W Janowie (woj. mazowieckie) ogień pojawił się 10 stycznia 2020 r. Stojące zbiorniki z kwasem siarkowym pod wpływem temperatury rozszczelniły się, a znajdująca się w środku substancja wsiąkła w ziemię. W Nowinach (woj. świętokrzyskie) ktoś zgromadził odpady chemiczne w beczkach i pojemnikach typu mauser, łącznie kilka tysięcy litrów. Ogień pojawił się na nielegalnym składowisku dwukrotnie: w lutym i kwietniu 2020 r. Do powietrza przedostały się lotne związki organiczne, amoniak, styren, aceton i inne niezidentyfikowane substancje. Przedstawiciele inspektoratów ochrony środowiska stwierdzili, że oba wydarzenia miały negatywny wpływ na środowisko. Mogły także zagrażać okolicznej ludności. To tylko dwa przykłady, bo lista liczy 754 pozycje. Dokładnie tyle razy płonęły składowiska odpadów od 2017 do 2022 r. Tak wynika z opublikowanego niedawno raportu Najwyższej Izby Kontroli. Oznacza to, że do pojawienia się płomieni dochodzi statystycznie co trzy dni. Zeszłotygodniowy pożar w Zielonej Górze nie był więc wyjątkiem od reguły, a jedynie ją potwierdzał. Pożary składowisk. "Pytam pacjentów, gdzie mieszkają" - Żadna substancja toksyczna, którą wydychamy wraz z dymem nie jest dobra dla funkcjonowania układu oddechowego - nie ma wątpliwości doktor Anna Prokop-Staszecka, kierująca oddziałem pulmonologii w szpitalu Jana Pawła II. Leczeniem płuc zajmuje się od ponad 40 lat i nie jedno na szpitalnym oddziale widziała. - W płucach widać wszystko, co dzieje się w organizmie. Jeżeli oddychamy toksynami, to cały organizm jest zatruty. To nie jest kwestia tylko tego, że płuca mogą zostać uszkodzone. To się przekłada na nasze serce czy mózg, które są wrażliwe na niedotlenienie i trucizny w powietrzu - mówi. I dodaje, że w wyniku pożarów składowisk mieszkające w pobliżu osoby są narażone nie tylko na te krótkotrwałe dolegliwości, ale także te, które mogą ujawnić się po latach. - Z tymi natychmiastowymi objawami często spotykają się lekarze na szpitalnych oddziałach ratunkowych, to jest niedotlenienie organizmu, duszności, problemy z oddychaniem czy drażniący kaszel - wylicza. - Jednak potem trafiają do nas na oddział młode osoby, które nie paliły, prowadziły zdrowy tryb życia, a mają zmiany, które doprowadziły do włóknienia płuc - opowiada lekarka. Doktor Prokop-Staszecka przyznaje, że od dłuższego czasu pyta pacjentów, czy przypadkiem w ich najbliższej okolicy nie doszło do pożaru toksycznych odpadów. - Pytam o to, gdzie mieszkają, bo często lokalizacja ich domu jest kluczem do rozwiązania ich zdrowotnych dolegliwości - mówi lekarka. Beczki pełne toksyn W beczkach zgromadzonych w Przylepie (Zielona Góra), które spłonęły w zeszłym tygodniu, znajdowały się substancje silnie trujące powodujące bóle głowy, nudności, zawroty głowy czy utratę przytomności. Tak wynika z ekspertyzy, którą dysponują śledczy z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze. O tym, że odpady są niebezpieczne dla mieszkańców i jest problem z ich składowaniem, Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Zielonej Górze wiedział od 2014 r. Z raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że gromadzenie odpadów ma "zazwyczaj daleko idące skutki w postaci zagrożenia dla środowiska oraz dla zdrowia i życia ludzi (...). Dym powstający podczas tego typu pożaru często zawiera wiele niebezpiecznych związków chemicznych. Do atmosfery uwalniane są m.in.: tlenek węgla, dwutlenek węgla, podtlenek azotu, amoniak, tlenek azotu, tlenki siarki, arsenu i jego związków, kadmu i jego związków, dioksyny czy pył zawieszony". - Normalna procedura powinna być taka, że osoby mieszkające w pobliżu płonącego składowiska powinny być ewakuowane. Tak się dzieje na zachodzie Europy, bo płonące odpady to nie tylko problem Polski. Jednak ewakuacja ludności pokazywałaby, że problem jest poważny. Jeśli weźmiemy pod uwagę, jak tych pożarów składowisk jest dużo, to za chwilę by się okazało, że co kilka dni ktoś gdzieś w Polsce musi się ewakuować - mówi Interii Tomasz Borejza, dziennikarz SmogLabu i autor książki "Odwołać katastrofę", - Sytuacje z ostatnich lat związane z pożarami składowisk pokazują słabość instytucji, które powinny walczyć o ochronę środowiska. Temat ekologiczny interesuje polityków tylko wtedy, kiedy pojawia się on w kontekście kampanii wyborczej. Ewentualnie, kiedy mieszkańcy lokalnej społeczności się zmobilizują i naciskają na samorządowców, to wtedy czasem coś pozytywnego się wydarzy. Nie trzeba być lekarzem, aby wiedzieć, że pożary toksycznych chemikaliów mają wpływ na nasze zdrowie - dodaje. Słowa redaktora Borejzy potwierdzają dane z raportu NIK. Składowiska w ostatnich latach płonęły 754 razy, ale tylko w mniej niż połowie przypadków udało się złapać sprawców podpaleń. - Nam się wydaje, że takie sytuacje nie mają wpływu na nasze płuca. Często jednak dopiero po latach okazuje się, że pojawiają się jakieś zdrowotne problemy. Wdychanie powietrza pełnego dymu z płonącego składowiska, czy tego chcemy czy nie, zawsze zostawi jakiś ślad - mówi doktor Prokop-Sztaszecka. Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl