Piotr Mikołajczyk ma zdiagnozowaną niepełnosprawność intelektualną, choć jest dorosły, ma umysł dziesięcioletniego dziecka. Od 12 lat odsiaduje wyrok za brutalne zabójstwo dwóch kobiet, mimo że nie ma żadnego dowodu świadczącego o jego winie. Znaków zapytania i wątpliwości dotyczących działania wymiaru sprawiedliwości jest co najmniej kilka. Reportaż "Skazany za niewinność" możesz przeczytać: tutaj Historię mężczyzny opisaliśmy w Interii. Marta Kaźmierczak, siostra cioteczna Piotra Mikołajczyka, od lat walczy o udowodnienie, że śledczy popełnili błąd. Dawid Serafin: Jak dowiedziała się pani o zatrzymaniu Piotra? Marta Kaźmierczak: - Do mojej mamy zadzwoniła mama Piotra. Opowiedziała, że o poranku do ich domu przyjechali policjanci i go zatrzymali pod pretekstem, że doszło do kradzieży kostki brukowej. Tata Piotra zapytał, czy potrzebuje on jakieś pomocy. Policjant zapewnił, że mężczyzna wróci po południu. Czas jednak mijał, a my nie mieliśmy żadnej informacji. Pojawił się niepokój? - Wtedy jeszcze nie. Następnego dnia zaczęłam dzwonić na policję. Dowiedziałam się, że Piotr jest w Kaliszu. Byłam tym zaskoczona. Pojechałyśmy tam z mamą Piotra, ale policjant, który nas przyjął, był oschły. Nagle powiedział: niech pani nie mówi, że pani nie wiedziała. I tak dowiedziała się pani o tym, że Piotr został zatrzymany w związku z podwójnym zabójstwem dwóch kobiet? - Wtedy odpowiedziałam temu policjantowi, że gdybym wiedziała, tobym Piotra sama do nich przyprowadziła. Był ogromny szok. A jeszcze większy, że przyznał się do winy. To mi się w głowie nie mieściło. Sprawą Piotra Mikołajczyka zajmował się również program "Państwo w Państwie". Reportaż możesz obejrzeć TUTAJ "Musiałam powiedzieć mu, że tydzień temu zmarł jego tata" Nie mogła pani jednak skonfrontować się z Piotrem, bo prokurator prowadzący śledztwo przez wiele tygodni nie wyrażał zgody na spotkanie. - Datę widzenia wyznaczono pod koniec września, a Piotr został zatrzymany początkiem sierpnia. Pojechałam do Ostrowa Wielkopolskiego, zobaczyłam go za szybą, wzięłam słuchawkę i musiałam powiedzieć mu, że tydzień temu zmarł jego tata. To była nagła śmierć, dostał wylewu. Wszystko przez sytuację z Piotrem. Oboje się rozpłakaliśmy, nie mogliśmy się przytulić, bo oddzielała nasz szyba. - W głowie miałam milion myśli. Zapytałam go, czy to wszystko jest prawdą. Czy zabił te kobiety. Powiedziałam: Piotruś, opowiedz mi wszystko, niezależnie jaka jest prawda, ja będę przy tobie. On odpowiedział, że nie może rozmawiać o tej sprawie, bo mu zabroniono. Był wystraszony. Powiedział jednak, że tego nie zrobił. Jak zareagował na wieść o śmierci swojego taty? - Patrzył na mnie z niedowierzaniem. Oni byli ze sobą bardzo zżyci. Rozpłakaliśmy się. On wtedy, podczas tego pierwszego widzenia, miał jakieś ślady pobicia? - Widziałam go tylko od klatki piersiowej w górę, był ubrany. Nie zauważyłam żadnych śladów. Dopiero po roku czasu powiedział mi, że na komendzie krzyczeli na niego policjanci, że był bity i wkładany pod zimną wodę. Powtórzył to potem przed sądem. - On był bardzo zestresowany, ale się odważył. Piotr nie był w stanie nawet tego dokładnie opisać. "Jego sposób myślenia i rozumowania jest jak u dziecka" Właśnie - Piotr, choć jest dorosłym mężczyzną, to ma umysł 10-letniego dziecka. - Jego sposób myślenia i rozumowania jest jak u dziecka. Już w młodości lekarze stwierdzili, że Piotr jest upośledzony. Przekazaliśmy całą dokumentację medyczną policjantom. Piotr porozumiewa się za pomocą prostych zdań. Na pytania często odpowiada "tak" lub "nie". Jest podatny na wpływy, ma zaburzone zdolności logicznego myślenia. Czytałem zeznania Piotra złożone na komendzie, a potem przed prokuratorem. On posługuje się tam zdaniami złożonymi, używa dużej gamy słów. - Piotr odpowiada półsłówkami. Czasem żeby z niego coś wyciągnąć, trzeba zadać wiele pytań. Czytając te zeznania, byłam w szoku. Piotr nie mógł tego powiedzieć. Było to widać zresztą przed sądem, kiedy nie rozumiał pytań czy metafor. Zresztą jeden z policjantów zeznał potem, że Piotr przyznał się po tym, jak przedstawiono mu prawdopodobny przebieg wydarzenia. Policjanci nie tylko przedstawili Piotrowi przebieg wydarzeń, ale także nie protokołowali tej części przesłuchania, w której pani brat cioteczny się nie przyznawał. - Tak. Wytknął to nawet