasz rozmówca z PiS-u. Agresji Orbana wobec Polski polityk dopatruje się natomiast w tym, jak w ostatnich latach wzrosło znaczenie Polski w regionie. To efekt mocnego postawienia przez kolejne polskie rzadu na kwestie bezpieczeństwa i obronności. - U Orbana bardzo wyczuwalna jest nuta zazdrości wobec Polski - analizuje wpływowy polityk PiS-u. I dodaje: - Orban zrozumiał coś, co Kaczyński powtarzał bardzo często: hard power prędzej czy później przekłada się na soft power. Węgry tej hard power nie mają, więc nie mają też soft power. I to bardzo irytuje Orbana. Łukasz Rogojsz