Powoli rozjaśnia się mrok wokół tegorocznych wyborów prezydenckich - wszystko wskazuje na to, że odbędą się latem, w czerwcu bądź w lipcu, w trybie mieszanym, organizowane przez PKW. Gdy na drugi plan schodzi kwestia terminu i sposobu, na pierwszy wysuwają się sami kandydaci i rywalizacja o Pałac Prezydencki. Tym razem dużo mniej oczywista, bo o zwycięstwo po raz pierwszy od 15 lat nie walczą wyłącznie PiS z PO. Na opozycji trwa wielki casting na lidera antypisu, który w drugiej turze miałby się zmierzyć z Andrzejem Dudą. Z kolei prezydent nie zamierza bezczynnie przyglądać się, jak ostry cień opozycyjnej mgły spowija Pałac Prezydencki. Każdy z sześciorga głównych kandydatów ma odmienną strategię na wygranie tego wyścigu. Oczywiście poza wymienionymi w wyborach uczestniczą jeszcze Marek Jakubiak, Mirosław Piotrowski, Paweł Tanajno i Stanisław Żółtek, jednak poparcie dla nich oscyluje w okolicach zera i nie odgrywają oni istotnej roli w toczącej się kampanii wyborczej. Andrzej Duda Obecnie urzędujący prezydent przedstawia siebie jako obrońcę zdobyczy socjalnych obozu "dobrej zmiany". Zwłaszcza w obliczu kryzysu związanego z epidemią. Oni dybią na wasze 500+, na waszą 13. emeryturę, ja to wszystko obronię - wywodzi głowa państwa. Ponadto przekonuje, że dla kraju korzystne jest współdziałanie ośrodków władzy, a nie ich rywalizacja czy wręcz wzajemny sabotaż. Nowym, świeżym owocem na drzewie dobrobytu i bezpieczeństwa socjalnego zasadzonym przez "dobrą zmianę" ma być tym razem "dodatek solidarnościowy" - 1200 zł dla osób, które w wyniku epidemii koronawirusa straciły pracę. Tradycyjnie już Andrzej Duda stara się pozyskiwać najmłodszy elektorat - czy to próbując swoich sił na TikToku, czy też rapując. Pandemia nieco ogranicza możliwości wykorzystania urzędu do utrzymania się u władzy - w normalnych warunkach prezydent ubiegający się o reelekcję stara się błyszczeć w otoczeniu najważniejszych polityków świata. Jednak możemy być pewni, że na ile to będzie możliwe, na tyle Andrzej Duda będzie próbował przekuć prezydenckie obowiązki i przywileje w sondażowe punkty. Szymon Hołownia Strategia wędkowania w kilku stawach naraz w ostatnich tygodniach przynosi Szymonowi Hołowni same korzyści. Do tego stopnia, że w wielu sondażach jest już drugi, za prezydentem. Hołownia prezentuje się jako kandydat najbardziej antypisowski. Jego wystąpienia przeciwko władzy są ostre i pełne gniewu. W otoczeniu Władysława Kosiniaka-Kamysza prześmiewczo mówi się o nim per "kodziarz". Cel jest prosty - skupić wokół siebie elektorat najbardziej niechętny PiS-owi. Ale to tylko część strategii. Prezentując kompleksowy plan klimatyczny i podnosząc kwestie praw zwierząt, Hołownia wyciąga rękę do lewicy. Robi to wprost, opublikował bowiem na łamach "Krytyki Politycznej" list do lewicowych wyborców. Wiarygodności w tych akurat kwestiach (związanych ze środowiskiem naturalnym) przydaje mu fakt, że podnosił je już jako pisarz i publicysta. Ponadto Hołownia umiejętnie buduje więź z młodymi wyborcami w mediach społecznościowych podczas wirtualnych spotkań czy relacji live. I wreszcie stara się Hołownia objąć wakat po Pawle Kukizie w roli kandydata antystemowego. W tym sezonie politycznej telenoweli to właśnie Szymon Hołownia mówi: dość partyjniactwa, ja jestem spoza układu. Dodatkowo w kampanię mocno włączyła się żona kandydata (podobnie