"El Pais". Mario Vargas Llosa: Ludzkość jest świadkiem ogromnego paradoksu
Od czasu kryzysu rakietowego między USA a ZSRR w 1962 r. sytuacja międzynarodowa nie była tak poważna jak obecnie. Dwie wojny: na Ukrainie i w Strefie Gazy grożą poważną eskalacją. Ludzkość jest świadkiem ogromnego paradoksu. Z jednej strony dokonujemy niespotykanego postępu, naszą uwagę zajmują cuda wytworów sztucznej inteligencji, a jednocześnie narażamy się na ryzyko konfliktu atomowego, który cofnąłby nas pod względem rozwoju do zarania człowieczeństwa - pisze Mario Vargas Llosa, 86-letni noblista z Peru, autor m.in. "Miasta i psów" czy "Rozmów w Katedrze".
Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Założony w 1976 r. dziennik "El Pais" od samego początku wyznacza standardy dziennikarstwa w Hiszpanii. Poniżej przedstawiamy cały tekst Mario Vargasa Llosy.
Trwająca wojna na Bliskim Wschodzie jest bez szans na zakończenie. Aby doszło do zawarcia pokoju, najpierw należałoby wyjaśnić i uznać coś, co wydaje się niezrozumiałe dla Palestyńczyków - że na spornych ziemiach na mocy decyzji ONZ z dnia na dzień wyłoniło się państwo izraelskie, bez konsultacji z ludnością arabską.
Decyzja ta była wynikiem wielu lat walki ruchu syjonistycznego, który wyłonił się pod koniec XIX w. po straszliwych pogromach Żydów w Rosji i w Europie Środkowo-Wschodniej oraz międzynarodowej solidarności w następstwie Holokaustu.
Miało to jednak bezpośredni wpływ na miejscową ludność od dawna zamieszkującą tereny Imperium Osmańskiego, a następnie ziem objętych administracją Wielkiej Brytanii na podstawie upoważnień Systemu Mandatowego przyjętego przez Ligę Narodów. Dla nich powstanie państwa izraelskiego oznaczało przymusowe wysiedlenie setek tysięcy ludzi.
Prawdziwe cele Benjamina Netanjahu
Z drugiej strony, na czele izraelskiego rządu stoi Benjamin Netanjahu, który obrał sobie za cel wszystkich Palestyńczyków i w najlepszym razie jest gotów wysiedlić ich z okupowanych terytoriów, a w najgorszym - unicestwić tak wielu, ilu zdoła. Dla niego nie ma różnicy między Hamasem a ludnością cywilną, która żyje w Strefie Gazy pod rządami fundamentalistycznego reżimu.
Nie zapominajmy, że od samego początku sprawowania rządów Netanjahu (po raz pierwszy został premierem w 1996 r. - red.) walczył przeciwko porozumieniom z Oslo (wzajemne uznanie Izraela i Organizacji Wyzwolenia Palestyny zawarte w 1993 r. - red.), które otworzyły możliwość zaprowadzenia trwałego pokoju na Bliskim Wschodzie w latach 90. XX w.
Netanjahu robił wszystko, co w jego mocy, by uczynić państwo palestyńskie na terytoriach okupowanych niemożliwym do urzeczywistnienia i faworyzował Hamas zamiast Autonomii Palestyńskiej w przekonaniu, że podzielenie ich i uczynienie władz Zachodniego Brzegu bezsilnymi jest najlepszym sposobem, by zapobiec przekształceniu się tego ostatniego podmiotu w zarodek państwa palestyńskiego.
Dlatego tak długo, jak nie uda się wypracować kompromisu, który pozwoliłby na współistnienie Żydów i Palestyńczyków, sceny przemocy, które od miesiąca możemy obserwować w mediach, nigdy się skończą.
Nie miejmy złudzeń. Na Bliskim Wschodzie będzie jeszcze wiele ofiar
Być może byłoby konieczne, by ONZ narzuciła pokojowe rozwiązanie siłą, ale wymagałoby to akceptacji i współpracy największych mocarstw, włącznie ze Stanami Zjednoczonymi. Jednak nawet wówczas mielibyśmy do czynienia z rozwiązaniem tymczasowym, dopóki Izraelczycy i Palestyńczycy nie zaakceptowaliby definitywnie współistnienia na wspólnych ziemiach.
Tak się nie stanie, a proponowane rozwiązanie zawsze będą przejściowe, dopóki źródło problemu nie przestanie istnieć. Zagadnienie jest oczywiście niezwykle skomplikowane, a najlepszym dowodem jest brak rozwiązania konfliktu przez tak wiele lat. Nie łudźmy się, co jakiś czas należy spodziewać się eskalacji, z niekończącą się liczbą ofiar.
Sprawy dodatkowo skomplikowały się wraz z atakiem Hamasu z 7 października, w którym zginęło 1,3 tys. izraelskich cywilów, a kilkaset zostało porwanych. Akcja izraelskiego wojska, której Netanjahu przewodzi od pierwszego dnia wojny przybiera postać zbiorowej kary. Jeszcze wielu Palestyńczyków straci życie, jeśli sprawy będą się układać jak dotychczas. Jak dotąd w wyniku bombardowań zmarło 9 tys. z nich (stan na 5 listopada - red.), w tym wiele dzieci, a do tego niezliczona liczba rannych.
Premier Izraela wraz ze swoimi ministrami ekstremistami - jeden z nich ma na koncie kilka wyroków sądowych - są w stanie zlikwidować wszystkie brygady palestyńskich bojowników w imię sprawiedliwości dla swojego narodu. Nie zważają przy tym na tysiące ofiar cywilnych, które nie mają żadnego związku z Hamasem ani innymi grupami terrorystów - synów i wnuków czystek etnicznych z 1948 r. (związanych z Planem Dalet - red.).
Poważne ryzyko konfliktu nuklearnego
Na świecie jest jednak więcej podobnych sytuacji. Bez wątpienia jedna z nich jest dotyczy decyzji Władimira Putina o zaatakowaniu Ukrainy (i zajęciu części jej ziem) na podstawie zaszłości historycznych - chęci odbudowy strefy wpływów dawnego ZSRR.
W Ukrainie również mamy do czynienia z tysiącami cywilnych ofiar, które nie są niczemu winne. Ukraina pokazała, na czele z wyjątkowym przywódcą, że jest gotowa stawić opór i odnosi sukcesy, m.in. dzięki dostawom broni z USA i państw UE.
W obu przypadkach mamy do czynienia z podobnym ryzykiem. Mam na myśli niebezpieczeństwo eskalacji i wybuchu konfliktu nuklearnego. Rosja dysponuje zasobami broni, którym można przeciwdziałać tylko z pomocą Zachodu. W tej niebezpiecznej grze byle przypadek może wprawić ją w ruch, co wiązałoby się z ostatecznym końcem. Nikt zdaje się nie rozumieć, że broń atomowa może odegrać ważną rolę i doprowadzić do końca świata.
W najbliższym czasie najpilniejszą potrzebą jest bez wątpienia powstrzymanie wojny w Strefie Gazy i wokół niej. Netanjahu doskonale zdaje sobie sprawę, że setki tysięcy Palestyńczyków, których konflikt wypędził ze swoich domów (zniszczonych przez bombardowania), nie mają dokąd uciec, są bez jedzenia i picia.
Izraelski przywódca zdaje się mieć świadomość, że w każdej chwili może to sprowokować inne kraje do wzięcia udziału w wojnie, a tym samym doprowadzić do konfliktu z użyciem broni atomowej.
Nie zapominajmy, że za wieloma pozornie lokalnymi konfliktami stoją mocarstwa, które posiadają broń jądrową, lub jak w przypadku Iranu - są bliskie jej zdobycia. Mam na myśli konflikty w krajach Afryki czy na Bliskim Wschodzie, np. w Jemenie.
Palestyńczycy są w sytuacji bez wyjścia
W międzyczasie Palestyńczycy zadają sobie pytanie: jak długo będziemy znosić brutalne zwierzchnictwo, wspierane przez potężną armię Izraela, przez którą tak długi czas żyliśmy w nieludzkich warunkach? Dopóki w grę nie wchodzi broń atomowa, sytuacja wydaje się być "zrównoważona", nawet jeśli po stronie palestyńskiej mamy do czynienia z tysiącami zabitych i rannych.
Ale wszystko może się zmienić, jeśli inne kraje zdecydują się zaangażować w wojnę. Nie będzie tak łatwo ich pokonać, jak Palestyńczyków uwięzionych w Strefie Gazy. W momencie pojawienia się potężnej broni pozostanie nam skierowanie próśb do bogów, jeśli nie chcemy, by wszystko obróciło się w nicość.
Prawda jest taka, że od kryzysu kubańskiego w 1962 r. (między dwoma supermocarstwami dysponującymi bronią atomową - ZSRR i USA - red.) sytuacja na świecie nigdy nie była tak poważna jak teraz, gdy dwie toczące się wojny grożą eskalacją na niespotykaną skalę.
Do tego stopnia, że ludność palestyńska mogłaby całkowicie zniknąć zaatakowana przez izraelskie siły zbrojne, nie mając możliwości ucieczki. Oczywiście należy poważnie rozważyć ewentualność, że sojusznicy Palestyńczyków również posiadają potężną broń gotową do użycia w dowolnym momencie.
Nikt z decydentów nie myśli o tym, że za całkowitym zwycięstwem może kryć się cały wachlarz możliwości, które potencjalnie mogą doprowadzić do zniszczenia życia ludzkiego.
Mario Vargas Llosa wzywa świat do opamiętania
Tymczasem analitycy rozważają bez opamiętania inne scenariusze, od tego kto może wygrać wojnę po zaangażowanie innych państw, nie biorąc w zimnych analizach pod uwagę ludzkiego życia.
Jesteśmy świadkami niezwykłego paradoksu. Z jednej strony dokonujemy niespotykanego postępu, naszą uwagę zajmują cuda wytworów sztucznej inteligencji, a jednocześnie narażamy się na ryzyko konfliktu atomowego, który cofnąłby nas pod względem rozwoju do zarania człowieczeństwa. Żyjemy jednocześnie w XXI w. i w erze jaskiniowej.
Chciałbym zakończyć pytaniem za milion dolarów: kiedy to wszystko wymknie się spod kontroli i pęknie jak bańka mydlana w wyniku szaleństwa i barbarzyństwa fanatycznych i obskurantystycznych polityków, którzy gardzą ludzkim życiem? Oto pytanie, które kilkadziesiąt lat temu odważył się zadać pewien filmowiec. Dziś wracam do tego bez obawy, że ktokolwiek mi odpowie.
Mario Vargas Llosa
--
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
---
Autor: MARIO VARGAS LLOSA / EDICIONES EL PAÍS 2023
Tłumaczenie Mateusz Kucharczyk
Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji
---
CZYTAJ TAKŻE: