Wojna na szczyty medyczne, czyli służba zdrowia bez nadziei
Czy osoba tracąca szansę na operacje zaćmy powinna się przejmować? Nie, powinna się zainteresować podejrzanymi motywami prezydenta wetującego ustawę o kryptowalutach. Tak zdaje się myśleć Donald Tusk.

Trudno sobie wyobrazić coś bardziej kuriozalnego niż zorganizowany wczoraj rządowy szczyt medyczny. Otworzyło go wystąpienie premiera Donalda Tuska.
Powód tego zebrania był jeden: zapaść usług medycznych w wielu szpitalach jeszcze w tym roku, i pismo minister zdrowia Jolanty Sobierańskiej-Grendy do ministra finansów proponujące drastyczne oszczędności w wydatkach NFZ na rok przyszły. Wcześniej debatę na ten temat zwołał prezydent Karol Nawrocki. Szczyt rządowy to pośpiesznie skrzyknięta kontra wobec tamtej inicjatywy.
Z ministerialnego pisma wynika, że przywracane miałyby być limity w świadczeniach NFZ na różne medyczne procedury (np. operacje zaćmy). W kampanii i Koalicja Obywatelska, i jej sojusznicy obiecywali całkowitą likwidację limitów. Pani minister proponuje także oszczędności na szpitalach powiatowych, ograniczenie bezpłatnych leków dla dzieci i seniorów i rezygnację z programu Dobry Posiłek. Te ostatnie udogodnienia wprowadził PiS.
Kataklizm już tu jest
Poprzedniego dnia miałem poczucie, że dzieje się coś naprawdę złego. W telewizji Republika dyrektor szpitala zespolonego w Kielcach Marcin Martyniak oznajmił, że był zmuszony na cały grudzień zawiesić umówione wcześniej operacje, zabiegi i przyjęcia. Gdyby tak nie postąpił, szpital stanąłby w obliczu bankructwa. - To nie ja to zrobiłem, to zrobił system - brzmiały jego słowa.
Na początku posiedzenia Sejmu ze zdumiewająco ostrym przemówieniem wystąpił poseł Norbert Pietrykowski z Polski 2050. To ta partia obiecywała, że lekarze pierwszego kontaktu będą dzwonić do pacjentów. Teraz Pietrykowski pytał emocjonalnie premiera Tuska, czy nie powinien przedstawić jakiegoś scenariusza, co dalej z systemem zdrowotnym.
Poseł Pietrykowski nie zdołał złożyć żadnego wniosku formalnego. Słynący ze społecznej wrażliwości nowy marszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty wyłączył mu mikrofon. Ale wrażenie było piorunujące, zwykle koalicjanci są posłuszni.
Można było się spodziewać, że uczestnicy szczytu rządowego wyjdą choć pozornie naprzeciw tym niepokojom. Nic bardziej mylnego. Premier opowiadał, że "każdy rok kończy się taką emocją". Naprawdę? W każdym kolejnym grudniu odprawiano tysiące pacjentów z kwitkiem? Chyba jednak nie.
Dowiedzieliśmy się też od Tuska, że NFZ wcale nie jest bankrutem, lecz wiarygodnym płatnikiem. Szef rządu przypomniał, że w roku 2023 wydatki na służbę zdrowia wynosiły 185 miliardów. W 2025 - 237 miliardów. W roku przyszłym - 248 miliardów. - Nigdy potrzeby pacjentów i lekarzy nie będą zaspokajane w 100 procentach - to jego konkluzja.
Minister finansów Andrzej Domański powtórzył te same liczby. Wynikało z nich, że dajemy na służbę zdrowia coraz więcej. Niestety także apolityczna menadżerka Sobierańska-Grenda zadowoliła się monotonnie wyliczanymi sukcesami obecnej władzy. Padały informacje o programach i medycznych procedurach. Za to nawet słowa o ludziach umówionych na operacje, których w wielu miejscach Polski odprawiono z kwitkiem.
Nikt nie spytał o perspektywę likwidacji 30 proc. szpitali. Pani minister sugerowała wcześniej coś takiego, ale tu nie poruszała tej kwestii. Choć zachwalała zalety "konsolidacji" placówek. Dyrektor szpitala w Kielcach mówił dzień wcześniej, że brak gwarancji finansowych dla szpitali powiatowych może umożliwić ich przejęcie albo zajęcie ich miejsca przez prywatne podmioty.
Subtelny szantaż ze strony premiera
Tę pustkę przekazu zaburzył dopiero szef kancelarii prezydenta Zbigniew Bogucki. Przypomniał o kontekście konferencji. I spytał, czy premier Tusk może zapewnić, że oszczędnościowe zmiany zawarte w piśmie minister zdrowia nie wejdą w życie.
Tusk zabrał głos po raz drugi, tym razem emocjonalnie. Przedstawiał się jako ofiara wysiłków, aby wszystkie potrzeby pacjentów były zaspokojone. Zapewniał, że nie będzie poruszał tematu nadmiernych zarobków lekarzy, co było subtelnym szantażem wobec tej grupy zawodowej. Za to na pytanie Boguckiego nie odpowiedział.
Z kolejnych odpowiedzi minister zdrowia i prezesa NFZ mogłoby wynikać, że pilotażowy program Dobry Posiłek nie zostanie skasowany, przeciwnie - będzie wprowadzony we wszystkich szpitalach. Także bezpłatne leki dla najmłodszych i najstarszych będą nadal wydawane, choć w jakiejś zmodyfikowanej formie. Kiedy jednak padały bardziej konkretne pytania, np. o nieobejmowanie limitami tomografii komputerowej i rezonansu magnetycznego, konkretnej odpowiedzi nie można się było doczekać.
Znaczna część pytań rozmyła się w szczegółach. Ale Dorota Korycińska, prezes Ogólnopolskiej Federacji Onkologicznej, spytała minister zdrowia, czy w miejsce wzajemnych oskarżeń, kto jest winien i czemu, szykowana jest jakaś całościowa strategia naprawienia systemu. Skoro nakłady rosną, a zapaść się pogłębia, pytanie jest zasadne.
Odpowiedź Sobierańskiej-Grendy musiała rozczarować. Wynikało z niej, że poszukiwania takiej strategii dopiero się rozpoczną. "Jesteśmy na początku drogi" - to jej konkluzja, po dwóch latach administrowania resortem przez tę koalicję. Imponujące!
Ściana płaczu i odwracanie uwagi
Przerzucanie się odpowiedzialnością między politykami trwa od zawsze. Politycy koalicji opowiadają dziś, że nawarstwiły się lata błędów z czasów PiS. Ale w zasadzie nie precyzują, o co im chodzi. Poza tym, że poprzednia minister zdrowia Izabela Leszczyna oznajmia, iż podczas pandemii Zjednoczona Prawica przerzuciła część obciążeń z budżetu państwa na NFZ. Dziennikarz Wirtualnej Polski odpowiedział jej jednak kilka dni temu, że przecież obie "kupki pieniędzy" były w dyspozycji rządu, więc transfer z jednej do drugiej, to żadne usprawiedliwienie zapaści.
Donald Tusk zapowiedział jeden konkret: nie będzie podnoszenia składki zdrowotnej. Sugerował, że coś mu w tym przeszkadza, być może - w domyśle - ewentualne weto Karola Nawrockiego. Warto jednak przypomnieć, że niedawno premier sugerował coś więcej: powrót do obniżania tej składki, zablokowanego wetem Andrzeja Dudy. Szef rządu zrobił to "u fryzjera". To właśnie strzygący go barber domagał się tego do kamery.
Czy to nie byłby kolejny krok do katastrofy systemu? Rzecz w tym, że rząd udaje, iż żadnej katastrofy nie ma. W tej sytuacji rolę bijącego na alarm przejął zręcznie prezydent. Na swoim szczycie medycznym dziś wymieniał brakujące sumy w budżecie NFZ: w tym roku 14 miliardów, w następnym 23 miliardy. I apelował o stworzenie programu ratunkowego. Przy okazji podpisał ustawę umożliwiającą przekazanie 4 miliardów z tzw. Funduszu Medycznego na bieżące potrzeby.
Pałac Prezydencki stał się "ścianą płaczu". To charakterystyczne: prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski dziękował Tuskowi, że nie obwinia lekarzy o zbyt wysokie zarobki. Mocne słowa na tym spotkaniu nie padły. Następnego dnia u prezydenta żalił się na politykę oszczędności na opiece zdrowotnej. Tak samo reprezentanci innych środowisk medycznych. Dopiero u Nawrockiego rozwiązały im się języki.
Niestety także i tu nie pojawił się żaden program zmian systemowych. Tyle że to przede wszystkim zadanie ministerstwa, służb rządowych. Tusk zabronił minister zdrowia udziału w prezydenckiej konferencji. Reprezentował ją wiceminister.
Tak naprawdę można odnieść wrażenie, że ten rząd ma inną receptę. Dopiero co ogłoszono listę polityków PiS, którzy powinni stanąć przed Trybunałem Stanu. Równolegle ze szczytem prezydenckim na tajnym posiedzeniu Sejmu Tusk przedstawiał informacje o powiązaniach rynku kryptowalut z mafiami i z Rosją. Cel jest jeden: uwikłanie weta prezydenta wobec ustawy o kryptowalutach w spiskowe podejrzenia. Nawet jeśli chorujecie czy macie chorobę w rodzinie, myślcie o czymś innym.
Piotr Zaremba














