Wojna i pokój
Prawo i Sprawiedliwość zbudowało się na wojnie polsko-polskiej i tylko dzięki niej istnieje. Jeśli kandydat tej partii będzie mówił o jej zakończeniu i nie znajdzie swojego konfliktu z Rafałem Trzaskowskim, jeszcze bardziej zbliży się do przegranej.
Kiedy PiS ustami popieranego przez siebie kandydata (i zarazem ustami Jarosława Kaczyńskiego) mówi o postulacie zakończenia wojny polsko-polskiej, śmiechem wybuchają nawet wyborcy pozbawieni poczucia humoru. Po pierwsze dlatego, że partia Kaczyńskiego na wojnie i polaryzacji budowała swoją potęgę, więc gdy teraz nawołuje do pokoju, zachowuje się jak bokser wagi ciężkiej, który proponuje rodzinną grę w ringo.
Kreowanie wroga
A po wtóre, jeśli Karol Nawrocki nie wykreuje żadnego fundamentalnego sporu z Rafałem Trzaskowskim i całym obozem władzy, nie będzie miał większych szans, ponieważ nie ma ani osobistej charyzmy, ani doświadczenia politycznego, więc nie jest wiarygodny, gdy na przykład straszy drożyzną.
PiS zawsze tworzył wroga. I przedstawiał go publiczności jako tego, którego przy pomocy kartki wyborczej trzeba osłabić lub wyeliminować.
Wrogiem dla Kaczyńskiego były "łże-elity" i "wykształciuchy", gdy kreował się na rzecznika ludu. Atakował uchodźców, w których organizmach drzemią według niego "różnego rodzaju pasożyty, pierwotniaki", gdy chciał grać kartą ksenofobiczną. Wzbudzał antyniemieckie namiętności, aby gnębić Donalda Tuska "dziadkiem z Wehrmachtu" i frazą "für Deutschland" powtarzaną na bębnie w upartyjnionej telewizji publicznej.
Kiedy zaś upatrywał szansy w homofobii i "ratowaniu tradycyjnej rodziny", pojawiały się narracje o "ideologii LGBT". A kiedy uważał, że paliwem politycznym będzie katastrofa smoleńska, używał jej przez lata bez skrupułów.
Gołębie pokoju
Dziś politycy PiS chcą być gołębiami pokoju, bo najwyraźniej nie mają na razie innego pomysłu na (prę)kampanię. Albo testują kandydata i jego zdolności mobilizacyjne.
Podczas gdy Rafał Trzaskowski ucieka od wizerunku wielkomiejskiego pięknoducha o lewicowo-liberalnym nachyleniu i odwiedza koła gospodyń wiejskich czy piekarnie, Nawrocki również spotyka się z obywatelami, ale jednocześnie próbuje grać rolę polityka. Na przykład u boku posła PiS Marcina Horały, deklarując wsparcie dla Centralnego Portu Komunikacyjnego.
Tyle że jako historyk, który jest szefem Instytutu Pamięci Narodowej i był dyrektorem muzeum, nikomu nie kojarzy się jeszcze z rozwiązywaniem problemów infrastrukturalnych i kontrowersyjnymi inwestycjami. Nie stoi za nim w tym względzie ani przeszłość instytucjonalna, ani zawodowa.
Oddawanie pola
Być może pewną szansą dla Nawrockiego mogłoby być wzniecenie wojny na kanwie narodowego sporu o edukację zdrowotną, która w przyszłym roku ma stać się obowiązkowym przedmiotem w szkołach. Zwłaszcza że resort edukacji nie znalazł jeszcze dobrego sposobu, by podjąć merytoryczną debatę z tymi, którzy zgłaszają - czasem zasadnie - krytyczne uwagi.
Prawica, w tym Konfederacja, już dziś krzyczy o deprawowaniu dzieci, mimo że sam przedmiot jest pomyślany jako kompendium wiedzy o całej fizyczności człowieka, a nie tylko o jego seksualności. Ale tego typu zmiany programowe powinny być okraszone akacją edukacyjną i debatą z prawdziwego zdarzenia. A tego zabrakło, co jest pewną słabością władzy, która sama oddaje pole politycznym przeciwnikom.
Kampania prezydencka, zwłaszcza gdy rozpocznie się oficjalnie, będzie miała jeszcze wiele zwrotów i zaskoczeń. Jeśli nawet Nawrocki nie weźmie na sztandary "deprawowania dzieci", to być może będzie musiał poruszyć struny historyczne, narodowe albo geopolityczne, zwłaszcza że promotor jego "obywatelskości", prof. Andrzej Nowak - delikatnie mówiąc - do miłośników Zachodu nie należy.
Globalne przedszkole
Opowieść o zakończeniu wojny polsko-polskiej brzmi jak żart także z tego powodu, że otoczenie Nawrockiego jest ściśle partyjne lub z partią powiązane. A on sam nie ma żadnej osobistej agendy, która mogłaby uczynić go rzecznikiem takiej idei. Był za to twarzą podstępnego przejęcia przez PiS Muzeum II Wojny Światowej, gdzie twardo egzekwował pisowskie wytyczne.
Jednak nawet jeśli PiS-owi uda się ponownie wskazać oś polaryzacji, której Nawrocki będzie używać w kampanii, bo innego wyjścia nie ma, warto pamiętać o lekcji Amosa Oza, który postrzegał współczesną politykę jako przemysł rozrywkowy w świecie, który stał się "globalnym przedszkolem". Do samego końca nie będzie bowiem wiadomo, czy aktualna rozgrywka skończy się śmiechem, czy płaczem. I dla kogo.
Przemysław Szubartowicz
----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!