Na konwencji ziobrystów pojawiło się prawie dwa tysiące działaczy. Ta rekordowa frekwencja i rozmach konwencji miały pokazać zdolności mobilizacyjne i organizacyjne ugrupowania Zbigniewa Ziobry. Podczas konwencji dokonano zmiany nazwy partii. Zamiast Solidarnej Polski jest teraz Suwerenna Polska. Przedstawiono też najważniejsze postulaty programowe. Ziobryści przez ostatnie dwa i pół miesiąca nie próżnowali - przeorganizowali struktury, podzielili się między sobą zadaniami. Konwencja była testem, jak ten nowy mechanizm zadziała w praktyce. Wyszło nadspodziewanie dobrze. - Jesteśmy samodzielną partią i działamy tak, jakbyśmy startowali samodzielnie. PiS popełnił błąd ignorując nas przez ostatnie miesiące, skupiając się na negocjacjach z Kukizem. My się w tym czasie policzyliśmy i teraz inaczej będziemy podchodzić do rozmów, bardziej asertywnie - słyszymy od jednego z ziobrystów. Większa asertywność wobec PiS to postulat, który zwykle pada z ust polityków młodszego pokolenia, których w Suwerennej Polsce jest całkiem spora grupa i których sam Ziobro, nastawiony nieco bardziej ugodowo, nie może ignorować. To zaś sprawia, że dzisiaj żaden scenariusz dotyczący przyszłości tego ugrupowania nie jest wykluczony. Scenariusz 1. Dalsza współpraca z PiS Nawet radykałowie z Suwerennej Polski nie mają dziś wątpliwości, że wspólny start z PiS to najrozsądniejsze rozwiązanie, bo tylko ono daje gwarancję obecności w Sejmie. Także prezes PiS podchodzi do tej współpracy pragmatycznie, więc szanse na to, że obie partie się dogadają są duże. Ziobryści obawiają się jednak przebiegu tych negocjacji i tego, że PiS po drodze może "wywinąć jakiś numer". - Na przykład umówi się z nami na wspólny start, a tuż przed rejestracją list dokona jakichś niekorzystnych dla nas roszad na listach - snuje domysły jeden z naszych rozmówców z Suwerennej Polski. Część ziobrystów jest też przekonana, że PiS będzie dążył do osłabienia ich wpływów w przyszłym Sejmie. Stąd pojawiający się na razie nieoficjalnie, postulat startu w ramach koalicji. W poprzednich wyborach ziobryści startowali z list PiS. To dawało Jarosławowi Kaczyńskiemu dużą władzę w ustalaniu kształtu list i trzymaniu koalicjanta w niepewności do momentu ich rejestracji. Trudno sobie wyobrazić, by PiS zrezygnował z tego przywileju, podobnie jak z własnego szyldu. Faktem jest, że walka o miejsca na listach, a potem walka o mandaty w ramach jednej listy będzie w tym roku dużo ostrzejsza. Powodem jest arytmetyka. Przy obecnych sondażach PiS, mandatów do wzięcia będzie po prostu mniej niż cztery lata temu. W PiS można też usłyszeć o wyciąganiu wniosków z poprzedniej kampanii wyborczej. - Nie powtórzy się sytuacja, że naprzeciw zdeterminowanemu kandydatowi od Ziobry wystawimy polityka, któremu się nic nie chce i który nie będzie nic robił w kampanii - mówił nam jakiś czas temu ważny polityk PiS. Scenariusz 2. Samodzielny start Ziobryści twierdzą, że to scenariusz, który biorą pod uwagę dużo poważniej niż jeszcze kilka miesięcy temu. Twierdzą, że organizacyjnie i logistycznie są w stanie wystawić listy we wszystkich okręgach i odbierać PiS poparcie. Oprócz konwencji wskazują także na mobilizację w sprawie obywatelskiego projektu dotyczącego ochrony lasów - w tydzień zebrali pod nim pół miliona podpisów. Także zmiana nazwy partii to przygotowywanie się na ewentualność konieczności samodzielnego startu. Sama zmiana nazwy z Solidarnej Polski na Suwerenną Polskę to m.in. efekt odrzucenia przez PKW sprawozdania Solidarnej Polski za poprzedni rok. Oznacza de facto powołanie nowej partii, która ma w PKW czystą kartę. Gdyby ziobryści zdecydowali się startować samodzielnie i uzyskali próg 3 proc. to uniknęliby ryzyka nieprzyznania subwencji. Samodzielny start przy dzisiejszych sondażach nie daje jednak ziobrystom cienia szansy na przekroczenie progu wyborczego 5 proc. Daje im za to możliwość skutecznego pokrzyżowania planów PiS. I tą kartą chcą grać w negocjacjach z Kaczyńskim. Przy samodzielnym starcie PiS i Suwerennej Polski kampania przeobraziłaby się w wojnę na prawicy, której centralnym punktem byłaby odmieniania przez ziobrystów przez wszystkie przypadki "suwerenność" i atak na premiera Mateusza Morawieckiego za politykę unijną. - Tego PiS by nie chciał - mówią nam ci radykalniejsi ziobryści. Ci mniej radykalni zauważają, że w takiej sytuacji PiS to właśnie ich obarczyłby odpowiedzialnością za przegrane wybory i powrót Tuska do władzy. - Nie wiadomo, kto by na tym gorzej wyszedł - mówią. Samodzielny start to także ryzyko znalezienia się na cztery lata poza Sejmem. Zbigniew Ziobro, który ma swoje polityczne ambicje nie może sobie pozwolić na tak długą przerwę. Samodzielny start oznaczałby dla ziobrystów także walkę o przekroczenie progu 3 proc. co pozwoliłoby im na otrzymanie subwencji z budżetu państwa. W świetle dzisiejszych sondaży to wcale nie jest takie oczywiste. Choć nasi rozmówcy z Suwerennej Polski przekonują, że kampania, prowadzona w kontrze do PiS i oparta na suwerenności dodałaby im skrzydeł i punktów procentowych. Scenariusz 3. Wewnątrzpartyjne podziały To prawdopodobnie czekałoby ziobrystów, gdyby zdecydowali się na samodzielny start i nie dostali się do Sejmu. Niewykluczone jednak, że wewnętrzne podziały dadzą o sobie znać także wtedy, gdy ziobryści do Sejmu wejdą. W Suwerennej Polsce jest dziś niemała grupa młodych, zdeterminowanych polityków, którzy są bardziej radykalni niż Ziobro i jego najbliższe otoczenie. To grupa skupiona wokół Patryka Jakiego, który wyrasta powoli na drugiego obok Ziobry lidera tego środowiska. To oni przejmują dziś struktury partyjne i mają w partii coraz więcej do powiedzenia. Są także z racji pokoleniowych nastawieni na dłuższy marsz. To podejście podobne do tego prezentowanego oficjalnie przez liderów Konfederacji, którzy także lubią podkreślać, że nie spieszy im się do rządzenia, bo ich czas dopiero nadejdzie. Scenariusz 4. Ziobro i Konfederacja Skoro tak, to może realny jest scenariusz porozumienia Suwerennej Polski z Konfederacją w razie gdyby ziobrystom nie udało się dogadać z PiS? Po rozmowach z politykami obu partii można odnieść wrażenie, że to scenariusz częściej rozważany przez publicystów i komentatorów niż przez samych zainteresowanych. Konfederaci uważają, że to rozwiązanie dla nich kompletnie nieopłacalne. Powód? Ziobryści celują w dokładnie ten sam elektorat co Konfederacja, a do tego obciąża ich osiem lat rządów z PiS. Nie byliby więc, jak tłumaczą Konfederaci, żadną wartością dodaną. Politycy Suwerennej Polski z kolei podkreślają, że to oni są dziś jedyną sensowną alternatywą dla Konfederacji. Patryk Jaki w jednym z niedawnych wywiadów powiedział wprost, że gdyby nie ziobryści w Zjednoczonej Prawicy, to Konfederacja miałaby 20 procent poparcia. - Jesteśmy tamą, dzięki której duża część prawicowych wyborców nie chce przejść do Konfederacji - mówił Jaki w telewizji wPolsce.pl. Kilka dni temu także inny z polityków Suwerennej Polski Sebastian Kaleta pisał na Twitterze, że to jego partia "jako pierwsza ostrzegała i była w Sejmie przeciw KPO i Zielonemu Ładowi". - A nie jesteśmy prorosyjscy. Czyli jako jedyna siła na prawicy jesteśmy konstruktywnymi eurorealistami - podkreślał. To dobrze pokazuje, że Suwerenna Polska w kampanii wyborczej, niezależnie od konfiguracji, w jakiej wystartuje, zamierza pozycjonować się w zarówno w kontrze do PiS, jak i w kontrze do Konfederacji.