"The Economist": Kto rządzi Europą? Koniec koncertu dwóch mocarstw
Francja narzuca swój punkt widzenia, Niemcy nie mogą nawiązać do czasów kanclerz Angeli Merkel, Polska i kraje Europy Środkowej mają swoje pięć minut, a Wielka Brytania traci na znaczeniu. Z kolei Komisja Europejska zgromadziła więcej władzy niż kiedykolwiek wcześniej. Tak wygląda nowa Europa po pandemii COVID-19 i w trakcie wojny w Ukrainie.
- Cotygodniowy, piątkowy cykl "Interia Bliżej Świata" to najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet
- Tym razem dzięki "The Economist" prezentujemy zmiany w układzie sił w UE
- Jesteśmy świadkami wykuwania się nowej Europy, która kończy z dominacją Francji i Niemiec
Piłka nożna to gra, w której "22 mężczyzn ugania się za piłką przez 90 minut, a na końcu zawsze wygrywają Niemcy", żartował słynny angielski piłkarz Gary Lineker.
Przez dziesięciolecia UE miała podobnie przewidywalną dynamikę polityczną: niezależnie od tego, czy składała się z 6, 12 czy 27 krajów, państwa członkowskie dążyły do kompromisów, dopóki to, co zyskało aprobatę Francji i Niemiec, nie zostało zaakceptowane przez wszystkich.
Jednak stary model dominacji dwóch największych członków od dawna się chwieje. W miarę jak Europa stawia czoła kolejnym kryzysom, kształtuje się nowa, bardziej płynna geografia władzy.
"The Economist": Początek nowej Europy. Koniec epoki Angeli Merkel
Trzy lata pandemii, a następnie wojna w Ukrainie znacząco przekształciły projekt europejski. Obejmuje to także zmianę znaczenia poszczególnych państw.
Przykłady? Obrona i rozszerzenie na wschód, niegdyś zaniedbane, stały się priorytetami. Dało to nowy impuls sąsiadom Ukrainy w Europie Środkowej. A wzrost znaczenia Chin i perspektywa odrodzenia się trumpizmu w USA sprawiły, że UE ponownie przemyślała polityki gospodarcze - często zgodnie z etatystycznym podejściem Francji.
Z kolei kwestie ochrony klimatu wzmocniły wartość podejmowania działań na poziomie kolektywnym - to podejście preferowane przez quasi-federalne instytucje UE w Brukseli.
Do tego wszystkiego dochodzą zmiany polityczne w poszczególnych krajach. Od Finlandii po Francję populiści ze skrajnej prawicy zyskują wpływy przed czerwcowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego.
Jeszcze niedawno Angela Merkel była niekwestionowanym liderem kontynentu. Jej następca na stanowisku kanclerza Niemiec, Olaf Scholz, nie ma podobnie silnej pozycji.
Wielu oczekiwało, że schedę po Merkel przejmie Emmanuel Macron. Ale stoi on w obliczu coraz bardziej napiętej sytuacji politycznej w kraju, która w poniedziałek doprowadziła do dymisji premier Elisabeth Borne, w nadziei na nowe polityczne otwarcie.
Obecny gospodarz Pałacu Elizejskiego nie może ubiegać się o reelekcję w 2027 r., co sprawia, że w polityce zagranicznej emanuje pewnością siebie, która często przeszkadza innym przywódcom UE. Niemcy i Francja przewodzą Europie, gdy działają wspólnie, ale ostatnio coraz rzadziej tak się dzieje.
Dlatego w Europie bez wyraźnego przywództwa to, kto obecnie się liczy, zależy od tego, o co akurat toczy się gra.
Europa Środkowa ma swoje pięć minut
Weźmy obronę i bezpieczeństwo, szczególnie ważne kwestie ze względu na wojnę w Ukrainie, a ostatnio na Bliskim Wschodzie. Po inwazji Rosji w lutym 2022 r. niewielu zwracało się do Niemiec w sprawie wyznaczenia kierunku działań.
Niemcy dały się uzależnić od rosyjskiego gazu, a ich siły zbrojne były tak nieprzydatne, że Scholz ogłosił potrzebę "Zeitenwende", punktu zwrotnego w polityce obronnej Berlina. To wtedy państwa Europy Środkowej, na czele z Polską i trzema krajami bałtyckimi, mogły poczuć satysfakcję, ale i ulgę po wielu latach formułowania ostrzeżeń o niebezpieczeństwie stwarzanym przez Rosję, ich dawnego hegemona.
Wpływ państw ze wschodu kontynentu był widoczny w kilku punktach zwrotnych w działaniu UE. Przykłady? Unia sama płaci za broń wysyłaną do Ukrainy, co jest pierwszym krokiem w kierunku uwspólnotowienia wydatków na obronność.
Drugim krokiem jest rozszerzenie na wschód, które przez wiele lat znajdowało się poza agendą. W końcu żaden kraj nie dołączył do UE od 2013 r. i akcesji Chorwacji. Obecnie dziewięciu kandydatów znajduje się na różnych etapach rozmów.
