Niedyspozycja Joe Bidena jest widoczna od dłuższego czasu, ale kryzys polityczny, związany z przywódcą, wybuchł po czerwcowej debacie z Donaldem Trumpem. Przedwyborcza dyskusja na antenie CNN wywołała jednoznaczne skojarzenia u widzów: zgodnie z sondażem opublikowanym przez stację aż 67 proc. respondentów wskazało na wygraną kandydata Partii Republikańskiej. Po stronie urzędującego prezydenta opowiedziało się 33 proc. widzów. Jak się okazało, później było już tylko gorzej. Nie dość, że kiepska kondycja fizyczna Joe Bidena rzucała się w oczy przed kamerami, to jeszcze zaliczał kolejne wpadki. Przykładów nie trzeba daleko szukać. Podczas ostatniego, lipcowego szczytu NATO w Waszyngtonie amerykański przywódca pomylił Wołodymyra Zełenskiego z... Władimirem Putinem. Z każdą chwilą presja na rezygnację Bidena tylko rosła. Również w obozie demokratów. Balonik pękł w ostatnią niedzielę, kiedy 81-latek ogłosił światu, że nie będzie ubiegał się o reelekcję. Sytuację błyskawicznie starał się wykorzystać obóz republikański. "Jeśli Joe Biden nie nadaje się do kandydowania na prezydenta, nie nadaje się na prezydenta. Musi natychmiast podać się do dymisji. 5 listopada (termin wyborów prezydenckich w USA - red.) może okazać się zbyt późno" - napisał w mediach społecznościowych Mike Johnson, spiker Izby Reprezentantów z Partii Republikańskiej. O ile taki apel jest absolutnie zrozumiały jako zagrywka w trakcie trwającej kampanii wyborczej, o tyle kondycja Joe Bidena faktycznie może budzić obawy nie tylko wśród Amerykanów, ale i ich sojuszników współpracujących z mocarstwem choćby w ramach NATO. A do tych zalicza się również Polska. Dlatego Interia zwróciła się do ekspertów, którzy zjedli zęby na badaniach nad polityką i poczynaniami Kremla. Czy niedyspozycja amerykańskiego przywódcy może ośmielić Władimira Putina do jeszcze agresywniejszych działań w Europie Środkowo-Wschodniej? Joe Biden rezygnuje. "Rosjanie wiedzą więcej niż my" Eksperci, do których zwróciła się Interia zauważają, że Rosjanie dość wymijająco wypowiadali się odnośnie do samej rezygnacji amerykańskiego prezydenta. - Dmitrij Pieskow, rzecznik Kremla, ograniczył się do wypowiedzi, w której stwierdził, że Rosja nie zajmuje się wyborami w Stanach Zjednoczonych tylko osiąganiem celów "operacji wojskowej". Na ogół bojowy Dmitrij Miedwiediew wypowiedział się w podobnym tonie. To standardowa, wymijająca wypowiedź - zwraca uwagę Marek Menkiszak, szef Zespołu Rosyjskiego Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia. Nieco ostrzejsze wypowiedzi odnotowała na swoim koncie Maria Zacharowa, rzeczniczka rosyjskiego MSZ. Sugerowała powstanie komisji śledczej, która miałaby zbadać odpowiedzialność elit za "ukrywanie prawdy" o zdrowiu Joe Bidena przed opinią publiczną. - Następnie zaatakowała administrację Bidena za "przestępstwa" popełnione na arenie międzynarodowej. Wymieniła m.in. stworzenie ukraińskiego państwa terrorystycznego, niszczenie gospodarek państw UE, destabilizację Bliskiego Wschodu - mówi Menkiszak. W zasadzie nie wydarzyło się więc nic, co odbiegałoby od standardowych zagrań propagandystów, które znamy z Kremla. Nie ulega jednak wątpliwości, że Rosjanie czujnie spoglądają na to, co dzieje się za Oceanem. A jeśli tylko będą mogli, wykorzystają sytuację. Zresztą, jak usłyszeliśmy, cały czas to robią. - Rosjanie kpili z Bidena, wykorzystując wszystko, co widzieliśmy. Zapewne wiedzą więcej niż my ze względu na poufne wiadomości dotyczące stanu zdrowia prezydenta. Sprawny prezydent USA to dla nich zawsze pewne wyzwanie - uważa prof. Włodzimierz Marciniak, były ambasador RP w Moskwie i sowietolog. W opinii naszego rozmówcy, Kreml nie zasypia gruszek w popiele. Co więcej, wpadki Joe Bidena i wewnętrzny, polityczny kryzys w Ameryce od dawna dają Moskwie pole do popisu. - Sytuacja już ośmieliła Rosjan. Starali się maksymalnie wykorzystać pewien paraliż polityczny, który od wielu miesięcy trwa w Waszyngtonie i intensyfikowali działania zbrojne - argumentuje były ambasador. Nie wszyscy stawiają jednak krzyżyk na zdolnościach czy umiejętności zarządzania państwem przez 81-letniego prezydenta. - Wystąpienia publiczne to jedna sprawa, mądre kierowanie państwem coś zupełnie innego. Dlatego nie kpiłbym z Joe Bidena - podkreśla Władimir Ponomariow, ekspert Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego, a w przeszłości członek rosyjskiej Dumy Państwowej, który musiał emigrować ze względu na sprzeciw wobec aneksji Krymu. - Biden ma świetne doświadczenie międzynarodowe jako jeden z czołowych, amerykańskich polityków. Jako 81-latkowi z pewnością jest mu ciężko. Gdyby Partia Demokratyczna znalazła kogoś młodszego, byłoby całkiem nieźle - stwierdza. Wybory w USA. "Element gry politycznej" Kremla W czym przejawia się śmiałość Rosjan? W jaki sposób mogą zaszkodzić Europie, biorąc pod uwagę kondycję amerykańskiego prezydenta? Podczas odpowiedzi na te pytania nasi eksperci są zgodni, niezależnie od narodowości. Jak usłyszeliśmy, efekty widać już teraz na froncie ukraińsko-rosyjskim. - Sytuacja, w 90 proc. zależy od tego, co dzieje się na polu walki. Czy dostawy broni zostaną przerwane, czy wytyczne dotyczące ataków na terytorium Rosji zostaną złagodzone, jak będzie wyglądała mobilizacja armii ukraińskiej - ocenia Ponomariow. - Pozostałe kilka miesięcy prezydentury Joe Bidena, jego rezygnacja, nie będzie miała dużego wpływu na postawę Rosjan. Armia rosyjska nadal szybko się zbroi, więc to najważniejsze zagadnienie - stwierdził. W opinii byłego rosyjskiego parlamentarzysty nie ma mowy o zmianie wojennej polityki Kremla. Świadczą o tym chociażby nominacje polityczne, których w ostatnim czasie dokonał Władimir Putin. Władimir Ponomariow zwraca uwagę na nowego ministra obrony Federacji Rosyjskiej. Po dwóch latach ze stanowiska musiał zrezygnować Siergiej Szojgu, który zajął ciepłą posadkę sekretarza Rady Bezpieczeństwa FR. Zastąpił go Andriej Biełousow. - To fachowiec ukierunkowany na mobilizację rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego. Nominacja oznacza, że Putin chce kontynuować wojnę, dalej budować potencjał wojskowy. Widać, że kremlowska zbrojeniówka pracuje na trzy zmiany - podnosi Ponomariow. - Może broń jest przestarzała, ale Ukraina też nie ma wiele najnowocześniejszej broni, bo Stany Zjednoczone wstrzymują dostawy - rozkłada ręce były rosyjski parlamentarzysta. Brak zachodniego sprzętu to śmiertelna pułapka dla Ukraińców, a zarazem doskonała okazja dla Rosjan. Jednak, według Włodzimierza Marciniaka, sytuacja nie jest zależna od debaty o amerykańskiej ustawie budżetowej, która głośnym echem odbiła się nie tylko w Waszyngtonie. - Zwiększenie produkcji wymaga czasu, ale przede wszystkim zasadniczych decyzji politycznych. A z nimi administracja Bidena zwlekała - ocenia sowietolog. I przypomina o republikańskich sankcjach na Nord Stream, amerykańskich lotniskowcach na Morzu Czerwonym oraz innych decyzjach, z których zrezygnował obóz prezydenta z Partii Demokratycznej. - Jeśli Władimir Putin mówił, że z jego punktu widzenia prezydentura polityka demokratów jest bardziej korzystna ze względu na przewidywalność, to element pewnej gry politycznej. Jednak w dużej mierze odpowiada realiom - uważa Marciniak. Z punktu widzenia Kremla, brak przewidywalności w amerykańskiej polityce jest najgorszym możliwym rozwiązaniem. Rosjanie pożądają chaosu, ale jedynie w wewnętrznej polityce Waszyngtonu. - Na to będą grali. Żeby USA były skupione na sobie, swoich problemach, były mniej zaangażowane za granicą. To największa potencjalna korzyść z obecnej sytuacji: pogłębienie niestabilności i politycznego kryzysu - stwierdza Marek Menkiszak. Joe Biden czy Donald Trump. Kogo woli Putin? Chociaż w Europie potencjalne zwycięstwo Donalda Trumpa budzi obawy i wątpliwości, przede wszystkim ze względu na kwestionowanie mechanizmu art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego, eksperci są podzieleni. Trudno powiedzieć, że Władimir Putin liczy na wygraną kandydata Partii Republikańskiej, chociaż Rosjanie biorą pod uwagę możliwości, które mogłaby przed nimi otworzyć. - Są bardziej przychylni wobec kandydatury Donalda Trumpa, ponieważ oferuje im potencjalne nadzieje na deal w sprawach międzynarodowych. Chociażby w kwestii wojny z Ukrainą. Oferuje im również wzrost napięcia w relacjach z amerykańskimi sojusznikami jak Unia Europejska - mówi Interii ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich. Jego słowa potwierdza Władimir Ponomariow. - Pamiętam jak rosyjska Duma Państwowa witała oklaskami, na stojąco, pierwszą kadencję Donalda Trumpa. Margarita Simonjan (rosyjska propagandystka, szefowa kanału RT - red.) jeździła wówczas otwartym samochodem, trzymała w ręku amerykańską flagę - wspomina były rosyjski deputowany, który zauważa jednak, że ostatnim razem prezydentura republikańskiego prezydenta nie przełożyła się na "zbyt wiele korzyści" dla Rosji. Z pewnością z rządami Donalda Trumpa wiąże się nieprzywidywalność, która nie jest na rękę Władimirowi Putinowi. - Kiedy się pojawi (prezydent republikanów - red.), w amerykańskiej polityce będziemy mieli wielką niewiadomą. Twierdzi, że zatrzyma wojnę, ale nie wiadomo, jak - zauważa Ponomariow. - W gruncie rzeczy, polityka kandydata Partii Republikańskiej jest skierowana na izolacjonizm. Priorytetem nie jest tu Rosja, Putin, Ukraina czy Europa - uważa. Z drugiej strony, w opinii naszych rozmówców, w przeciwieństwie do Donalda Trumpa, Joe Biden dość ostrożnie podchodzi do Kremla. Choćby w kontekście pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę. - Administracja Joe Bidena od samego początku ograniczała Ukrainę w użyciu siły na terytorium Rosji. Jeszcze w listopadzie ubiegłego roku szef CIA William J. Burns wyraźnie to obiecał. Trudno powiedzieć czy Donald Trump odejdzie od takiej polityki - zauważa Marciniak, który jest zwolennikiem kandydata republikanów. Władimir Ponomariow: - Stanowisko Joe Bidena jest jasne: pomagać Ukrainie, ale nie uderzać w administrację rosyjskiego prezydenta. Takie podejście ma mnóstwo wad, bo Władimir Putin nie zatrzyma się na Ukrainie. Przerwa w wojnie jedynie da oddech reżimowi - mówi nam ekspert Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego. - Zagrożenie dla Europy Wschodniej, państw bałtyckich, Polski i Kijowa wciąż będzie wzrastać. To nie jest opinia jednego Rosjanina, a obiektywne dane - podkreśla. Jedno jest pewne: niezależnie od tego, kto wygra wybory w Stanach Zjednoczonych, Moskwa będzie się bacznie przyglądać sytuacji w Waszyngtonie. Dopóki nie zapadnie strategiczna decyzja o wycofaniu się USA z Europy, Władimir Putin dwa razy się zastanowi, zanim podejmie kolejne agresywne kroki. Jak dotąd nie ma jednak mowy o tym, że Amerykanie mogliby zignorować art. 5, który gwarantuje pomoc wszystkich członków NATO któremukolwiek z zaatakowanych państw. - To byłby dla Rosjan sygnał do zdecydowanego działania. Jesteśmy na razie daleko od tej sytuacji - puentuje Marek Menkiszak. Jakub Szczepański ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!