Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

"The Spectator": Polityka tożsamości rujnuje elitarne francuskie uczelnie

Zgnilizna rozpanoszyła się na elitarnych francuskich uniwersytetach. Dawniej prestiżowe szkoły popadły w ideologiczny konformizm, kosztem nauczania podstaw. Dziś krytyczne dociekania i otwarta debata nie są mile widziane. Zamiast przekazywania wiedzy mamy wiece i aktywizm - zarzuca brytyjski "Spectator".

Kryzys francuskich szkół elitarnych. Wszystko przez politykę tożsamości
Kryzys francuskich szkół elitarnych. Wszystko przez politykę tożsamości/JEFF PACHOUD/AFP

Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Brytyjski, konserwatywny "The Spectator", z którego pochodzi poniższy artykuł, ukazuje się nieprzerwanie od 1828 r., co czyni go najstarszym tygodnikiem na świecie. 

Na początku roku feministyczne stowarzyszenie z francuskiego Sciences Po - Décollectif Féministe - postanowiło zorganizować "niemieszane" spotkanie, wyraźnie wykluczające uczestników płci męskiej i osoby białe. Wydarzenie, które miało być "bezpieczną przestrzenią" dla kobiet o innym kolorze skóry, wywołało natychmiastową reakcję, a przez deputowaną ze Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen zostało okrzyknięte "rasistowskim i dyskryminującym". Finał był taki, że wydarzenie odwołano, ale sama sytuacja obrazuje głęboką zgniliznę, która rozpanoszyła się na elitarnych francuskich uniwersytetach.

Sciences Po - od lat najważniejszy poligon szkoleniowy dla przyszłych prezydentów, premierów i dyplomatów od Jacques'a Chiraca po Emmanuela Macrona na czele - odnotował gwałtowny spadek swojego prestiżu. Niegdyś klejnot francuskiego środowiska akademickiego, a dziś? Korporacyjni rekruterzy coraz częściej odwracają wzrok od CV jego absolwentów, których postrzega się raczej jako aktywistów niż profesjonalistów. 

W niedawnym sondażu przeprowadzonym przez Décideurs Magazine rekruterzy wyrazili rosnące rozczarowanie słynną szkołą. Czasy, kiedy Sciences Po był głównym producentem wszechstronnych i pragmatycznych liderów, odeszły w niepamięć. Absolwenci francuskich grandes écoles, czyli elitarnych krajowych uniwersytetów, nie są już tak chętnie zatrudniani - przynajmniej nie w oczach korporacyjnych łowców głów. 

Kryzys francuskich elitarnych uczelni. Wszystko przez politykę tożsamości

Niedawno David Butterfield pisał w "The Spectator" o swojej rezygnacji z pracy (wykładowcy - red.) na Uniwersytecie Cambridge. Decyzję tę podjął niesiony frustracją, spowodowaną "infantylizacją" edukacji. Francuskie elity stoją obecnie w obliczu podobnego, jeśli nie gorszego upadku. 

W przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii sytuacja Francji ma wyraźnie poważniejszy charakter. Ideologia przenikająca francuskie szkoły jest nie tylko "przebudzona" (ang. "woke") czy "postępowa", ale przesiąknięta islamo-lewicowością. Chodzi o mieszankę lewicowej ideologii z islamistycznymi sympatiami, która głęboko zakorzeniła się we francuskiej kulturze akademickiej. I nigdzie ta zmiana nie jest tak widoczna, jak w Sciences Po.

W niepamięć odeszły ciężkie zajęcia z ekonomii czy administracji publicznej. Zamiast nich w programie nauczania Sciences Po znalazły się wyraźnie ideologiczne odchylenia, a czasem całe moduły poświęcone tematom takim jak gender, kolonialna wina i systemowa dyskryminacja. Uczelnie jawią się jako bardziej skoncentrowane na polityce tożsamości i teoriach systemowej opresji niż na opanowaniu podstaw polityki, administracji i teorii politycznej.

Jednym z bardziej dzielących aspektów tej zmiany jest wpływ ruchu "dekolonialnego", który przedstawia współczesną Francję wciąż jako mocarstwo kolonialne zakorzenione w systemowym ucisku. Dekolonialne ramy - dalekie od zwykłego badania historycznych niesprawiedliwości - przedstawiają francuskie instytucje, a zwłaszcza policję i wojsko, jako narzędzia opresji. Tym samym program nauczania jest nasycony antypaństwowym uprzedzeniem, które zasadniczo zmienia rolę uczelni jako poligonu szkoleniowego dla przyszłych decydentów.

Wiec protestacyjny zamiast nauki

Transformacja ta dała o sobie znać podczas konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Wraz z eskalacją napięć na całym świecie, Sciences Po wykazało się wyjątkowo radykalną postawą. Uczniowie zrwali plakaty przedstawiające izraelskich zakładników, co wywołało publiczną krytykę i zwiększyło napięcie w szkole. Sale wykładowe zostały zabarykadowane, a na ulicy przed szkołą ustawiły się szpalery mundurowych. To, co niegdyś było dostojnym centrum intelektualnym, przypominało scenę z wiecu protestacyjnego.

Unikalna odmiana islamo-lewicowości w Sciences Po sprzyjała sojuszom z obecnymi na kampusie ruchami proislamskimi, które pozycjonują grupy studenckie w opozycji do państwa francuskiego. Studenci sprzeciwiają się Charte de la Laïcité (pol. dosł. "Karta świeckości" - red.) - dokumentowi, którego celem jest wzmocnienie świeckich zasad w instytucjach publicznych - argumentując, że jest ona niesprawiedliwie wymierzona w muzułmańskich studentów i wykładowców.

Opór ten nie jest tylko stanowiskiem ideologicznym - to wyzwanie rzucone samej idei laickości, stanowiącej fundament francuskiego życia publicznego, zgodnie z którą, religia i państwo muszą pozostać ściśle oddzielone.

Zmiana ideologiczna nie ogranicza się do Sciences Po. Przetacza się również przez inne francuskie elitarne instytucje. Na Uniwersytecie Paris-Saclay, wiodącym prym w naukach ścisłych i inżynierii, studenci rozpoczęli kampanie mające na celu "cancelowanie" zaproszonych prelegentów, których poglądy uznali za kontrowersyjne. Poskutkowało to wielokrotnym odrzuceniem zaproszeń, a także wzbudzeniem poważnych obaw w kwestii wolności słowa. W nauce, gdzie debata i badania są niezbędne, tłumienie różnicy zdań jest szczególnie niepokojące.

HEC Paris, czołowa francuska uczelnia biznesowa, również ugięła się pod tożsamościową presją. Tamtejsi profesorowie spotykają się obecnie ze ścisłymi wytycznymi dotyczącymi "obraźliwego języka" i "mikroagresji", co w wielu przypadkach prowadzi do autocenzury w obawie przed reakcją studentów. 

Nawet dyskusje na tematy takie jak nierówności ekonomiczne, handel kolonialny czy strategie korporacyjne na globalnych rynkach coraz częściej bywają przedstawiane przez wąski, społecznie świadomy pryzmat, który bardziej pasuje do seminarium aktywistycznego niż do szkoły biznesu. W rezultacie praktyczne i globalne podejście HEC do edukacji biznesowej zostało osłabiane przez ideologię, przez co studenci są gorzej przygotowywani do konkurencyjnych realiów korporacyjnego świata.

Studia jako laboratorium aktywizmu. A co z wolnością słowa i badaniami?

W tym samym czasie Sciences Po oraz inne elitarne instytucje zdecydowały się na symboliczne gesty. Nawiązano współpracę z instytucjami z Bliskiego Wschodu, w tym z uniwersytetami w Katarze. Krytycy twierdzą, że partnerstwa te stoją w sprzeczności ze świeckimi wartościami Francji i jej stanowiskiem w sprawie liberalnych zasad. W przeciwieństwie do podobnych współprac w Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych, we Francji partnerstwa te rzadko spotykają się z kontrolą publiczną.

Władze uczelni zaangażowały się również w symboliczną zmianę nazw, wymazując nazwiska uznanych za kontrowersyjne postaci historycznych i zastępując je osobami znanymi ze swoich antykolonialnych lub postępowych poglądów. Na przykład w Sciences Po Amphithéâtre Caquot, nazwany na cześć Alberta Caquota, znanego francuskiego inżyniera i wynalazcy, został przemianowany na cześć Simone Veil, orędowniczki praw kobiet i ocalałej z Holokaustu. Zamiast więc zachęcać uczniów do zmagania się ze złożonością i niejasnościami historii, administratorzy wręczają im uproszczone ramy moralne, które przedkładają ideologiczną klarowność nad różnorodność intelektualną.

Ten szerszy trend rodzi poważne pytania o przyszłość elitarnych francuskich instytucji edukacyjnych, jak również o zdolność narodu do wychowywania przyszłych przywódców. Tak jak Butterfield ostrzegał przed pogrążaniem się Wielkiej Brytanii w ideologicznej infantylizacji, tak Francja musi zmierzyć się z własnym rozrachunkiem. Dawniej prestiżowe szkoły popadły w ideologiczny konformizm, kosztem nauczania podstaw. Dziś krytyczne dociekania i otwarta debata są źle widziane.

Ideologia przekształciła te instytucje w laboratoria aktywizmu, w których nie ma już akademickiego rygoru. Niegdyś dumna reputacja elitarnych francuskich szkół upadła, pozostawiając edukację pozbawioną swojej istoty i prestiżu. Nic dziwnego, że absolwenci mają trudności ze znalezieniem pracy.

Tekst przetłumaczony z "The Spectator". Autor: James Tidmarsh

James Tidmarsh jest prawnikiem mieszkającym w Paryżu. Jego kancelaria specjalizuje się w skomplikowanych międzynarodowych sporach gospodarczych i arbitrażu.

Tłumaczenie: Nina Nowakowska

Tytuł, śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji

-----

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

Konwiński w "Graffiti" o wolnej Wigilii: Nie możemy zaskakiwać/Polsat News/Polsat News
INTERIA.PL

Zobacz także