Hanna Gronkiewicz-Waltz: Ojcobójstwo jest częstym zjawiskiem w polityce
Hanna Gronkiewicz-Waltz zdradza, jak będzie wyglądał program wyborczy Platformy Obywatelskiej, co sądzi o brutalnej walce o władze w swoim ugrupowaniu i ujawnia, ile dodatku do emerytury zainkasował jej mąż. W rozmowie z Interią nie boi się wytknąć błędów Donalda Tuska. Mówi też, co ma wspólnego z najbardziej kontrowersyjnymi posłami w klubie KO: - Transparenty mi nie przeszkadzają. Niektóre były takie, że rozciągnęłabym je jak Klaudia Jachira - usłyszeliśmy.
Jakub Szczepański, Interia: Donald Tusk dał się ostatnio poznać jako fan poezji Czesława Miłosza. Czy metafora ze sznurem to nie jest przesada?
Hanna Gronkiewicz-Waltz, była prezydent Warszawy: - Tusk miał ocenzurować Miłosza? Chyba wyrośliśmy już z epoki cenzury, chociaż wiele wskazuje, że za rządów PiS niedługo możemy do niej wrócić. Donald jest z Gdańska, na Pomniku Poległych Stoczniowców jest słynny napis autorstwa poety. Przecież to ostrzeżenie dla dyktatorów.
Nie za mocno?
- Musi pan zrobić seans spirytystyczny z Czesławem Miłoszem i zapytać, dlaczego tak mocno napisał.
O poezji można dyskutować, ale nie ma wątpliwości, że Donald Tusk zaliczył wpadkę, tracąc prawo jazdy. Zgodzi się pani?
- Popełnił błąd, ale w końcu zwrócą mu to prawo jazdy.
Kiedy Robert Mazurek z RMF FM świętował urodziny również z politykami PiS, lider PO błyskawicznie postawił pod pręgierzem Tomasza Siemoniaka czy Borysa Budkę za udział w imprezie. Jak to teraz wygląda?
- To trochę inna kategoria. Zachowanie Tuska było naganne, ale takie wykroczenia zdarzają się wielu Polakom. Siemoniak i Budka wybrali się do zwolennika PiS-u, który nawet nie udaje obiektywnego dziennikarza.
Jeszcze w tym tygodniu "Fakt" publikował materiał, w którym Donald Tusk gnał ze swoim kierowcą ponad 100 km/h po Warszawie. Gdzie tu poprawa?
- Donald miał trzymać za kierownicę i patrzeć na licznik? Sama nigdy tego nie robiłam. To problem kierowcy. Kiedy ja korzystałam z kierowcy i rozmawiałam na tylnym siedzeniu przez telefon, nie patrzyłam, z jaką prędkością porusza się auto. Nie łączmy przekroczenia prędkości kierowcy, z przekraczaniem prędkości przez Tuska.
Jest pani klientką Romana Giertycha?
- Nie jestem.
Czyli nie boi się pani inwigilacji? Bo wiadomo, że telefon mecenasa został zhakowany systemem Pegasus, kiedy kontaktował się z opozycją.
- To skandal, że został podsłuchany. Każdy wybiera pełnomocnika, jakiego chce. Kogoś, do kogo ma zaufanie. Nie ulega wątpliwości, że Roman Giertych jest dobry. Mogę nawet powiedzieć, że jest wybitnym prawnikiem.
A nie kłuje panią po oczach ta zmiana? Od wicepremiera w rządzie PiS po obrońcę opozycji.
- Ma prawo się zmienić. Pochodzi z endeckiej rodziny i przyjął jej poglądy. Teraz działa samodzielnie. Zobaczył, co zrobiono Andrzejowi Lepperowi, w jaki sposób działa Jarosław Kaczyński. Każdy może ewoluować, ważne w jaką stronę.
Gdyby Krzysztof Bosak wyparł się Konfederacji, to widziałaby go pani na listach PO?
- Jego nie, z prostej przyczyny: kiedy był w Sejmie w czasach LPR-u, usiadł na moim miejscu, które było podpisane. Musiałam iść na skargę do Giertycha, żeby go upominał.
Grzegorz Schetyna oznajmił w Trójce, że dzięki Tuskowi Platforma "otrzymała nową dawkę energii". To prawda?
- Wystarczy popatrzeć na sondaże. Jeżeli mamy teraz powyżej 20 proc. poparcia, mieliśmy kilkanaście, a nawet zanosiło się na jednocyfrową wartość to wiadomo, że wzmocnił partię. Donald popchnął do przodu Platformę. To pewna drużyna, a efekty sondażowe to wynik jego polityki. Nikogo nie wyrzucił, stworzył mocny zarząd. Zespolił stare z nowym.
To prawda, że Donald Tusk zlikwidował już wszystkie frakcje w Platformie?
- Z Tuskiem zawsze było tak, że był silny. Ale jak ktoś chciał, to tak jak ja, był w stanie go przekonać. Dyskutować trzeba zawsze. Tylko w odpowiedniej formie.
Pamięta pani jak się nazywał ruch Rafała Trzaskowskiego?
- Nie pamiętam.
No właśnie, a on zdążył dołączyć już do drugiego. Podobno posmutniał, bo na rzecz Tuska stracił też swoją frakcję.
- Donald Tusk jest przewodniczącym i nie ulega to żadnej dyskusji. Na pewno Rafał ma mocną pozycję w Platformie. Zwłaszcza że wypracował wysoki stopień zaufania społecznego. Chociażby dlatego nie można osłabić jego pozycji.
A jak się pani podobało wycięcie Andrzeja Halickiego, który stracił posadę szefa regionu, chociaż na Mazowszu rządził ponad dekadę?
- Zawsze bardzo dobrze mi się współpracowało z Halickim. Niemniej, po 15 latach, ludzie mają prawo oczekiwać zmian.
Nóż w plecy, podobno na polecenie Tuska, wbili mu polityczni wychowankowie: Jan Grabiec i Marcin Kierwiński. To nie była prywatna vendetta?
- Bzdura. W partiach, zarówno w Polsce jak i za granicą, niestety tak jest. Angela Merkel też wbiła nóż w plecy Helmutowi Kohlowi. Bardzo tego nie lubię. Niestety, ojcobójstwo jest częstym zjawiskiem w polityce.
Główny zarzut przeciwko PO to brak programu. Stworzyć mają go teraz młodzi, ale pod nadzorem Bartłomieja Sienkiewicza. Co pani na to?
- Potrzeba i doświadczenia, i świeżej krwi. Sama młodość nie wystarczy, czego dowodem jest przypadek SLD. Chociaż Wojciech Olejniczak i Grzegorz Napieralski przejęli partię, nic im z tego nie wyszło. Jeśli chodzi o program, nie do końca rozumiem to pytanie.
A co w nim nadzwyczajnego?
- Po pierwsze, wybory są dopiero za dwa lata. Przedstawimy go teraz, a później nam powiedzą, że nie mamy nowych pomysłów. Na pewno trzeba będzie odwrócić wszystko to, co było antydemokratyczne.
Czyli PO znowu będzie "antypisem"?
- A co jest złego w "antypisie"? Dzięki takiej koncepcji i własnej pracy wygrałam trzy kampanie wyborcze w Warszawie. Zarządzałam dobrze miastem, ale wszyscy wiedzieli, że PiS jest nieudolny.
Niech już nie będzie pani taka złośliwa, bo cała Polska wie, że stolica głosuje na Platformę.
- Przedtem rządził przecież PiS. Proszę pamiętać, że przegrałam pierwszą turę z Kazimierzem Marcinkiewiczem w 2006 r. Dominacja Platformy nie przyszła sama. Gdy moi znajomi pojawili się wtedy incognito na wieczorze wyborczym to usłyszeli, że młodzi dziennikarze nie wiedzieli, o co mnie pytać, bo miałam przegrać.
Liczyła się pani z porażką?
- Myśmy nie rządzili, a Donald Tusk nie planował wtedy przyjechać do Warszawy. Powiedziałam mu wówczas, że stałam koło niego na Politechnice, kiedy to on przegrywał (w wyborach prezydenckich - red.). Chciałam, żeby został ze mną do ostatniej chwili, do momentu ogłoszenia wyników. I tak się stało.
To jak pani rozumie ten "antypis" w wykonaniu Platformy?
- Trójpodział władzy, samorząd lokalny, gospodarczy sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, a nie Chinami. Można w ten sposób napisać cały program. Przynajmniej dziesięć punktów.
A propozycja dla ludzi? Zdaje się, że PiS wygrywa, bo ma coś do oferowania zwykłym obywatelom.
- Mój mąż pracował prawie 50 lat, dostał wczoraj dodatek w wysokości 344,87 zł emerytury. Tak czy owak, przy takiej drożyźnie i inflacji, nie będzie miało to istotnego znaczenia.
Ale przecież dali. A wy?
- Myśmy dali darmowe przedszkola, płatny urlop macierzyński, wprowadziliśmy kredyt mieszkaniowy dla młodych małżeństw. Części tych rozwiązań już nie ma. Nie rozdawaliśmy pieniędzy jak PiS, ale nie bez powodu. To trochę tak jak z dzieckiem, które przychodzi po wyższe kieszonkowe. Chce więcej i nic go nie interesuje, ale to i tak rodzic musi mu kupić buty na zimę.
Podobał się pani ostatni happening PO w Sejmie? "Sektorówka" i plakaty dotyczące inflacji?
- Wszystko, co pozwala komunikować się ze społeczeństwem i jest w granicach prawa, należy uznać za dozwolone. Transparenty mi nie przeszkadzają. Niektóre były takie, że rozciągnęłabym je jak Klaudia Jachira.
To po co ta krytyka Jachiry w PO?
- Ja jej nie krytykuję, podobnie jak Franka Sterczewskiego. Mają zapał godny pozazdroszczenia. Doceniam ludzi o wrażliwych sercach i ekspresyjnym wyrazie. Uważam, że młodych ludzi nie należy karać, ale lekko formować. W tym kontekście podoba mi się powiedzenie Tuska: "nie zapominaj, że jesteś częścią większego projektu". Sama je kiedyś usłyszałam.
Jakub Szczepański