W to, że sprawę można jeszcze wyjaśnić, Kamil już nie wierzy. Nie ma punktów zaczepienia, jest pustka. A przecież najprawdopodobniej gdzieś żyje człowiek, który brutalnie zamordował młodą kobietę. Policji i prokuratury ta sprawa nie interesuje, bo psuje im statystyki. Dlatego śledztwo szybko zamknięto, a akta odłożono na półkę. Z Kamilem spotykam się w połowie czerwca w jednym z dolnośląskich miasteczek. Mamy nie pamięta i nie ma żadnych przebłysków. Kiedy kobieta zaginęła, miał cztery lata. Ojca nigdy nie poznał. Wychowali go dziadkowie, którzy żyją do dziś. Kiedy Kamil podrósł, dopytywał babcię o mamę. Dziadek zaginięcie przeżywał po swojemu, zamknął się w sobie i niewiele mówił. W szkole było ciężko, bo inne dzieci dziwiły się, jak można nie mieć rodziców. Kamilowi mama śniła się tylko raz, wtedy kiedy rozpoczął jej poszukiwania. - Jakby chciała mi podziękować - powie podczas naszej rozmowy. 1. Agnieszka Wójtowicz stoi tyłem i obraca głowę przez ramię. Część twarzy zasłaniają czarne, kręcone włosy. Wzrok ma skierowany w obiektyw. Zdjęcie zostało zrobione w połowie lat 90. ubiegłego wieku. To jedna z jej nielicznych fotografii. Nie lubiła się fotografować, a zdjęcia na których ją uchwycono, często niszczyła. Być może powodem była blizna na ciele. Pamiątka po oparzeniu z dzieciństwa. Dziewczyna była najstarsza z trójki rodzeństwa. Urodziła się w czerwcu 1976 r. i wychowała w Złotoryi na Dolnym Śląsku. Po ukończeniu podstawówki kontynuowała naukę w liceum w Legnicy. Jako nastolatka miała wielu znajomych i lubiła prowadzić imprezowy tryb życia. W wieku siedemnastu lat zaszła w ciążę, ale bliskim nigdy nie powiedziała, kto jest ojcem dziecka. Kamil urodził się we wrześniu 1994 r. i wydawało się, że Agnieszka porzuci dotychczasowy tryb życia. Przemiana trwała jednak krótko. Nastolatce godzenie roli matki z życiem towarzyskim szło ciężko. Zdarzało się, że zostawiała chłopca pod opieką swoich rodziców i znikała na kilka dni. Kiedy wracała, płakała i zapewniała, że to był ostatni raz. Gdzie była, tego nigdy nie mówiła. 2. Była połowa 1998 r. Głowę Sabiny Wójtowicz zajmowały codzienne sprawy, kiedy wracała do domu. Dlatego zatrzymujący się obok niej samochód dostrzegła w ostatniej chwili. Siedzący w środku mężczyzna zapytał, czy zna Agnieszkę, kobieta zaprzeczyła. Po całym zdarzeniu ukryła córkę razem z jej dzieckiem u rodziny poza miastem. Do dziś nie wiadomo, kto wtedy szukał dziewczyny. Niespełna miesiąc po tym zdarzeniu Agnieszka powiedziała swoim rodzicom, że wychodzi z domu i niebawem wróci. Nie zabrała ze sobą pieniędzy, ubrań na zmianę, a dowód osobisty zgubiła kilka tygodni wcześniej. Wtedy Sabina i Stanisław widzieli córkę ostatni raz. Po latach podobną historię do tej z samochodem, opowie jedna z koleżanek Agnieszki. Dziewczyny szły razem przez Złotoryję. W pewnym momencie podeszło do nich trzech mężczyzn, a jeden z nich siłą przycisnął głowę Agnieszki do ściany. Wspomnieli o "długach". - Babcia bardzo to przeżywała. Szczególnie nocami, kiedy nie miała się czym zająć i zostawała sama z myślami - mówi Kamil. Dla Sabiny zniknięcie córki było kolejnym ciosem. W lipcu 1995 r. osiemnastoletni Robert, młodszy brat Agnieszki, wybrał się z kolegami do Krzeniwa nad jezioro i utonął. - Kiedy byłem mały, pytałem, czy mama żyje czy nie. Wtedy babcia powiedziała mi, że chyba jest pochowana gdzieś w okolicach Żywca. To zdanie pamiętam jak przez mgłę - opowiada Kamil. 3. Kartka pocztowa była zaadresowana na ulicę Wiosenną w Złotoryi. Listonoszka zdziwiła się, bo odbiorcą była Sabina Wójtowicz, a ta przecież mieszkała w innym miejscu. Dodatkowo na odwrocie widniał podpis Agnieszki i zdanie, że niebawem wróci do domu. Listonoszka uznała, że dziewczyna być może była roztargniona i wpisała zły adres. Kiedy pocztówka trafiła do Sabiny, ta zauważyła na niej zaschniętą czerwoną plamę przypominającą krew. Nie zgadzał się także charakter pisma. Ten Agnieszki wyglądał zupełnie inaczej. Sabina natychmiast udała się do pobliskiego komisariatu, czując, że wydarzyło się coś złego. Kilka miesięcy wcześniej policjanci, choć przyjęli informację o zaginięciu, to niewiele w tej sprawie zrobili. Myślała, że teraz będzie inaczej. Funkcjonariusze niechętnie przyjęli pocztówkę, ale co się z nią stało, nie wiadomo. W dokumentach nie ma po niej śladu. 4. W maju 1999 r. Grzegorz umówił się na oglądanie domku letniskowego. Wiesław od jakiegoś czasu chciał sprzedać nieruchomość znajdującą się w Międzybrodziu Bialskim, na skraju jeziora. To turystyczna miejscowość w Beskidzie Małym. Od Złotoryi oddalona jest o 340 kilometrów. Nie wiadomo, czy Grzegorza coś tknęło, czy być może wszystko chciał dokładnie sprawdzić przed zawarciem transakcji. Mężczyzna podszedł do szamba, podniósł pokrywę i dostrzegł, że na dnie znajdują się ludzkie zwłoki leżące plecami do góry. Wiesław, który chciał sprzedać nieruchomość, opowiedział policjantom, że ostatni raz na działce był w lutym. Zauważył wtedy, że pokrywa od szamba jest delikatnie przesunięta, dlatego podszedł i ją poprawił. Policyjne oględziny wykażą później, że ciało należało do młodej kobiety. Dziewczyna była rozebrana, a na jej głowę założono foliowy worek. Zwłoki znajdowały się w stanie daleko posuniętego rozkładu. Na miejscu śledczy znaleźli spodnie, sweter, zużytą prezerwatywę, niedopałki papierosów, bilet MZK Kęty, podpaskę, chusteczki higieniczne oraz włókna włosów. Z wyników sekcji zwłok dowiemy się, że kobieta została najprawdopodobniej uduszona. Ktoś również próbował ją oskalpować, choć mogło do tego dojść już po śmierci kobiety. W momencie śmierci kobieta nie była pod wpływem środków odurzających. Czas zgonu określono na przełom grudnia i stycznia. W listopadzie 1999 r., sześć miesięcy po odkryciu zwłok, sprawa została umorzona. 5. - Jakiś czas po zaginięciu mojej mamy w telewizji nadawany był program "Ktokolwiek Widział Ktokolwiek Wie". Tam pokazano portret zamordowanej kobiety z okolic Żywca. Postać z obrazka była bardzo podobna do mamy. Babcia poszła wtedy na policję i powiedziała, że to może być jej córka Agnieszka. Jednak ze strony śledczych nie było żadnej reakcji - opowiada Kamil, który tę historię usłyszał od babci. Sabina po latach ustaliła, że jej córka tuż po zaginięciu zatrzymała się przez kilka dni u Andrzeja. Kiedy kobiecie udało się ustalić, kim był mężczyzna i gdzie mieszkał, pojechała do niego. Niestety za późno, zmarł on w 2015 r. Z opowieści jednej z jego sąsiadek wynika, że Agnieszka pewnego dnia wyszła z bloku i wsiadła do czarnego samochodu. Zrobiła to z własnej woli i wyglądało to tak, jakby znała kierowcę. Kim był mężczyzna, tego sąsiadka nie wie. 6. Młody mężczyzna przez dłuższą chwilę pukał w drzwi domu sołtysa Wiktora Czulaka. Kiedy ten otworzył, usłyszał prośbę o pomoc. Z relacji nieznajomego wynikało, że "oni mordują jego dziewczynę". Sołtys odesłał mężczyznę do komisariatu policji znajdującego się w sąsiedztwie. Chłopak nigdy tam nie dotarł. Była sylwestrowa noc 1998 r. Tę historię opowiedzieli mi mieszkańcy, którzy usłyszeli ją od sołtysa Czulaka. Ten zmarł kilkanaście miesięcy temu. Kim był tajemniczy młody mężczyzna, dlaczego nie dotarł do komisariatu i co się z nim stało? Tego śledczym nie udało się nigdy ustalić. Na początku 1999 r. do rodziców Sabiny przyszedł Tomasz, znajomy Agnieszki. Dopytywał o nią, pytał czy już wróciła, był poddenerwowany. Nigdy więcej się już nie pojawił. Tomasz mieszka dziś w Legnicy. Chcę z nim porozmawiać o wydarzeniach sprzed lat. Telefon odbiera jego żona, jest wyraźnie poddenerwowana pytaniami. - My nie mamy z tym nic wspólnego - mówi. I dodaje, że jakiś czas temu w tej sprawie kontaktowała się z nimi policja. W prokuratorskich dokumentach z wykazem świadków nazwisko Tomasza się nie pojawia. Pytam, czy mogę porozmawiać z mężczyzną. - Nie, mamy swoje problemy teraz, mąż jest w szpitalu - odpowiada. Czy Tomasz jest tym samym mężczyzną, który pukał do domu sołtysa Czulaka? 7. Ciało kobiety, które znaleziono w szambie pochowano na cmentarzu w Międzybrodziu Bialskim. W usypaną z ziemi mogiłę wbito drewniany krzyż z tabliczką, na której napisano datę śmierci i litery NN - nazwisko nieznane. - Została pochowana między nami, wśród naszych mieszkańców. Obok spoczywał mój sąsiad, do którego czasem chodziłam zapalić znicz. I widziałam ten grób nieznajomej wtedy kobiety. To był 1999 r. Ten grób był taki ubogi. Myślałam sobie, że to młoda kobieta. Na początku mężczyźni pomogli mi ustabilizować ziemię przy grobie. Tak aby się nie obsypywała. Potem postawiliśmy murek. To nie jest tak, że ja to sama zrobiłam. Ktoś dał 5 zł, ktoś inny 10 zł i ten murek postawiliśmy. Potem poszłam do kamieniarzy zapytać, ile kosztowałoby zrobienie pomnika. Powiedzieli: Władziu, pani robi tyle dobrych uczynków to i my możemy. I zrobili ten pomnik. Potem przez lata dbałam o niego, o to aby trawa nie rosła. Przynosiłam znicze - opowiada Władysława Rączka, mieszkanka Międzybrodzia Bialskiego, która opiekowała się przez lata grobem kobiety. - Kiedy to się stało, mówiono, że ta kobieta miała znamię po cesarskim cięciu. To na sekcji potwierdzono. Zawsze przez te lata myślałam, że musiała urodzić i to dziecko gdzieś tam w świecie jest. Zastanawiałam się czy jej szuka, czy wie, że nie żyje. Modliłam się za to dziecko - mówi. 8. Kamil o tym, że chce odnaleźć mamę, wiedział od dawna. - Zawsze mnie zastanawiało, co się z nią stało, ale nie miałem żadnego jej fotografii. Mama nie lubiła się fotografować, a wszystkie zdjęcia, na których była, niszczyła - opowiada. Sebastian poznał Agnieszkę na dyskotece - Zakochałem się w niej, byliśmy parą, ale potem nasze drogi się rozeszły - mówi. Rozstali się kilka lat przed zaginięciem dziewczyny. - Kilka lat temu w sylwestra zadzwonił do mnie Kamil. Zapytał mnie, czy znam Agnieszkę, bo jest jej synem. Powiedziałem, że ją znam i zapytałem, co tam u niej. Wtedy dowiedziałem się o jej zaginięciu. - Zaraz po tym telefonie przyjechał do mnie i przywiózł trzy zdjęcia - opowiada Kamil. - Kiedy pierwszy raz zobaczyłem mamę, wszystko podeszło mi do gardła. Tak mniej więcej ją sobie wyobrażałem. Pewnie dlatego, że babcia mi często o niej opowiadała - wspomina. 9. W styczniu 2021 r. administratorzy facebookowej grupy "Zaginieni przed laty" na prośbę Kamila opublikowali zdjęcia jego mamy. Hubert Kordas, prowadzący bloga "Bez Przedawnienia" skojarzył fotografię ze sprawą, którą opisał w maju 2018 r. Chodziło o znalezienie zwłok kobiety w Międzybrodziu Bialskim. - Zadzwoniłem na komendę policji w Żywcu i powiedziałem, o co chodzi. Połączono mnie z wydziałem kryminalnym. Policjant, który odebrał telefon, kojarzył sprawę, bo 25 lat wcześniej, był na miejscu odnalezienia zwłok mojej mamy - opowiada Kamil. Śledczy pobrali DNA najpierw od niego, a później od jego babci. Testy wykazały, że nieznajoma znaleziona w Międzybrodziu Bialskim w 1999 r. to mama Kamila. - Kiedy Kamil stanął przy tym grobie, zaczął płakać. Mówię mu: Kamilku, tu leży twoja mama. Tyle lat się modliłam o to, abyś ją odnalazł. Razem z nim przyjechała jego babcia i wujek. Byli u mnie w domu. Bardzo dobrze wspominam tamtą wizytę. Do dziś mamy kontakt, choć życie biegnie, człowiek ma swoje zmartwienia, ale zawsze co jakiś czas dzwonimy do siebie z Kamilem - mówi Wiesława Rączka, która opiekowała się grobem. 10. Prokuratura Rejonowa w Żywcu w maju 2021 r. ponownie podjęła śledztwo w sprawie zamordowania Agnieszki, ale po roku je umorzyła. W tym czasie porównano materiał genetyczny zabezpieczony w 1999 r. z DNA dwóch mężczyzn, ale badania dały wynik negatywny. Posesję, na której znaleziono ciało, początkowo chciano przeszukać ponownie, ale odstąpiono od tego, kiedy okazało się, że wielokrotnie była remontowana. Śledczy zwrócili się również do sądu okręgowego w Legnicy o akta sprawy z 1997 r. Nazwisko Agnieszki przewijało się w jednej ze spraw. Dokumenty jednak zostały zniszczone. Zabezpieczony materiał genetyczny zarejestrowano także w bazie danych Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego. 11. Jest październik 2021 r. Kamil prowadzi samochód, obok siedzi Sabina, jego babcia, mama Agnieszki. W tyle siedzi Przemysław, brat Agnieszki. Choć podróż trwa kilka godzin, żadne z nich się nie odzywa. Tylko mężczyzna siedzący z tyłu na chwilę przerywa ciszę. - Agnieszko, wracasz do domu - wyszeptał, po czym dłońmi ścisnął leżącą na jego kolanach urnę z prochami matki Kamila. Urna z prochami została pochowana na cmentarzu w Złotoryi. Spoczywa w tym samym grobie, co ciało Roberta, tragicznie zmarłego brata Agnieszki. - Z jednej strony udało się odkryć jedną tajemnicę, a z drugiej pojawiła się kolejna. Kiedy odnalazłem mamę, zrobił się szum medialny, ale teraz wszystko ucichło. Nie mam punktu zaczepienia. Z jednej strony staram się coś działać i szukać, a z drugiej strony wiem, że muszę normalnie żyć, bo mam dla kogo - mówi Kamil. - Kiedy dowiedziałem się o rozpoczęciu śledztwa na nowo, myślałem, że wszystko rozwiąże się w trzy miesiące. Chyba za dużo seriali kryminalnych się naoglądałem. O umorzeniu sprawy dowiedziałem się z przesłanego listu. Nikt do mnie nie zadzwonił, nie wyjaśnił - dodaje. 12. - Ciężko było bez mamy, ale teraz jest już lepiej, bo mogę jechać na cmentarz, postawić znicz, przynieść kwiaty na dzień mamy. Na początku byłem u niej dwa, trzy razy w tygodniu. Teraz trochę rzadziej, bo to 50 kilometrów od mojego miejsca zamieszkania - opowiada Kamil. - Czasem rozmawiam z mamą. Opowiadam jej wszystko na głos, ale tak, aby nikt tego nie widział. Lubię jej się czasem czymś pochwalić - konkluduje. Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły