W poniedziałkowym wydaniu "Faktu" czytamy, że były premier i szef PO Donald Tusk "znów szarżuje po mieście, choć tym razem jako pasażer". Zdaniem dziennika, auto wiozące Donalda Tuska oraz rzecznika PO Jana Grabca jechało przez warszawską ulicę Jana III Sobieskiego z prędkością 106 km/h. Złamanie przepisów przez kierowcę polityków Platformy miał zaobserwować dziennikarz "Faktu", jadący tuż za nimi. Aby mieć dowód, wykonał fotografię własnej deski rozdzielczej. Gazeta poprosiła Grabca, by skomentował te doniesienia. - Nic nie wiem, żeby nasz kierowca łamał przepisy. Ja nie miałem tego świadomości - odparł rzecznik, deklarując przy tym, że sprawa będzie wyjaśniona, a dozwolonej prędkości nie należy przekraczać. Donald Tusk stracił prawo jazdy. Karę przyjął "bez dyskusji" 20 listopada informowaliśmy w Interii jako pierwsi, że Donald Tusk stracił prawo jazdy. Policja zatrzymała go do kontroli, bo - mając na liczniku 107 km/h - jechał przez teren zabudowany, a dokładniej mazowiecką miejscowość Wiszniewo nieopodal Mławy.Donald Tusk otrzymał 500 zł mandatu, a ponadto zakazano mu kierować pojazdami przez trzy miesiące. "Szlaban" na bycie kierowcą wygaśnie więc w drugiej połowie lutego. "Jest przekroczenie przepisu drogowego, jest kara zatrzymania prawa jazdy na trzy miesiące plus 10 punktów i mandat. Adekwatna. Przyjąłem ją bez dyskusji" - pisał Tusk tamtego dnia na Twitterze. Kilka dni później były premier przekazał Interii, że z Trójmiasta do Warszawy przyjechał pociągiem PKP Intercity. Wybrał skład klasy EIP, a więc ekspresowe Pendolino, kupione za rządów koalicji PO-PSL. - (W podróży) miałem czas, by przemyśleć to wszystko, co się stało - zapewnił Donald Tusk.