Wyniki wyborów z 15 października są jasne. Teoretycznie wygrało PiS, uzyskując największe poparcie, ale to partie pozostające dotąd w opozycji dysponują większością na sali sejmowej. Zgodnie z obowiązującym prawem kolejny ruch należy do prezydenta Andrzeja Dudy. To on desygnuje kandydata na premiera, który zaproponuje skład nowego rządu. Szkopuł w tym, że dwa tygodnie później potencjalnego prezesa Rady Ministrów musi poprzeć większość bezwzględna w Sejmie. - Mamy dzisiaj dwóch poważnych kandydatów do stanowiska premiera. Mamy dwie grupy, które twierdzą, że mają większość. Jedną grupą jest Zjednoczona Prawica, drugą jest Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga oraz Lewica - po konsultacjach z liderami wszystkich komitetów wyborczych oświadczył prezydent. Kiedy rozmawiamy z działaczami PiS, wszyscy mówią o większości na sali sejmowej. Tylko z kim mieliby ją utworzyć? PiS liczy na prezydenta - Rozmawiamy m.in. z politykami PSL, innymi działaczami opozycji. Bo jest bardzo dużo ludzi, którzy mają spojrzenie na sprawy społeczno-gospodarcze jak PiS - powiedział Interii Rafał Bochenek. - Przecież Donald Tusk wcale nie ma większości ani żadnej umowy koalicyjnej. Zresztą wprost o swoich zastrzeżeniach do jego kandydatury na premiera mówi wielu polityków opozycji m.in. z PSL-u czy Lewicy - dodał rzecznik PiS. Nasi rozmówcy wskazują, że istotny będzie teraz krok prezydenta. - Trzeba cierpliwości. 13 listopada pierwsze posiedzenie Sejmu, prezydent wskaże kandydata na premiera, który będzie próbował utworzyć rząd. Wtedy wszystko będzie jasne, a dany polityk będzie miał szansę udowodnić, czy dysponuje większością - uważa Jarosław Sellin, wiceminister z resortu kultury i dziedzictwa narodowego. Barbara Bartuś, wiceszefowa klubu PiS upływającej kadencji, powiedziała nam z kolei, że jej partia "odsłoni karty", gdy Andrzej Duda powierzy misję stworzenia rządu Mateuszowi Morawieckiemu. - Póki rozmowy trwają, a głowa państwa nie powierzyła nikomu misji tworzenia rządu, ich komentowanie jest niepoważne - uważa parlamentarzystka. Jakie rozmowy? Z kim? - dopytuje Interia. - Nie prowadzę ich, natomiast ruch jest po stronie prezydenta - odpowiada Bartuś. W rozmowie wraca do słów Waldemara Pawlaka, który przed laty, pytany o wyborczą wygraną odparł, że zwycięży koalicjant PSL. W opinii działaczy z Nowogrodzkiej za nową większość dla partii Jarosława Kaczyńskiego miałby odpowiadać premier Mateusz Morawiecki. - PiS wskazało kandydata na premiera, jest nim Mateusz Morawiecki. Oddajmy mu głos, niech buduje większość i zaplecze dla poparcia tego rządu przy głosowaniu nad wotum zaufania - uważa Krzysztof Lipiec z PiS. Przemysław Czarnek: - Nie uczestniczę w bezpośrednich rozmowach, od tego jest szef rządu. On prowadzi rozmaite dyskusje, z nim trzeba rozmawiać. Z pewnością, jeśli zostanie desygnowany na premiera, będzie je intensyfikował - przekazał nam minister edukacji. Ryszard Terlecki o ułudzie w PiS W kuluarowych rozmowach politycy PiS uznają możliwość sformułowania większości za "trudną, ale nie niemożliwą". - Konfederacja, jeśli jest partią patriotyczną i narodową, mając do wyboru Donalda Tuska albo Mateusza Morawieckiego, powinna poprzeć PiS - słyszymy od jednego z posłów Jarosława Kaczyńskiego. - Nawet jeśli nie wejdzie w skład przyszłej koalicji. 18 posłów to dużo, mogą udzielić wotum zaufania. Dla nich to też jest sprawdzian. Na gorąco każdy się usztywnia, okopuje. Niezbędne są też głosy z PSL. W tym wypadku trzeba zakładać wspólne rządy - przekazał. Problem w tym, że ani Konfederacja, ani ludowcy nie zamierzają się układać z PiS. - Cały czas jest aktualne to, co mówiliśmy w trakcie kampanii. Żadnych koalicji z partią Jarosława Kaczyńskiego - powiedział Interii Krzysztof Bosak, jeden z liderów Konfederacji. Jeszcze ostrzejszy jest głos płynący od strony ludowców: - Niech politycy PiS rozpędza się i spróbują uderzyć w ścianę. Może to pomoże im się ocknąć. Nie chce mi się tego nawet komentować - przekazał nam Miłosz Motyka, rzecznik PSL. Czy po takich wypowiedziach działaczy zwycięskiej większości PiS zmieni narrację? Co ważniejsi politycy jak Joachim Brudziński, Marek Ast czy Stanisław Karczewski zaczynają już mówić o pracy w ławach opozycyjnych. Niektórzy, jak określił to w swoim felietonie dla "Dziennika Polskiego" Ryszard Terlecki, powinni porzucić złudzenia. "Jeszcze mamy nadzieję, jeszcze powtarzamy sobie, że może nie wszystko stracone, jeszcze nasłuchujemy wiadomości o możliwej koalicji, która powstrzyma katastrofę" - pisze ustępujący wicemarszałek Sejmu. A dalej: "Nie łudźmy się jednak na próżno. Opozycyjni kontrahenci liczą posady i urzędy, przeliczają wynagrodzenia, wracają do interesów". Jakub Szczepański