Sąd Apelacyjny w Łodzi. Policjanci zmieniali swoje zeznania. Skoro o zmianie zeznań mowa. Piotr najpierw złożył wyjaśnienia na policji, a zaraz potem przed prokuraturą. Choć te wypowiedzi dzieliły dwie godziny, to mocno się od siebie różnią. W jednym Piotr morduje młotkiem, w drugim siekierą. W jednym wyrzuca narzędzie zbrodni na ciężarówkę, w drugim do jeziora. A to tylko te najważniejsze rozbieżności. - Dokładnie tak, w ciągu kilku godzin złożył dwa różniące się od siebie zeznania. W tym pierwszym podał szczegółową liczbę ciosów, podczas rozmowy u prokuratora nie był już w stanie tego zrobić. Zaskakujący jest jeszcze jeden fakt, że Piotr nie zgodził się na przeprowadzenie wizji lokalnej. Moim zdaniem się ona nie odbyła, bo oni wiedzieli, że Piotr tego nie zrobił. Wizja musiałaby być nagrywana, a Piotr nic by nie powiedział, bo go tam nie było. "Według prokuratury popełnił morderstwo doskonałe" W prokuratorskich aktach nie ma żadnego dowodu świadczącego, że Piotr to zrobił. Jedynym dowodem były jego zeznania, z których się wycofał. - Tak. Według prokuratury popełnił morderstwo doskonałe. W południe przeszedł przez środek wsi z siekierą, zabił dwie kobiety i wrócił do gospodarstwa, gdzie pracował. Choć na miejscu zbrodni było pełno krwi, to nie znaleziono żadnych śladów DNA, czy odcisków palców należących do Piotra. Zero śladów, Piotr miał wszystkie usunąć. Co sobie pani pomyślała, kiedy czytała te dokumenty? - Pomyślałam, że policjanci sobie to wszystko wymyślili. Przez kilka miesięcy nie mogli złapać sprawcy i nagle jakaś anonimowa wiadomość, nie wiadomo od kogo, że to Piotr zrobił. Dodam, że Piotr nie lubił się myć i często chodził w tych samych ubraniach. Tuż po zabójstwie ściągnięto na miejsce psy tropiące, ale mimo że Piotr mieszkał po sąsiedzku, to żaden z nich nie złapał jego tropu. Pani rozmawiała z mieszkańcami wioski? - Pojechałam do Tłokini dowiedzieć się czegoś od mieszkańców. Oni wyglądali, jakby się kogoś bali. Najbardziej zapadła mi rozmowa z księdzem proboszczem. Powiedział mi: wieś wie, ale skoro wieś milczy, to ja tym bardziej będę milczeć. I dodał: może ktoś na łożu śmierci wyzna, jaka jest prawda. Sąd Okręgowy zdecydował jednak, że skaże Piotra na dożywocie. - Kiedy sprawa trafiła do sądu, myślałam, że sędzia przeczyta akta, przeanalizuje je i zobaczy, że w tym wszystkim nie ma logiki. Kiedy usłyszałam wyrok dożywocia, to nie wierzyłam w to co się dzieje. Stałam i patrzyłam na Piotra z odległości i widziałam, że on tego nie rozumie. On nawet nie wiedział, co się działo na rozprawach. Z prokuratorem nie miałam praktycznie kontaktu. Raz podeszłam do niego i powiedziałam, żeby też mnie skazać na dożywocie, bo byłam w chwili morderstwa z Piotrem. On zrobił taką zaskoczoną minę, a ja się go zapytałam: dlaczego mi pan nie wierzy, przecież to są takie same słowa jak Piotra. Nadzieja odżyła, kiedy Sąd Apelacyjny w Łodzi uznał, że wyrok sądu z Kalisza narusza podstawowe zasady logiki i nakazał ponownie go rozpatrzeć. - Tak. Mam wrażenie, że ci sędziowie z Łodzi jako jedyni przeczytali akta. Był jeszcze jeden ławnik. On, kiedy sąd w Kaliszu wydał wyrok, zgłosił swój sprzeciw. Uważał, że za zabójstwo odpowiada inna osoba. - Sprawa ostatecznie znów wróciła do Kalisza. Liczyłam, że teraz prawda zwycięży. Jednak sędzia skazał Piotra na 25 lat więzienia. Potem była skarga kasacyjna, ale również nieskuteczna. Pamiętam słowa sędziego Sądu Najwyższego, który powiedział, że to będzie nauczka, żeby nie składać takich zeznań, jak Piotr. I dodał, że jeśli wszystko byłoby nagrywane, to nie byłoby problemu. Jak Piotr radzi sobie w więzieniu? - On teraz przywyknął do tego, jak żyć w zakładzie karnym. Stworzył tam swój świat i nauczył się w nim funkcjonować. Żadna krzywda mu się tam nie dzieje. Pani wierzy, że Piotr zostanie uniewinniony? - Tak. Czasem ta wiara i nadzieja pada, ale nie poddam się. Obiecałam Piotrowi, że dojdę do tego, jaka jest prawda. Niektórzy mi mówią: Marta, to tyle lat. Ale nadzieja jest, że to się w końcu wszystko rozwiąże. Do dziś rozmawiam telefonicznie z Kasią, która straciła mamę i babcię. I ona się pyta o Piotra, co u niego, jak się trzyma. Mnie zatyka w gardle, bo przecież on odsiaduje wyrok za morderstwo jej najbliższych. Chcesz porozmawać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl