Prezydent Opola Arkadiusz Wiśniewski uważa, że prezes komunalnej spółki Wodociągi i Kanalizacja Opole Ireneusz Jaki dopuszcza się mobbingu. Zarzucił też nadużywanie władzy znanemu europosłowi, który w sprawie własnego ojca odwiedził szefową PIP w trakcie kontroli prowadzonej w firmie ojca. - Jak mogłem wpływać (na inspekcję pracy - red.), skoro jestem niezadowolony z wyników? - w rozmowie z Interią dopytuje Patryk Jaki. Polityk Solidarnej Polski ma też jednoznaczne zdanie w sprawie opolskiego włodarza: - W Opolu działa zorganizowana sitwa. Niestety tak samo w wielu samorządach - uważa. Poniżej cała rozmowa z europosłem. Jakub Szczepański, Interia: Lokalna sytuacja dotycząca spółki Wodociągi i Kanalizacja w Opolu wydaje się bardzo napięta. Zarówno pan jak i pański tata poszliście na noże z prezydentem Arkadiuszem Wiśniewskim? Patryk Jaki, europoseł Solidarnej Polski: - Nie mieliśmy wyjścia. Przypomnę, że ojciec pracuje tam już w sumie ponad dekadę. Zaczynał, kiedy byłem dzieckiem. Gdy prowadził firmę jako prezes, trafiła ona na drugie miejsce w Polsce, stała się flagowym okrętem branży. Był wielokrotnie chwalony przez prezydenta, firma miała rekordowe wyniki i otrzymywał nagrody i podwyżki. Do tego ojciec ściągnął największą inwestycję w historii Opola, czyli oczyszczalnię ścieków. Więc co się zmieniło? - W ubiegłym roku, kiedy prezydent Opola związał się ze stowarzyszeniem Rafała Trzaskowskiego, wprowadził do zarządu dwoje swoich ludzi. Merytorycznych pracowników zastąpił kolegami, którzy podporządkowali sobie przetargi. Ojciec protestował, bo został otoczonymi ludźmi bez najmniejszego pojęcia na temat swojej pracy. Kiedy tata poszedł na dawno planowaną, trudną operację, nominaci Wiśniewskiego przeprowadzili najważniejszy przetarg w spółce dotyczący zakupu prądu. Wtedy się pokłóciliście? - Gdy ojciec wrócił, wyszło na jaw, że wygrała dziwna firma z przeszłością korupcyjną. Jej szef był niegdyś aresztowany przez CBA za podobny przetarg. Co więcej, okazało się, że to przedsiębiorstwo nawet nie jest producentem prądu. Do tego złożyło ofertę w ostatniej chwili minimalnie niższą i w dziwnych okolicznościach udało im się wygrać przetarg. Kiedy ojciec zaczął badać sprawę, dodatkowo wyszło, że firma nie tylko nie spełniała wymogów formalnych, ale nawet nie miała licencji na okres prowadzenia działalności określony w przetargu. W pańskiej opinii tata chciał zatrzymać coś, co mogło być nielegalne? - Ojciec czuł, że to przekręt i mogą być w to zamieszani najważniejsi ludzie w mieście i konsultował ze mną sprawę. Poradziłem mu, żeby złożyć zawiadomienie do prokuratury. Wtedy prezydent wymyślił, że się zemści. Zaczęły się opowieści o mobbingu, mimo że przez prawie dekadę nigdy nie pojawiły się tego typy oskarżenia. A do tego, obok ojca na stanowisku kierowniczym od lat pracuje... siostra prezydenta. I nigdy nic nie widziała. Oskarżenia są nieprawdziwe? - Czyli co, tyle lat nie było żadnych oskarżeń i nagle się pojawiły, kiedy ojciec wykrył przekręt? Bądźmy poważni. To oczywista zemsta. Arkadiusz Wiśniewski powiedział Interii, że pański tata zgodził się jako prezes na podpisanie tej umowy. Tymczasem śledczy pociągnęli do odpowiedzialności tylko dwie osoby. - To bezczelne kłamstwo. Żeby je zweryfikować, wystarczy sięgnąć do ugody z firmą, która wygrała przetarg. Są podpisy tylko jego ludzi. Co więcej, jest bogata korespondencja w tej sprawie. Wskazuje na to, że ludzie prezydenta zakazali przekazywać ojcu dokumentów dotyczących tej sprawy. Widać czegoś się bali. Dlatego trzeba również zbadać wątek korupcyjny. Dziś mamy już nie tylko zarzuty, ale decyzje sądu w stosunku do jednej z osób z otoczenia Wiśniewskiego. Podtrzymał decyzje prokuratury i potwierdził duże prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa. Proszę opowiedzieć o kontroli przetargu, którą rada nadzorcza miała przeprowadzić na wniosek prezydenta Opola. Włodarz powiedział Interii, że Prokuratoria Generalna nie miała zarzutów, a kontrola przetargu nic nie wykazała. - Nic dziwnego, że tak mówi. Rada nadzorcza jest równie podejrzana jak pozostali członkowie zarządu. Ojciec złożył zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez radę, która kryła jego ludzi i ten przekręt. Poza pozostałymi udziałowcami to najbliżsi współpracownicy prezydenta. Nawet gminy z mniejszości niemieckiej nie popierały prezydenta Opola. Każdy, kto miał dostęp do dokumentów, widzi, co tam się stało. Sprawa śmierdzi na kilometr. - Do tego rada, zamiast zajmować się stratami poniesionymi przez spółkę, zajmuje się tylko mobbingowaniem mojego ojca, który wykrył aferę przetargowa. To również przez nich spółka straciła ok. 14 mln zł. Do tego już wielokrotnie bezprawnie zawieszali i odwoływali mojego tatę. Za każdym razem sąd zwracał uwagę, że nie przestrzegają prawa i przywracał mojego ojca. Więc nie zdziwię się, jak w przyszłości usiądą na ławie oskarżonych. Do tej pory w WiK było już kilka kontroli. Nawet jeśli te wewnętrzne miałyby być niewiarygodne, jak pan ocenia pierwszą kontrolę PIP, która miała być niekorzystna dla pańskiego taty? - Kontrole wewnętrzne były dwie i są wobec siebie sprzeczne. To też niegospodarność, bo w przypadku tej niekorzystnej dla ojca zatrudniono kancelarię koleżki prezydenta z Warszawy, Rafała Trzaskowskiego. Ludzie, którzy ją przeprowadzali, są opłacani przez stołeczny ratusz. Treść tej kontroli zawierała taką liczbę oczywistych błędów, że rada adwokacka prowadzi postępowanie odnośnie do tych, co się pod nią podpisali. Druga kontrola, bardziej obiektywna, wskazała coś zupełnie odwrotnego. Że Ireneusz Jaki jest niewinny? - Wykazano, że mobbingowali ludzie Wiśniewskiego. W tym przypadku powołano specjalną komisję z przedstawicielami załogi, zewnętrzną kancelarią, przedstawicielami oskarżonego, oskarżającego i wieloletniego prawnika spółki. Zrobiono wszystko obiektywnie, zgodnie ze sztuką. A Wiśniewski wziął tylko swoich koleżków, za publiczne pieniądze stworzyli gniota, który zawierał takie błędy, że do dziś są przedmiotem anegdot w firmie. Wróćmy do kontroli PIP. - Inspektorzy nie stwierdzili, że mój ojciec jest winien mobbingu. Stwierdzono jedynie, jak oceniani byli poszczególni członkowie zarządu. Większość osób odmówiła udziału w takiej ocenie. Rzeczywiście było tak, że wśród kadry kierowniczej większość, która wypełniła ankiety, oceniała gorzej ojca niż pozostałych członków zarządu. Niemniej, kontrolę przeprowadzano, kiedy tata był nielegalnie zawieszony. Nie miał więc jak się bronić. Co więcej, pracownicy zeznający przeciwko ojcu byli korumpowani. Bo tak dziwnie się składa, że ludzie występujący przeciwko Ireneuszowi Jakiemu dostali nagrody i awanse. Ci, którzy nie chcieli go pomawiać, nie dostali nagród. Dokumenty to potwierdzają, więc wyniki nie mogły być inne. Mam też twarde dowody, które przedstawimy w prokuraturze. Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, przyznał pan, że odwiedzał główną inspektor pracy Katarzynę Łażewską-Hrycko. W jakim charakterze pan poszedł do PIP i czy wpływał pan na inspekcję? - Jak mogłem wpływać, skoro jestem niezadowolony z wyników kontroli? Przypomnę, że to ojciec złożył wniosek o kontrolę w PIP. Odbyła się, ale zwlekano. Jako funkcjonariusz publiczny mam obowiązek informować o korupcji, która odbywa się podczas kontroli. Nie widzę tu żadnej sensacji. Faktem jest, że w tej chwili w WiK trwa druga kontrola. A ani jedna, ani druga się formalnie nie skończyła. - Jeżeli pierwszy protokół był w oczywisty sposób objęty wadą, bo zeznający byli korumpowani, to jak traktować to poważnie? Zgodnie z doktryną i porządkiem prawnym takie wyniki nie są wiarygodne. Główna inspektor pracy uwzględniła pańskie argumenty? A może pańska wizyta nie miała żadnego znaczenia? - Widać, że nie miała znaczenia. Nie było efektów, skoro główna inspektor pracy zdecydowała się na drugą kontrolę? - Jak wskazałem wyżej, nie. Arkadiusz Wiśniewski zwraca uwagę, że jest pan prominentnym posłem Solidarnej Polski i jako polityk, który blisko współpracuje ze Zbigniewem Ziobrą, może korzystać z wpływów w resorcie sprawiedliwości. Publicznie angażuje się pan w sprawę taty. - Dlaczego miałbym się nie angażować? Skoro mamy człowieka, który wykrył wielką aferę. Za to jest ofiarą zemsty lokalnej sitwy: zawieszono go już z pięć razy. Sąd za każdym razem przywracał ojca. Oskarżano go o mobbing, i tu znów wygrywał w sądzie, a w uzasadnieniu czytamy o braku dowodów. Przeciwko ojcu nigdy nawet nie toczyła się żadna sprawa. Czego nie można powiedzieć o ludziach Wiśniewskiego. Jedna z tych osób przegrała w sądzie sprawę o mobbing. Co z wpływem na prokuraturę? - Skoro póki co prokuratura wygrała w sądzie, znaczy, że miała rację. Przecież dowody w tej sprawie są bardzo mocne dla każdego, kto chce myśleć. Gdyby prawidłowo rozstrzygnięto przetarg, firma byłaby ok. 14 mln zł do przodu. Nie boi się pan oskarżeń o konflikt interesów? O wpływanie na prokuraturę albo inspekcję pracy? - To działa w dwie strony. Drugą jest prezydent Opola, który z jedną sędzią orzekającą w tej sprawie, robił sobie słynne eventy i chwalił się nimi na Facebooku. A rada nadzorcza to jego koledzy i przyjaciele, sam ich wyznaczył. Nie są w żaden sposób obiektywni. Więc to, co się ostatecznie liczy, to fakty, a te w sprawie są porażające. Firma ma ogromne straty a Wiśniewski wszystko przegrywa w sądach. Jednak mamy dwie kontrole w tej samej sprawie. - Normalna procedura. Nic jednak nie zmienia faktu, że w Opolu działa zorganizowana sitwa. Niestety tak samo jest w wielu samorządach. To przecież nie jedyna afera. Po wykryciu przez ojca afery przetargowej, ludzie zaczęli mówić. Okazało się, że prezydent Opola sam sobie przyznał dwa mieszkania komunalne. Do tego właśnie oskarżoną Agnieszkę M. zatrudniono znów w tej samej spółce, a na członka zarządu przeforsowano człowieka, który był w ZOMO! Rozumiecie? Członek zbrodniczej organizacji totalitarnego reżimu w Moskwie teraz ocenia "mobbing" mojego ojca. Cyrk. Rozmawiał pan o sprawie taty ze Zbigniewem Ziobrą? - Nie. My, jak widać, sami sobie nieźle z tą sitwą radzimy. Jakub Szczepański