zresztą jak w przypadku Władysława Kosiniaka-Kamysza): Władysław Kosiniak-Kamysz Nieoficjalny ulubieniec Donalda Tuska, zupełnie inaczej niż Szymon Hołownia, zawsze bardzo uważał, by nie kojarzyć się z "totalną opozycją", czyli ostrym, antypisowskim wizerunkiem. W przypadku lidera ludowców lejtmotywem jest konstruktywny dialog, okrągłe stoły itp. Władysław Kosiniak-Kamysz chciałby pozyskiwać głosy zarówno opozycji, jak i zwolenników Andrzeja Dudy - choćby za sprawą swojego konserwatyzmu. Nie oznacza to jednak, że unika wyprowadzania ciosów: Jak już wspominaliśmy, program Kosiniaka-Kamysza jest najbardziej szczegółowy z przedstawionych w tej kampanii. To wpisuje się w strategię "kandydata merytorycznego". Takiego, który zamiast gardłować - proponuje konstruktywne rozwiązania. Od dłuższego czasu mówi się, że PSL pod wodzą Kosiniaka-Kamysza obrało "kurs na miasta". Szef ludowców chce, by "koniczynki" kojarzyły się nie tylko z partią rolników. Promując hasło "Koalicja Polska", przekonuje, że buduje wielką chadecką platformą, "szerokie centrum" (jak Platforma Obywatelska u jej zarania). Nie bez znaczenia dla rosnących notowań Kosiniaka-Kamysza było wciągnięcie na tę platformę Pawła Kukiza i jego ruchu. Kosiniak przyjął część postulatów Kukiza np. powszechny wybór prokuratora generalnego, dzień referendalny, wprowadzenie JOW-ów w ramach ordynacji mieszanej... widać też, że Kosiniak dba o to, by Kukiz czuł się w obozie PSL komfortowo, by było to prawdziwe partnerstwo, a nie podkładanie świń. Kosiniak ewidentnie chce, by echa buntu Kukiza pobrzmiewały w jego tegorocznej kampanii. Robert Biedroń W strategii Roberta Biedronia można wyróżnić dwa główne wątki - programowy i wizerunkowy. Programowo kandydat lewicy ma ogromne pole do popisu - jest bowiem jedynym postępowym kandydatem na tle konserwatywnych konkurentów. Może wysuwać postulaty, których nikt inny nie wysunie. I z tego przywileju korzysta. O ile w sprawach socjalnych ma konkurencję w obozie władzy, o tyle w tzw. światopoglądowych właściwie nikt nie stoi mu na przeszkodzie. Jedynie Szymon Hołownia próbuje czasem podejmować temat rozdziału Kościoła od państwa. Lewica jednak mocno uwypukla nie światopoglądowe, lecz społeczno-gospodarcze aspekty programu Biedronia. Zwłaszcza w obecnych czasach kryzysu związanego z pandemią koronawirusa. Sztabowcy Biedronia, jak i sam kandydat, starają się wykazać, że to właśnie ich kandydat jest jedynym propracowniczym i prospołecznym pretendentem, a PiS i Andrzej Duda tylko takich udają, a tak naprawdę wysługują się interesom biznesu czy Stanów Zjednoczonych. W związku ze startem w wyborach prezydenckich Robert Biedroń podjął się także pracy nad swoim wizerunkiem - w kuluarach nie ukrywano, że jeśli chce powalczyć, to nie może kojarzyć się z kimś niepoważnym, żartownisiem, pięknoduchem. Włożył więc kandydat wiele wysiłku w szlifowanie swojego image'u, by bardziej przystawał do rywalizacji, w której przyszło mu wziąć udział. Krzysztof Bosak Kandydat Konfederacji stara się sprytnie zajść prezydenta od prawej strony. Podczas debaty przekonywał, że Andrzej Duda nie jest prawdziwym konserwatystą. - Chciałem naświetlić różnicę między mną jako kandydatem ideowej prawicy a Andrzejem Dudą, który jest kandydatem lewicowym gospodarczo i centrowym światopoglądowo - oceniał już po debacie i słowa te dobrze odzwierciedlają ten aspekt jego strategii. Bosak, znajdujący się po przeciwnej stronie politycznego spektrum niż Biedroń, stara się zaanektować obszar konserwatyzmu światopoglądowego, choćby w takich kwestiach jak aborcja czy związki partnerskie. Krzysztof Bosak na tle pięciorga pozostałych liczących się kandydatów jako jedyny sięga po retorykę mocno antyunijną. Z jednej strony Polacy uchodzą za naród masowo popierający przynależność do Wspólnoty, z drugiej strony nawet obóz władzy dostrzega, że czasem politycznie opłaca się zaatakować "brukselskie elity", które "narzucają Polsce" pewne rzeczy. Bosak może iść w tę stronę bez oglądania się za siebie. Prezydent stara się bardziej niuansować przekaz - nie chce mieć zaprzysięgłych wrogów ani wśród eurosceptyków, ani wśród euroentuzjastów. Kandydat Konfederacji przedstawia się jako reformator - chce zmienić polski ustrój, wprowadzając m.in. ordynację mieszaną, siedmioletnią kadencję prezydenta, wzmacniając zarówno urząd głowy państwa jak i premiera, ograniczając liczbę posłów w Sejmie, przekształcając Senat czy powołując członków TK, SN, KRS na dożywotnie kadencje. Po implozji Ryszarda Petru i Nowoczesnej Krzysztof Bosak ma jeszcze jeden rewir, w którym może się wygodnie umościć - liberalizm gospodarczy. Na tym polu konkurencją mogłaby być Platforma Obywatelska z jej głównym ekonomistą Andrzejem Rzońcą na czele, jednak w obliczu społecznego poparcia dla socjalnych rozwiązań PiS-u Platforma wykazuje tutaj daleko idącą ambiwalencję. Dlatego to Krzysztof Bosak promuje takie postulaty jak np. zakaz uchwalania budżetu z deficytem. Ta strategia jest dość oczywista, jeśli przypomnimy sobie, że jednym z silników Konfederacji jest ultra wolnorynkowe środowisko Janusza Korwin-Mikkego. Małgorzata Kidawa-Błońska Kandydatka Platformy Obywatelskiej stara się być jak Platforma Obywatelska: nie za lewicowa i nie za prawicowa. Nie za konserwatywna i nie za liberalna. Za wolnym rynkiem i za pomocą państwa. Za przedsiębiorcami i za pracownikami. Ale z całą pewnością przeciw PiS i Andrzejowi Dudzie. Dualizm postaw Kidawy-Błońskiej objawiał się na każdym kroku, choćby wtedy, gdy ogłaszała, że nie będzie uczestniczyć w wyborach i zarazem nie zrezygnuje z kandydowania, gdy bojkotowała, ale nie do końca, gdy zawieszała kampanię, ale wypuszczała spoty. Kiedy Grzegorz Schetyna wysuwał ją jako wirtualną kandydatkę na premiera, kalkulacja partii była następująca: Kidawy-Błońskiej w właściwie nie ma za co atakować, więc telewizja publiczna będzie miała utrudnione zadanie. Podkreślano jej spokój, klasę, rozwagę, kulturę osobistą. Miała być kandydatką, która "skończy z tymi kłótniami". "Platformerką", ale bez negatywnego bagażu ciągnącego się za Donaldem Tuskiem czy Grzegorzem Schetyną. Z całą pewnością PO i sama Kidawa-Błońska będą starali się obronić pozycję środowiska najbardziej zdeterminowanego do obrony praworządności i "przywracania normalności". Po ponad czterech latach sejmowych bojów o sądownictwo Platforma będzie przekonywać wyborców: to my jesteśmy tutaj najbardziej wiarygodni, to my od samego początku staliśmy tam, gdzie trzeba, po stronie państwa prawa. Dziś jednak trudno dyskutować o strategii kandydatki, która nie opublikowała programu wyborczego i o której nie wiadomo, czy pozostanie w wyścigu. Jej przekaz w ostatnich tygodniach koncentrował się na kwestii przeprowadzenia uczciwych wyborów: