Do komisariatu we Wrześni przyszła Elżbieta S. i poinformowała o zaginięciu swojej siostry, Doroty Białowąs. Z jej opowieści wynikało, że 29-letnia wówczas kobieta przyjechała 17 grudnia 2016 r. z Poznania do niewielkiej wsi Wszembórz. To tam mieszkał jej mąż Błażej, z którym kobieta była w trakcie rozwodu. Dorota przekroczyła próg domu, bo chciała odwiedzić trójkę swoich dzieci: Natalię, Borysa i Macieja. Sąd zdecydował, że na czas trwania sprawy rozwodowej mają one pozostać w dotychczasowym miejscu zamieszkania razem z ojcem. Od tamtej pory ślad po kobiecie się urywa. Przypadkowe spotkanie Jest rok 2004. 17-letnia wówczas Dorota chce złapać stopa, aby szybciej dotrzeć do domu. Przy młodej dziewczynie zatrzymuje się 38-letni wówczas Błażej. To biznesmen z okolic Wrześni. Pomimo różnicy wieku para szybko znalazła wspólny język. Mężczyzna był w trakcie rozwodu i nic nie stało na przeszkodzie, aby Dorota z Błażejem zbliżyli się do siebie. Kilkanaście miesięcy po przypadkowym spotkaniu na świat przychodzi ich pierwszy syn Maciej, po kolejnych trzech rodzi się Borys, a po sześciu córka Natalia. Do 2014 r. relacje pomiędzy małżonkami układają się poprawnie. Później dochodzi do coraz częstszych kłótni. Według rodziny Doroty jej mąż miał zachowywać się agresywnie, bić oraz zmuszać ją do stosunków intymnych. Prośba o pomoc W styczniu 2015 r. kobieta wspierana przez swoją siostrę Elżbietę i znajomego Dariusza C. wyprowadziła się z domu we Wszemborze. Choć jej bliscy relacjonują, że została z niego wręcz wyrzucona i została z niczym. Rozpoczęła się rozprawa rozwodowa, a sąd zdecydował, że do momentu jej zakończenia trójka dzieci pozostanie w domu razem z ojcem. Dorota miała mieć możliwość spotykania się z nimi co drugi weekend. Kobieta po wyprowadzeniu się od męża szybko znalazła mieszkanie w Poznaniu i przyszykowała tam miejsce dla swoich dzieci. Pomimo decyzji sądu Błażej odmawiał przywożenia dzieci do Poznania. Jego postawy nie zmieniły kolejne kary pieniężne, które na niego nakładano. Z tego powodu Dorota, aby móc się zobaczyć z dziećmi, musiała jeździć do Wszemborza. Najczęściej pojawiała się w sobotę z rana i zostawała razem z dziećmi do późnych godzin wieczornych. Z ustaleń śledczych wynika, że nie były to spokojne wizyty. Błażej miał ubliżać Dorocie, a kobieta czuła się zastraszana. To właśnie dlatego, najprawdopodobniej za namową bliskich, nagrywała wszystko z ukrycia. Przemoc Podczas jednego z widzeń Błażej miał pobić Dorotę. Sprawa została zgłoszona na policję. Z ustaleń śledczych wynikało, że 13 września 2015 r. Błażej przywiózł dzieci na widzenie do mieszkania Doroty w Poznaniu. Mężczyzna miał się zdenerwować, bo w mieszkaniu przebywał również siostrzeniec jego żony, którego zgodnie z postanowieniem sądu być tam nie powinno. Wszystko dlatego, że spotkania Doroty z dziećmi miały odbywać się bez osób trzecich. Błażej chciał zabrać dzieci i wyjść z mieszkania. Dorota prosiła męża, aby się opanował. Po tych słowach Błażej miał uderzyć kobietę. Na miejsce została wezwana policja, a funkcjonariusze przybyli na miejsce zobaczyli poranioną twarz kobiety. Sąd Okręgowy podtrzymał wyrok sądu pierwszej instancji i skazał męża Doroty na karę 1050 zł grzywny i zadośćuczynienia dla kobiety w wysokości 2 tys. zł. Wyrok zapadł w kwietniu 2017 r. i był prawomocny. Dorota nie mogła go jednak wysłuchać, bo od kilku miesięcy była uznawana za zaginioną. Dorota Białowąs. Co spotkało młodą kobietę? Wróćmy do feralnej soboty 17 grudnia 2016 r. Dorota B. przyjechała ok. 11.30 do domu Błażeja. Podwiózł ją znajomy Dariusz C. Jak wynika z jego zeznań, zostawił Dorotę pod furtką, a sam wrócił do swojego domu i o godzinie 19 ponownie pojawił się we Wszemborzu, aby odebrać kobietę. Kiedy ta się nie pojawiła, próbował się do niej dodzwonić. Bezskutecznie. Z zeznań Błażeja B. wynika, że jak co tydzień od piątkowego popołudnia dzieci przebywały u jego rodziców we Wrześni. Mężczyzna zeznał, że w sobotę rano zadzwonił jego ojciec i powiedział, że źle się czuje i nie może odwieźć swoich wnuków do Wszemborza. Błażej B., jak konsekwentnie twierdzi, postanowił poczekać na przyjazd swojej żony, a później pojechać po dzieci i przywieźć je na widzenie. Towarzyszył mu w tym Dariusz K. - szwagier Doroty. Według zeznań Błażeja Dorota po przyjeździe zadeklarowała, że poczeka na przywiezienie dzieci. Jednak po chwili miała pokłócić się z mężczyzną i zdenerwowana wyjść z domu. Błażej twierdzi, że spojrzał przez okno i zobaczył, że jego żona idzie w kierunku Mikuszewa. Przesłuchany w charakterze świadka Dariusz K., szwagier Doroty, potwierdził śledczym przebieg wydarzeń. Kilka minut po wyjściu Doroty z domu Błażej miał wsiąść do samochodu i jej szukać. Jak zeznał, bał się oskarżeń o utrudnianie kobiecie kontaktów z dziećmi. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów miał zawrócić do domu. Śledczym opowiedział, że jej nie odnalazł. Stwierdził, że "musiała złapać jakąś okazję i ktoś podwiózł ją do domu". Fałszywe zeznanie Błażej i Dariusz K. zeznali, choć z drobnymi różnicami, że później segregowali śmieci, przygotowując je do spalenia, a następnie rozpalili niewielkie ognisko w ogrodzie. Około godziny 13.30 udali się po papierosy do sklepu w Pyzdrach, z którego do domu wrócili około godziny 14. Później znów mieli palić śmieci. Po czym pomiędzy godziną 15 a 16 Błażej udał się po dzieci do Wrześni. Po przywiezieniu ich do domu około godziny 18 odwiózł Dariusza K. do Środy Wielkopolskiej. Błażej wrócił do domu we Wszemborzu po godzinie 19. Dostrzegł stojący przed jego domem samochód znajomego Doroty, który czekał na kobietę. Po godzinie 20 do domu Błażeja przyjechał policyjny patrol. Z opowieści Błażeja wynika, że po wizycie policjantów nie opuszczał już domu. Jednak, jak ustalili śledczy, po godzinie 23 jego telefon logował się we Wrześni, co może wskazywać, że w tym czasie przebywał poza domem. Spalone ubrania Podczas śledztwa przeszukano miejsce pracy jak i zamieszkania Błażeja oraz Dariusza K. Kilkukrotnie sprawdzono także samochód należący do męża Doroty oraz ogród i okoliczne zabudowy. Śledczy zabezpieczyli także komputer, odręczne notatki Błażeja, pozostałości z popiołów ogniska. Ujawniono w nich spalonego pendrive'a oraz odzież należącą do Błażeja. W toku śledztwa wykonano także eksperymenty procesowe z udziałem Błażeja oraz Dariusza K. Obaj panowie zostali przebadani także za pomocą wariografu. Dodatkowo blisko stu funkcjonariuszy policji przeszukało okolicę, próbując znaleźć jakieś ślady kobiety. Ruch śledczych Prokuratura Okręgowa w Poznaniu z uwagi na uzasadnione wątpliwości co do wiarygodności zeznań Błażeja i Dariusza K. z akt sprawy Doroty wyłączyła materiał celem przeprowadzenia osobnego postępowania z artykułu 233 kodeksu karnego, tj. złożenia przez mężczyzn fałszywych zeznań. Postępowanie to po przeprowadzeniu dalszych czynności umorzono. Pomimo tego śledczy mają zastrzeżenia co do wiarygodności przedstawionych zeznań przez Błażeja i Dariusza K. Swój pogląd opierają na innych zgromadzonych materiałach dowodowych. Uznali jednak, że są one niewystarczające, aby obu mężczyznom przypisać udział w zaginięciu kobiety. Na początku stycznia 2018 r., a więc nieco ponad dwa lata od zaginięcia Doroty, mężczyzna udzielił wywiadu lokalnemu portalowi września.info.pl. - Ja w niczym nie czuję się winny, więc tak - wierzę, że wszystko skończy się dobrze dla moich dzieci i dla mnie - powiedział. W toku prokuratorskich czynności śledczy zakładali różne wersje wydarzeń dotyczące losów Doroty Białowąs. Ostatecznie postanowieniem z dnia 25 września 2019 roku umorzono śledztwo. Procesowe zakończenie sprawy nie oznacza jednak, że śledczy przestali badać sprawę. Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl