Do Marszu Niepodległości zostały równo dwa miesiące. Organizatorzy mówią, że zainteresowanie tegorocznymi obchodami Święta Niepodległości jest nieporównanie większe niż w poprzednich latach. - Dwa miesiące przed marszem dostaliśmy nieoczekiwaną ekspozycję medialną, przypominającą o tegorocznym marszu. Staramy się więc z całej tej, po części groteskowej, po części irytującej sytuacji wyciągnąć jakieś pozytywy - mówi Interii Bartosz Malewski, prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. I wskazuje, że pierwsze efekty już widać, bo pojawiają się zgłoszenia do Straży Marszu, a także wolontariatu, a w ramach internetowej zbiórki, która odbywa się pod hasłem "Na przekór Tuskowi - zrób z nami marsz!", zebrano już ponad 66 tysięcy złotych. - Zwykle zainteresowanie marszem obserwujemy dopiero na przełomie października - listopada, teraz wszystko dzieje się dużo wcześniej - mówi Malewski. Duże zainteresowanie Marszem Niepodległości Wszystko za sprawą wydarzeń z pierwszego tygodnia września, gdy policja na polecenie prokuratury weszła do siedziby Stowarzyszenia Marsz Niepodległości oraz przeszukała dom byłego prezesa tej organizacji Roberta Bąkiewicza - organizatorzy Marszu Niepodległości notują duży wzrost zainteresowania tegorocznym wydarzeniem. Sprawa przeszukań miała związek z marszem z 2018 roku i okrzykami, jakie miał wznosić jeden z uczestników, a które to okrzyki prokuratura uznała za groźby karalne. Prokuratura podejrzewa, że ów uczestnik mógł należeć do Straży Marszu i tym tłumaczy wejście do siedziby Stowarzyszenia. Władze organizacji są jednak przekonane, że chodziło o "polityczną zemstę" oraz pozyskanie danych, które są wykorzystywane do organizacji corocznych marszów niepodległości. Większa niż zazwyczaj mobilizacja sympatyków marszu to niejedyny efekt przeszukania w siedzibie Stowarzyszenia Marszu Niepodległości i w domu byłego prezesa tej organizacji Roberta Bąkiewicza. Innym jest chęć przyłączenia się do wydarzenia najważniejszych polityków prawicy. Swój udział w tegorocznym marszu zapowiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński. Do tej pory lider PiS tylko raz uczestniczył w w tym wydarzeniu - w 2018 roku, w setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Od lat prezes PiS wraz z posłami swojej partii 11 listopada spędzał w Krakowie. - Tym razem uważam, że też powinienem wziąć udział - oświadczył Kaczyński. Rozdźwięk w Konfederacji w sprawie marszu Nie wszystkim się to spodobało. - Nie zapraszam Kaczyńskiego na Marsz Niepodległości. Niech zostanie w domu - tak zareagował na słowa Kaczyńskiego Witold Tumanowicz, poseł Konfederacji, związany z Ruchem Narodowym, a także były wiceprezes stowarzyszenia, organizującego marsz. W całkiem innym tonie wypowiedział się Sławomir Mentzen, lider Nowej Nadziei, który wezwał: "Wszyscy na marsz!". Czy można tu mówić o rozdźwięku między dwiema partiami wchodzącymi w skład Konfederacji? W Konfederacji można usłyszeć, że narodowcy mają zupełnie inny stosunek do marszu niż ludzie związani z Nową Nadzieją stąd różne reakcje. - Dużo złego stało się między PiS a narodowcami w sprawie marszu, dlatego w Konfederacji jest zrozumienie dla reakcji Bosaka czy Tumanowicza. Oni pamiętają ciąganie po sądach, zeznania, kuriozalne pytania śledczych, próbę przejęcie całego ich środowiska przez PiS, rolę ziobrystów w tym wszystkim, można tak wymieniać godzinami. Mentzenowi jest łatwiej o racjonalny osąd, bo nie uczestniczył w tym tak bezpośrednio i kieruje się pragmatyzmem. A pragmatyzm podpowiada, by akurat w tej sprawie skupić się na emocjach antytuskowych - opowiada nam jeden z polityków, związanych z Konfederacją. Dlaczego? Odpowiedzią może być najnowszy sondaż CBOS dotyczący ocen rządu. Wynika z niego między innymi, że wśród wyborców Konfederacji radykalnie pogorszył się stosunek do rządu Donalda Tuska. Jeszcze trzy, cztery miesiące temu większość z nich była obojętna wobec aktualnego rządu, dziś trzech na czterech zalicza się do jego przeciwników. Nasi rozmówcy z Konfederacji przyznają, że widzą radykalizację u swoich wyborców w związku z działaniami rządu. I dziwią się kalkulacjom politycznym Donalda Tuska, który robi wszystko, by zniechęcić do siebie wyborców Konfederacji. - A przecież może za chwilę potrzebować ich głosów - mówi nasz rozmówca, nawiązując do zbliżających się wyborów prezydenckich. Wipler: Jest jedno stanowisko Konfederacji w sprawie Marszu Niepodległości Przemysław Wipler, poseł Konfederacji i bliski współpracownik Sławomira Mentzena, zapewnia, że stanowisko partii w sprawie marszu jest jedno i sprowadza się do tego, że "każdy ma prawo pójść w marszu, ale na równych zasadach". Co to znaczy w praktyce? - Bez przywilejów, własnego kordonu ochrony, bez przemówienia i specjalnej ekspozycji. Chodzi o to, by charakter wydarzenia pozostał oddolny i niepartyjny - wylicza Przemysław Wipler, który sam na marsze chodzi od wielu lat. Dodaje jednak, że rozumie emocje Krzysztofa Bosaka czy Witolda Tumanowicza. - Koledzy z Ruchu Narodowego mają swoje emocje i ogromny rachunek krzywd w stosunku do PiS, bo doskonale pamiętają, jak to środowisko próbowało przejąć kontrolę nad marszem i jakimi sposobami to robiono. Nie dziwię się więc, że w pierwszym odruchu zareagowali tak, jak zareagowali - mówi. Marsz Niepodległości. Narodowcy mają żal do PiS Pytamy więc samego posła Konfederacji Witolda Tumanowicza, czy nadal uważa, że Kaczyński na marsz nie powinien przychodzić. - Jarosław Kaczyński nigdy nie był zwolennikiem Marszu Niepodległości, gdy Donald Tusk wysyłał na maszerujących policję z gazem, on uciekał ze swoimi posłami do Krakowa. Jego środowisko najpierw marsz próbowało zmarginalizować, a gdy to nie wyszło, to chcieli go wszelkimi sposobami przejąć. Zbyt dobrze to pamiętam, by teraz zgadzać się na to, by prezes PiS stawiał się w roli gospodarza marszu - tłumaczy Interii swoje stanowisko Tumanowicz. - To miałem na myśli, bo przecież nie mam możliwości, by komukolwiek zabronić przyjścia na marsz. Nie chcę jedynie, by cały tegoroczny marsz skupił się na Jarosławie Kaczyńskim, bo to wydarzenie o wiele szersze i skupiające różne, także odległe od PiS środowiska - dodaje. W PiS podchodzą do obaw posłów Konfederacji dość lekceważąco. Dominuje przekonanie, że udział Kaczyńskiego w marszu pomoże mu, a nie zaszkodzi. - Jak będzie prezes, to będzie o wiele większe zainteresowanie mediów, przyjdzie więcej ludzi, bo cały PiS się pewnie karnie stawi, będą większe emocje, jakieś prowokacje, więc marsz znów stanie się wydarzeniem numer jeden na wiele dni - prognozuje jeden z polityków PiS. A co na to wszystko sami organizatorzy? Ci są zdania, że im więcej ludzi na marszu, tym lepiej. Choć wydaje się, że deklaracja Jarosława Kaczyńskiego niespecjalnie ich ucieszyła, bo widzą w niej realne zagrożenie dla zdominowania wydarzenia przez polityków jednej partii. - Wiadomo, że Jarosława Kaczyńskiego nie da się postrzegać w kategoriach zwykłego uczestnika marszu, więc to naturalne, że istnieje obawa, że to miękka próba nadania marszowi konkretnych barw partyjnych - mówi Bartosz Malewski, prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. I apeluje do polityków wszystkich partii, by nie ulegli pokusie wizerunkowego przejęcia. - To najgorsze, co mogą uczynić dla oddolnej, społecznej inicjatywy, jaką jest marsz - mówi Interii. - Mamy dwa miesiące, będziemy obserwować wypowiedzi i zachowania polityków i odpowiednio na nie reagować, by nikomu nie przychodziły do głowy pomysły upartyjnienia tej inicjatywy - podsumowuje. Kamila Baranowska --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!