Były lider Wiosny ogłosił publicznie, że to co najtrudniejsze w senackich negocjacjach opozycji, jest już za nami. Na antenie TVN24 mówił o możliwości utworzenia wspólnej listy wyborczej. Jak stwierdził, wiadomo też, ile miejsc przypadnie danej partii. - Przyjdzie czas, żeby to oficjalnie ogłosić, ale te uzgodnienia już zapadły - zapewniał. Zastrzegał przy tym, że nie ma ustaleń co do konkretnych okręgów. Jak jednak udało nam się dowiedzieć, nic nie jest jeszcze przesądzone. - Pula miejsc dopiero będzie znana. Trzeba mieć na czym się oprzeć, żeby podobne decyzje podejmować - tłumaczy Interii Zygmunt Frankiewicz, jeden z senatorów KO uczestniczący w rozmowach. - Najpierw trzeba mieć uzgodnione, zaakceptowane badania. Wtedy można się przymierzać. Pan Robert Biedroń nie jest zorientowany - nie ukrywa. Dlaczego Robert Biedroń zaliczył wpadkę? - Był na spotkaniu kierownictwa, gdzie informowałem na jakim etapie są rozmowy. To pewnie swego rodzaju nadinterpretacja: mówiłem o dobrej atmosferze, o dyskusji odnoszącej się do ustalonych zasad - tłumaczy Dariusz Wieczorek, sekretarz sejmowego klubu Lewicy. - Zgodziliśmy się, że musimy określić, w których okręgach potencjalnie wygrywamy i dyskutować na podstawie jakich kryteriów podzielić liczbę mandatów między ugrupowania. Być może z tego wynikało, że Robert Biedroń mówił o dogadaniu się. Jemu bardzo na sercu leży, żeby szybko załatwić sprawę - dodaje. Roszady w Senacie Wszyscy senatorowie KO otrzymali propozycje reelekcji. W Interii pisaliśmy na początku września, kto pożegna się z mandatem. To Antoni Mężydło, Jerzy Fedorowicz i Paweł Arndt. Barbara Borys-Damięcka powiedziała nam, że jeżeli znajdzie się odpowiedni kandydat, chętnie zrezygnuje. Sytuacja jest trudna do przewidzenia w przypadku Bogdana Zdrojewskiego. - Jest do dyspozycji, bo może przewodzić liście do Sejmu, ale nie jest to przesądzone - zdradza jeden z naszych rozmówców. Do grupy senatorów, którzy dostali wolną rękę należą działacze PSL i troje senatorów niezależnych. - W rachubę nie wchodzi Lidia Staroń, bo bliżej jej do PiS. Jest dwóch kandydatów, co do których są rozbieżne opinie: chodzi o senatorów PPS. Nie ma ich w puli formacji negocjujących. W tym wypadku ustalenia zapadną w obrębie Nowej Lewicy - słyszymy w senackich kuluarach. Oznacza to, że o losie Wojciecha Koniecznego i wicemarszałek Gabrieli Morawskiej-Staneckiej zdecyduje Włodzimierz Czarzasty. Nie jest tajemnicą, że zmniejsza to rokowania dwójki senatorów na ponowne uzyskanie mandatu. Nie chodzi nawet o konflikt personalny byłego szefa SLD i wicemarszałek. Oboje senatorów odeszło z szeregów Nowej Lewicy w trakcie kadencji, więc najprawdopodobniej nie zostaną potraktowani pobłażliwie. - Wybierzemy nazwiska, które dają największą gwarancję wygrania w danym okręgu. Nikt nie może być przekreślany już na wstępie - mówi nam Wieczorek, kiedy pytamy o byłych senatorów jego ugrupowania. - Każda partia będzie miała swoją pulę. Nazwiska to w tej chwili drugorzędna sprawa - zarzeka się. Nie da się wykluczyć, że lewica zażąda innych okręgów niż te, które reprezentowali dotąd Morawska-Stanecka i Wieczorek. Przy takim wariancie politycy mogliby wystartować jako działacze niezależni. Dzielenie skóry na niedźwiedziu W trakcie dyskusji nad nowym paktem senackim podział okręgów jest prosty: w wyliczeniach brane są pod uwagę te okręgi, w których opozycja wygrywa, okręgi wahające się, o zbliżonych rezultatach kandydata opozycji oraz Zjednoczonej Prawicy i te zdominowane przez PiS. Najmniej pewne, mają zostać podzielone między wszystkich koalicjantów. - Chodzi o 49 okręgów podlegających parytetom w ramach wyników sondażowych. Generalna zasada jest taka, że zostaną oddane do podziału według koalicji. Sugestie są znane, ale tylko mniej więcej - tłumaczy nam jeden z senatorów znających kulisy negocjacji. - W żadnym z okręgów nie będzie na pewno konkurencji między Polską 2050, PSL, Nową Lewicą i PO. To ustalone. Kandydaci nie mogą być przypadkowi. Muszą to być osoby, które uzyskały akceptację - podkreśla. Frankiewicz: - Pula miejsc dopiero będzie znana. Trzeba mieć na czym się oprzeć, żeby podobne decyzje podejmować - mówi senator KO. - Najpierw trzeba mieć uzgodnione, zaakceptowane badania. Wtedy można się przymierzać - tłumaczy. Pod względem negocjacji, najbardziej pożądane są oczywiście te okręgi, w których szansa na wygraną jest największa. - Najprawdopodobniej w listopadzie będziemy wiedzieli, ile ich faktycznie jest: 67, 62 czy 60. Okaże się. W tym będą okręgi, w których jest równowaga, zbliżony wynik - podkreśla Dariusz Wieczorek. - Są również okręgi "pływające", gdzie wynik należy oceniać w zależności od wskazanego kandydata. Tym chcemy się zająć teraz - dodaje. Ustalenia dotyczące podziału mandatów pomiędzy poszczególne ugrupowania mają zapaść do końca roku. Nie oznacza to jednak, że nic nie wiadomo. - Mamy ustalone, co do tego wszystkie partie się zgodziły, to na ile miejsc biorących będziemy mieli szansę. Określiliśmy to w przedziale od 63 do 66 okręgów - powiedział Interii Jacek Bury, senator Polski 2050. - Chcieliśmy je podzielić proporcjonalnie do poparcia dla poszczególnych ugrupowań. My mamy ok. 12-13 proc. poparcia i mniej więcej tyle chcielibyśmy uzyskać - zaznacza. Apetyt Szymona Hołowni W senackiej układance istotnym graczem okazał się Szymon Hołownia. W 2019 r. jego ugrupowanie nie partycypowało w pierwszym pakcie, bo nie istniało. Teraz, dzięki sondażom, chce nawet dziesięciu mandatów. W Platformie, największej partii wśród senackich rozgrywających opozycji, powstaje problem: z jednej strony Polsce 2050 należą się miejsca, z drugiej ekipa Tuska chce zachować jak największy stan posiadania. - Nie wiem, jak PO to sobie rozegra. Tam bywa przezabawnie, bo nawet ci senatorowie, którzy mówili o swojej rezygnacji, byli przekonywani do składania przeciwnych deklaracji. Właśnie dla celów negocjacji - mówi nam Jacek Bury. - Mam jednak nadzieję, że się dogadamy, rozsądku wystarczy wszystkim i utworzymy silny pakt. Nad Sejmem też będziemy tak samo pracować - tłumaczy senator, który do izby wyższej dostał się z puli KO. Politycy Platformy deklarują, że ich partia jest w stanie pójść na ustępstwa. - Koalicja Obywatelska powinna być usatysfakcjonowana, bo jeśli mamy gwarancję na ponad 40 mandatów, a do tego dojdzie 5-7 to i tak większość jest nasza - tłumaczy nam jeden z prominentnych działaczy KO. - Dlatego łatwiej odpuścić mandat dla Nowej Lewicy, Polski 2050 czy PSL-u. Najważniejsze jest jednak, żeby utrzymać mandaty i wygrać tam, gdzie to się nie udało - dodaje. Do rozwiązania pozostaje też kwestia wspólnego szyldu wyborczego dla uczestników paktu. Za takim pomysłem opowiada się m.in. lewica. - Potrzeba oddzielnego pełnomocnika wyborczego, oddzielnego finansowania. Jestem trochę sceptykiem takiego rozwiązania, bo obawiam się technikaliów. Być może w danym okręgu pojawią się jakieś eventy i powstanie pytanie: jak dzielić się kosztami? - podnosi Bury. Problem komitetu widzi także PO. Jak usłyszeliśmy, do zyskania jest nawet "paręnaście" mandatów. W poprzednich wyborach było to spore utrudnienie przez "rozbijanie głosów". - Często (kandydaci - red.) mieli nazwy zbliżone do nas, które były pod szyldem paktu senackiego. Było ich więcej niż trzy. Jeżeli chcielibyśmy się przed tym zabezpieczyć jest na to sposób, ale to wymaga decyzji liderów - uważa Frankiewicz. Ostateczna decyzja będzie jednak należeć do liderów partyjnych: Donalda Tuska, Władysława Kosiniaka-Kamysza, Szymona Hołowni i Włodzimierza Czarzastego. - Wszystko będzie jasne w pierwszym kwartale przyszłego roku - deklaruje Piotr Zgorzelski, wicemarszałek Sejmu z Koalicji Polskiej. - Jestem kombatantem i jedynym politykiem, który drugi raz pracuje nad tym paktem. Jesteśmy skazani na sukces - puentuje ludowiec. Jakub Szczepański