Senny koszmar Putina się spełnił. Finlandia w NATO to jego wielopiętrowa klęska

Łukasz Rogojsz

Łukasz Rogojsz

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Lubię to
like
Super
relevant
3,4 tys.
Udostępnij

Najeżdżając Ukrainę Władimir Putin liczył na wykorzystanie sporów świata zachodniego i wewnętrzne podzielenie NATO. Rok później Sojusz jest w lepszej formie niż kiedykolwiek wcześniej i wreszcie odważnie mówi o przyjmowaniu w swoje szeregi kolejnych państw. Na razie przyjął Finlandię, w poczekali oczekuje Szwecja, a kolejne państwa zastanawiają się nad perspektywą członkostwa. Jednak już sama akcesja Finów zmienia dla Putina i Rosji wszystko. I nie jest to zmiana, na którą Kreml liczył.

Władimir Putin, prezydent Rosji
Władimir Putin, prezydent RosjiAFP

Historia dzieje się na naszych oczach. 4 kwietnia po południu flaga Finlandii została wciągnięta na maszt przed siedzibą NATO w Brukseli. Nordycki kraj oficjalnie stał się 31. członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego. Chociaż jest to doniosła chwila dla Zachodu i samego NATO, cieniem kładzie się na niej fakt, że na powitanie w NATO sąsiedniej Szwecjipisaliśmy o tym niedawno na łamach Interii - przyjdzie nam jeszcze poczekać. Jak długo, tego na razie nie wiemy.

Jednak już akcesja samej Finlandii jest olbrzymią polityczną i geopolityczną rewolucją. Ale nie taką rewolucją, jaką atakując Ukrainę zamarzył sobie Putin. Dla rosyjskiego dyktatora to bardzo gorzka pigułka do przełknięcia. Ostateczny upadek wizerunku wielkiego, nieomylnego stratega, który zawsze jest o kilka kroków przed konkurencją. Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka.

Po pierwsze: Geopolityczna klęska Kremla

Kiedy Putin planował inwazję na Ukrainę, jedną z kluczowych zmiennych było to, jak zachowa się Zachód. A Zachód był wówczas podzielony i skonfliktowany. Cztery lata prezydentury Donalda Trumpa i chaotyczne wyjście NATO z Afganistanu już za prezydentury Joe Bidena mocno nadwątliły wzajemne zaufanie pomiędzy sojusznikami po obu stronach Atlantyku.

Skonfliktowana była również Unia Europejska, którą targały ekonomiczne problemy wywołane pandemią koronawirusa i która wciąż mnóstwo energii traciła na wewnętrzne spory (np. te dotyczące praworządności w państwach członkowskich).

Dodatkowo pozycja Stanów Zjednoczonych na świecie była najsłabsza od dekad. Waszyngton za kadencji Trumpa abdykował z roli globalnego szeryfa, a w sferze gospodarczej coraz częściej stawiano tezę, że miano światowego numeru jeden lada chwila z rąk Amerykanów przejmą Chińczycy.

Dogodniejszego momentu do wywołania największego w Europie konfliktu zbrojnego po drugiej wojnie światowej Kreml nie mógł sobie wymarzyć. Putin liczył, że atak na Ukrainę dodatkowo podzieli i osłabi Zachód, który będzie się obawiać konfrontacji z Moskwą i umyje ręce od kolejnego problemu.

Rzecz w tym, że inwazja na Ukrainę była dla całego Zachodu jak kubeł zimnej wody wylany znienacka na rozgrzane głowy. Zarówno NATO, jak i Unia Europejska błyskawicznie stanęły na wysokości zadania, chociaż przeszkód i problemów po drodze nie brakowało. Świetnie podsumował to w wywiadzie dla Interii z lipca ubiegłego roku Paweł Świeboda, były wiceszef Europejskiego Centrum Strategii Politycznej w Komisji Europejskiej, który stwierdził, że Putin obudził uśpionego giganta.

Biden w kwestii Tajwanu powiedział coś, czego nigdy nie powiedział w przypadku Ukrainy. Stwierdził bowiem, że w razie napaści Chin na Tajwan wysłałby tam amerykańskich żołnierzy. Już jaśniej postawić sprawy nie można
dr Łukasz Pawłowski, ekspert od polityki amerykańskiej

Co więcej, rosyjski dyktator okazał się geopolitycznym matchmakerem dla Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej. Po kilku bardzo trudnych latach we wzajemnych relacjach przypomniał im, że razem mogą z powodzeniem rozdawać karty w światowej polityce. Jakby tego było mało, Unię nauczył jeszcze mówić językiem siły i bezwzględnie wykorzystywać moc swojej gospodarki. - UE wobec inwazji na Ukrainę zareagowała szybciej i bardziej stanowczo niż kiedykolwiek w historii. Wcześniej zawsze nad wszystkim spędzała mnóstwo czasu, lubiła hamletyzować i dzielić włos na czworo - mówił w rozmowie z Interią Świeboda.

Taki obrót spraw był dla Putina i kremlowskiej wierchuszki szokiem. Planowali podbić całą Ukrainę w mniej niż tydzień, tymczasem po kilku tygodniach mieli przeciwko sobie skonsolidowany i zdeterminowany do działania Zachód. Zachód, który stanął murem za Ukrainą. Od tamtej pory, mimo sporadycznej różnicy zdań, wolny świat konsekwentnie wspiera Kijów gospodarczo, humanitarnie i militarnie. To Putin jest architektem tej jedności Zachodu. To on uświadomił Zachód, że wroga nie należy szukać między sobą, ponieważ jest on na wschodzie. Wreszcie to on przypomniał Zachodowi o jego ogromnej mocy sprawczej, o której pogrążony w letargu i pogoni za spokojnym, wygodnym życiem Zachód na długie lata zapomniał.

Po drugie: armia mała, ale groźna

Wejście Finlandii do NATO to także problem sam w sobie dla kremlowskich strategów. Z dnia na dzień granica Rosji z Sojuszem Północnoatlantyckim wydłużyła się dwukrotnie - do ponad 2,5 tys. kilometrów. To pociąga za sobą cały szereg implikacji - od zmiany doktryny obronnej na zachodniej granicy, przez utratę wpływów na Morzu Bałtyckim, aż po znacznie większy potencjał odstraszania NATO w tej części Europy (ważny zwłaszcza w kontekście ewentualnej pomocy dla państw bałtyckich).

Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATOAFP

Finlandię mało kto kojarzy z potężną armią i wielkimi nakładami na wojsko. Słusznie, według Global Firepower Index to dopiero 51. armia świata i kraj, który na obronność wydaje raptem 6,4 mld dol. rocznie. 24-tysięczna armia również nie rzuca na kolana, nawet mimo tego, że rezerwiści to kolejne 900 tys. ludzi, a w obliczu wojny Finlandia jest w stanie wystawić aż 270-tysięczną armię (przy kraju liczącym raptem 5,5 mln mieszkańców jest to liczba robiąca wrażenie). Co dalej: 166 samolotów, 20 śmigłowców, 239 czołgów i 5368 pojazdów opancerzonych.

W przypadku Finlandii nie w liczbach tkwi jednak sekret. Finowie od dawna przeznaczają na armię wymagane w NATO 2 proc. PKB, a te wydatki zamierzają teraz jeszcze zwiększyć. Co więcej, fińska armia jest nowoczesna, dobrze wyszkolona i już na wejściu spełnia wszelkie standardy NATO. A i tutaj nowi członkowie Sojuszu nie zasypiają gruszek w popiele - chociażby już niedługo swoje siły powietrzne zasilą 64 myśliwcami najnowszej generacji F-35.