Najciekawszy jest przypadek Ukrainy, której sprawa była silnie wspierana przez Polskę oraz inne państwa regionu i to pomimo początkowych zastrzeżeń ze strony Francji i Danii. 14 grudnia przywódcy państw UE zgodzili się rozpocząć formalne rozmowy akcesyjne. Jeśli Unia rozszerzy się do 36 krajów - co zajmie lata, jeśli nie dekady - środek ciężkości przesunie się zdecydowanie na wschód.
Francja narzuca swój punkt widzenia
Kraje środkowoeuropejskie mają teraz wystarczającą siłę, by odeprzeć pomysły płynące z Zachodu. Najważniejszym z nich jest strategiczna autonomia, koncepcja forsowana przez Macrona.
Zakłada ona, że Europa powinna działać niezależnie od innych, np. ponosząc większy ciężar własnej obronności. Nie wszystkim się to podoba. Politycy w Polsce czy na Słowacji uważają, że gwarancje bezpieczeństwa oferowane przez NATO, a więc USA, są znacznie bardziej przekonujące. Natomiast francuskie apele, by siły zbrojne UE kupowały europejski (tj. często francuski) sprzęt wojskowy, zostały w dużej mierze zignorowane.
Jednak mimo że Europa Środkowa ma wpływ na Ukrainę, jej głos jest ledwo słyszalny, jeśli chodzi o inne elementy europejskiej polityki. Moralny autorytet zgromadzony w Warszawie i Bratysławie dzięki pomocy Ukrainie został nieco nadszarpnięty po tym, jak w kwietniu ubiegłego roku zamknęły one swoje granice dla eksportu produktów rolnych, co zirytowało przywódców w Kijowie.
Jeśli chodzi o politykę gospodarczą, Europa jest coraz bardziej zmuszana do myślenia w kategoriach francuskich. W tym przypadku wyraźne wezwanie Macrona do strategicznej autonomii okazało się znacznie silniejsze.
Kierując się długotrwałą nieufnością wobec globalizacji - i nowymi obawami o łańcuchy dostaw, które mogą zostać zakłócone przez pandemie lub problemy wynikające z zachwiania sytuacji geopolitycznej - Francja chce, by kontynent był bardziej samowystarczalny.
Napięcia między Ameryką a Chinami, a także perspektywa nowej administracji Trumpa w 2025 r. sprawiły, że inni Europejczycy zaczęli uważniej słuchać głosu Paryża. Macron forsował pogląd, że Europa była "naiwna" w swoich kontaktach z resztą świata, utrzymując otwarte rynki, gdy jej partnerzy handlowi tego nie robili, jak np. USA ze swoim protekcjonistycznym planem transformacji ekologicznej lub Chiny z nadmiernymi dotacjami dla własnych przedsiębiorstw.
Przepisy UE zakazujące rządom wspomagania poszczególnych branż odłożono na półkę podczas pandemii COVID-19 i jak na razie nie wrócono do nich.
A dzięki mantrze "Europa przede wszystkim" politycy sprawują coraz większą kontrolę nad kształtem i rozwojem gospodarki. Francuski pomysł posiadania przez Europę polityki przemysłowej był kiedyś tematem tabu, ale teraz stał się akceptowanym podejściem.
Wielka Brytania traci na znaczeniu
Francuski punkt widzenia zwyciężył, ponieważ pomysły Paryża wypełniły próżnię pozostawioną przez Wielką Brytanię, która opuściła UE. Gdyby pozostała członkiem Unii, zapewne zgodnie ze starą tradycją pokrzyżowałaby francuskie plany.
Teraz zadanie to spoczywa na dawnych północnoeuropejskich sojusznikach Londyny, jak Dania, Irlandia czy Holandia, a także na Komisji Europejskiej. Jednak ten luźny sojusz może co najwyżej osłabić francuskie plany, ale już im całkowicie nie zapobiegnie.
Jednak nie tylko Wielka Brytania nie zasiada przy unijnym stole. Bardziej zaskakująca jest absencja... Niemiec. Kanclerz Scholz jest postrzegany jako wielki nieobecny na scenie europejskiej.
Trzeszcząca w szwach koalicja tzw. świateł drogowych, obejmująca lewicowych Zielonych, wolnorynkowych liberałów z FDP i socjaldemokratów z SPD ograniczyła zdolność kanclerza do zawierania porozumień w Brukseli.
"Niemiecka koalicja porusza się wolniej niż debaty w UE", ubolewa wysoki rangą brukselski urzędnik. Polityczna mozaika po wyborach w 2021 r. kosztowała następcę Merkel utratę wpływów.
Nieobecność Niemiec dokonała się z zyskiem dla Francji. Wiele decyzji politycznych UE ma obecnie wyraźnie francuski odcień, jak np. brak jakichkolwiek nowych umów handlowych (niekorzystnych dla francuskich rolników) lub częściowe złagodzenie europejskich zasad ograniczających deficyty budżetowe państw.
Ale słaby Scholz ma także fatalne skutki dla ambicji Macrona i hamuje jego federalistyczne plany. Zamiary Paryża nabierają rozpędu tylko wtedy, gdy zyskują poparcie w Berlinie. Obecnie nikt nie ma złudzeń, że są na to rzeczywiste szanse ze względu na brak chemii między chłodnym (i niezbyt silnym - red.) Scholzem a tryskającym energią eurofilem Macronem.
W innych okolicznościach Francja mogłaby szukać sojuszy, które mogłyby jeszcze bardziej przesunąć równowagę sił. Niewiele jest jednak miejsc do zbudowania kompromisu.
Na czele Włoch stoi Giorgia Meloni, której twardy, prawicowy populizm utrudnia kontakty z głównym nurtem. Holandia traci swojego wieloletniego premiera, Marka Rutte, być może na rzecz Geerta Wildersa, ideologicznego sojusznika Meloni.
Chaotyczna polityka w Hiszpanii ograniczyła apetyt Madrytu na wpływanie na europejską debatę. W Polsce niedawno do władzy wrócił jest liberalny i prounijny Donlad Tusk, ale jego zaangażowanie w UE będzie ograniczone ze względu na ogrom pracy na krajowym podwórku.
Niespodziewany zwycięzca. To oni moga najwięcej zyskać na bezkrólewiu w UE
Być może największym beneficjentem tej próżni są scentralizowane instytucje UE w Brukseli. Pod kierownictwem Ursuli von der Leyen od 2019 r. Komisja Europejska, ramię wykonawcze UE, zgromadziła więcej władzy niż kiedykolwiek wcześniej.
32-tysięczna brukselska machina od dawna jest potężną siłą regulacyjną, o czym przekonali się przez lata baronowie z Doliny Krzemowej. Ale coraz częściej wkracza również w kwestie polityczne i geopolityczne.
Zaczęło się od pandemii COVID-19, kiedy rządy zwróciły się do Komisji o nadzorowanie zamówień na szczepionki dla całej UE. A w efekcie spowolnienia gospodarczego wywołanego pandemią Bruksela powołała Plan odbudowy dla Europy (Next Generation EU), fundusz o wartości 807 mld euro w postaci pożyczek i dotacji, by ożywić europejskie gospodarki po pandemicznym zastoju.
Komisja, będąc odpowiedzialną za jego funkcjonowanie, była w stanie kierować pieniądze w sposób zgodny z własnymi priorytetami, np. planami ograniczenia emisji dwutlenku węgla do zera netto do 2050 r.
Zresztą ambicje urzędników w Brukseli w tej sprawie są znacznie bardziej entuzjastyczne niż wielu polityków, którzy muszą bronić polityki przed wyborcami obawiającymi się, że zielona agenda jeszcze bardziej osłabi ich siłę nabywczą.
Większa swoboda decyzyjna w zakresie unijnych pieniędzy dała Komisji nowe uprawnienia, dyktując państwom członkowskim, w jaki sposób powinny one być wydawane. Uprawnienia te mogą być wykorzystywane do dyscyplinowania członków: Węgrom i Polsce wstrzymano wypłaty pieniędzy za problemy z praworządnością.
Nowa era Europy?
Czy to znak, że powstaje federalna Europa, europejskie superpaństwo? Węgry i Polska mogą odnieść takie wrażenie. Istnieją jednak ograniczenia uprawnień Komisji. Część wpływów Ursuli von der Leyen wynika z faktu, że ściśle koordynuje ona swoje działania ze stolicami krajowymi, np. w sprawie sankcji wobec Rosji.
Szefowa Komisji może wpływać na debatę, np. na temat stosunku Europy do Chin, gdzie naciskała na podejście do handlu oparte na "zmniejszeniu ryzyka", mniej konfrontacyjne niż "odcięcie" od Pekinu forsowane przez USA.
Prawdopodobnie Niemka jest obecnie najbliżej zostania europejskim liderem. Ale jej władza nadal zależy od innych. I po wyborach do Parlamentu Europejskiego będzie musiała przekonać przywódców państw członkowskich do ponownego mianowania jej na drugą pięcioletnią kadencję. A przecież Bruksela nadal wydaje niewiele ponad 1 proc. całkowitego PKB UE.
Jednocześnie wybory mogą zmienić europejski porządek. Populiści dobrze poradzili sobie w Holandii i na Słowacji, ale już nie w Polsce i Hiszpanii. Oczekuje się, że zyskają na popularności w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Najpotężniejsza siła w powojennej Europie - miękki konsensus na rzecz liberalnych wartości i rządów prawa - może być zagrożona.
Po zakończeniu eurowyborów uwaga skupi się na listopadowych wyborach w USA, która nadal jest głównym gwarantem bezpieczeństwa europejskiego i głównym uczestnikiem działań wojennych na Ukrainie.
Zwycięstwo Trumpa zostałoby powitane z powszechnym przerażeniem. To, że głosy oddane za oceanem z dala od Paryża, Berlina czy Warszawy będą miały tak duże znaczenie dla przyszłości Europy, z pewnością wyzwoli nawoływania, że architektura władzy w Europie wciąż ma wiele do zrobienia.
---
---
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
----
Tekst przetłumaczony z "The Economist"©
The Economist Newspaper Limited, London, 2023
Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk
Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji
---