Jeśli więc przyjrzeć się bliżej, fińska armia może nie jest ogromna, ale jej siłą jest wysoka jakość. To tym ważniejsze, że mówimy o najbardziej newralgicznym rejonie NATO - państwach bałtyckich. Nie jest tajemnicą, że Litwa, Łotwa i Estonia zajmowały wysokie miejsce na liście potencjalnych przyszłych celów agresji Rosji. Teraz zyskały ważnego i silnego sojusznika. A Putin zamiast przybliżyć się do realizacji kolejnego swojego celu, znów tylko się od niego oddalił.

Po trzecie: odrodzenie NATO

Długoterminowo największą bolączką dla rosyjskiego dyktatora jest jednak metamorfoza, którą w ciągu ostatniego roku przeszło, i nadal przechodzi, NATO. Dawniej priorytetem było niedrażnienie Rosji i utrzymywanie względnie neutralnych relacji z Kremlem. Po inwazji na Ukrainę NATO z czasem zrozumiało, że nie ma sensu kurczowo trzymać się porozumień z neoimperialną Rosją, które to porozumienia Kreml traktuje instrumentalnie.

UE wobec inwazji na Ukrainę zareagowała szybciej i bardziej stanowczo niż kiedykolwiek w historii. Wcześniej zawsze nad wszystkim spędzała mnóstwo czasu, lubiła hamletyzować i dzielić włos na czworo
Paweł Świeboda, były wiceszef Europejskiego Centrum Strategii Politycznej w Komisji Europejskiej

Otwarcie drzwi do NATO dla Finlandii i Szwecji jest tego najlepszym dowodem. A na dwóch nordyckich państwach może się nie skończyć. Agresja Rosji wobec Ukrainy pokazała, że wiara w neutralność jest dzisiaj kiepską walutą. Dlatego o akcesji do Sojuszu poważnie myślą dzisiaj Mołdawia i Gruzja, które maja wszelkie powody obawiać się neoimperialnych ambicji Putina. Obecność w NATO jest też, obok wejścia do Unii Europejskiej, głównym celem Ukrainy, ale tutaj warunkiem koniecznym jest zwycięskie zakończenie wojny z Rosją.

Choćby po liczbie państw zainteresowanych zasileniem NATO widać, że Sojusz przeżywa swoje najlepsze chwile od lat albo i dekad. Sytuacja na Ukrainie i zaangażowanie państw NATO, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych, to również jasny sygnał dla reszty świata. Po pierwsze, że nikt w pojedynkę nie jest bezpieczny. Po drugie, że Zachód i NATO nie dopuszczą do siłowej rewizji granic i rozmontowywania globalnego porządku.

Oczywistym kontekstem są tutaj Chiny i Tajwan. Pekinowi od dawna nie podoba się coraz większa samodzielność mniejszego i słabszego sąsiada. Z kolei Stany Zjednoczone nie zamierzają dopuścić do sytuacji, w której Tajwan podzieliłby los Ukrainy. - Biden w kwestii Tajwanu powiedział coś, czego nigdy nie powiedział w przypadku Ukrainy. Stwierdził bowiem, że w razie napaści Chin na Tajwan wysłałby tam amerykańskich żołnierzy - mówił niedawno w rozmowie z Interią dr Łukasz Pawłowski, socjolog i ekspert od amerykańskiej polityki. - Już jaśniej postawić sprawy nie można - ocenił socjolog i ekspert ds. amerykańskiej polityki.

Drugie życie NATO, które zafundował Sojuszowi Putin, sprawia, że Chiny trzy razy zastanowią się, zanim w sprawie Tajwanu wykonają choćby jeden krok.

Video Player is loading.
Current Time 0:00
Duration -:-
Loaded: 0%
Stream Type LIVE
Remaining Time -:-
 
1x
    • Chapters
    • descriptions off, selected
    • subtitles off, selected
      reklama
      dzięki reklamie oglądasz za darmo
      Finlandia została członkiem NATO
      Finlandia została członkiem NATONATO TV / AFPAFP
      Przejdź na