My media, my komentatorzy, mnie nie wyłączając, rozważamy od miesięcy rytualny temat rozliczeń. Czy rozliczeń nie jest za dużo, czy nie jest za mało? Czy się już Polakom nie przejadły, kiedy się przejedzą? Czy Państwowa Komisja Wyborcza (złożona w dużej części z ludzi ostrożnych) przestraszy się bardziej ewentualnej przyszłej zemsty Kaczyńskiego, czy niezadowolenia obecnego premiera? Rozliczenia mają posłużyć do zniszczenia PiS Zacznijmy od oczywistości, a potem pomyślmy, co z niej może wyniknąć. Rozliczenia mają posłużyć Tuskowi do zniszczenia PiS. Do uczynienia Kaczyńskiego politykiem bezsilnym. I to zanim jeszcze rozpocznie się prezydencka kampania. Rozliczenia wcale nie są adresowane do przeciętnego wyborcy. Służą Tuskowi do wewnętrznej, elitarnej politycznej gry. W tej grze elitą jest on i Kaczyński, ewentualnie należą do niej jeszcze Morawiecki, Szydło, Czarnek i kilkuset ludzi w centrali i najgłębszym terenie, od których zależy istnienie lub nieistnienie PiS. Dla Tuska "rozliczenia" to takie uderzenie w polityczną elitę Prawa i Sprawiedliwości, które uniemożliwi Kaczyńskiemu wybór dobrego kandydata i przeprowadzenie skutecznej kampanii prezydenckiej. Tusk strzela amunicją ostrą i ślepakami, byle narobić jak najwięcej huku. Wie bowiem, jak wrażliwe są uszy działaczy Prawa i Sprawiedliwości. Szczególnie, jeśli mieli cokolwiek do czynienia z funduszami, fundacjami i stowarzyszeniami, które przez osiem lat wykorzystywano do budowania siły partii (i niektórych jej członków) przy użyciu publicznych pieniędzy. PKW może ciężko zranić partię Kaczyńskiego Jeśli PKW podejmie decyzję o odrzuceniu sprawozdania Prawa i Sprawiedliwości, zada tej partii cios bardzo bolesny. Kaczyńskiemu i jego ludziom już i tak trudno się było przez ostatnie miesiące przyzwyczaić do nieposiadania telewizji państwowej, do nieposiadania państwowego radia, do nieposiadania budżetu państwa, jako partyjnej skarbonki. Odcięcie od całości lub znacznej części budżetowej subwencji będzie w tych okolicznościach próbą jeszcze trudniejszą. Sami liderzy Prawa i Sprawiedliwości wątpią w zdolność własnej partii do zbierania składek. A co dopiero w zdolność do zebrania składki nadzwyczajnej, czyli podzielenia się przez ludzi partyjnego aparatu znaczną częścią prywatnego majątku z partią, która może nie przetrwać i być może nie daje już żadnej gwarancji bezpieczeństwa. Jest jeden polityk PiS, który mógłby sobie pozwolić na sponsorowanie partii. Nazywa się Mateusz Morawiecki i patrząc z szerszej perspektywy wcale nie jest najgorszym, co Prawo i Sprawiedliwość mogłoby Polakom zaproponować. Problem polega na tym, że Morawiecki ma dziś dwóch przeciwników. Pierwszy to oczywiście Donald Tusk, którego ludzie po zaoraniu (co najmniej wizerunkowym, a w nieodległej przyszłości może także prawnym) Suwerennej Polski za pomocą Funduszu Sprawiedliwości, rozpoczynają w tej chwili wykopki w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, w Rządowym Centrum Legislacji, w Ministerstwie Cyfryzacji i NASK, a także w paru innych instytucjach, które kontrolowali ludzie byłego premiera. Drugi przeciwnik Morawieckiego to Jarosław Kaczyński, który już zablokował mu drogę do prezydentury. Kaczyński powstrzymuje Morawieckiego przed startem w wyborach prezydenckich nie dlatego (albo nie tylko dlatego), że zaczyna tracić do niego zaufanie. Robi to, aby jak najdłużej ocalić spójność własnej partii. Mateusz Morawiecki w drugiej turze wyborów prezydenckich to nawet w przypadku porażki polityk, który stanie się oczywistym następcą Kaczyńskiego. Kaczyński nie chce, a nawet nie może w taki sposób swojego następcy wskazać czy zaakceptować. To by bowiem oznaczało już otwarty bunt - i rozpoczęcie własnej gry o przywództwo - ze strony Przemysława Czarnka czy Beaty Szydło. Wspartych przez Macierewicza, Ziobrę, Jakiego i innych. Gdyby Morawiecki zaczął przejmować partię (zbyt szybko, zbyt obcesowo), słynny scenariusz "skrzydeł" (na pytanie dziennikarzy: "Czarnek, Morawiecki czy Szydło...?" każdy z polityków PiS odpowiada karnie: "nasza partia musi mieć skrzydła") skończyłby się rozłamem w partii. Ptak by tymi nieskoordynowanymi skrzydłami zatrzepotał i spadł, a wszystko to pod czujnym okiem Donalda Tuska, który szybko wsadziłby ptasie truchło na rożen. Zablokowany z dwóch stron Morawiecki nie ma zatem powodu, aby zainwestować znaczną część własnego prywatnego majątku w uratowanie i przejęcie PiS-u. A w ten sposób znów wracamy do słabnącego powoli Kaczyńskiego. Pozbawianego przez Tuska pieniędzy, sprawczości, odartego z siły. Osłabiony Kaczyński nie wypromuje "nowego Dudy" Taki lider nie wypromuje już "nowego Dudy", a dochodzące z Nowogrodzkiej plotki, że Kaczyński mógłby się zdecydować nawet (dla bezpieczeństwa partii) na Mariusza Błaszczaka pokazują tylko, jak bardzo zdesperowany jest prezes. Widzący już, że Tusk nie pozwoli mu na powtórzenie scenariusza rozegranego z sukcesem po porażce 2007 roku i po przegranych wyborach prezydenckich 2010 roku. Wówczas wszyscy mówili (także na prawicy), że Kaczyński pozostaje w polskiej polityce tylko po to, aby Tusk miał z kim wygrywać do końca świata i jeden dzień dłużej. Kaczyński okopał się jednak wówczas w swoim dwudziesto-trzydziestoprocentowym (mówię o sondażowym i wyborczym poparciu) bunkrze czekając na zużycie się Tuska. Rządzenie Polską zużywa każdego, to jak kąpiel w kwasie. Zatem zdolność przeżycia w opozycji całych dwóch kadencji (czasem wystarczy jedna) oznacza w polityce polskiej gwarantowane zwycięstwo. Dziś Kaczyński wie, że Tusk nie zostawi mu bunkra ani na 30, ani na 20 procent sondażowego poparcia. Tusk z kolei wie, że nie może Kaczyńskiemu takiego bunkra zostawić. Stąd właśnie rozliczenia, które Donald Tusk po roku 2007 po cichu blokował, podczas gdy dzisiaj stanął na ich czele. Rozliczenia nie adresowane wyłącznie, czy nawet przede wszystkim do zgromadzonej na publicznym placu gawiedzi. Ale będące dla obecnego premiera głównym narzędziem nowego ułożenia polskiej polityki. Nowego i - w wyobrażeniu Tuska - definitywnego. Także Kaczyński był jednak przekonany, że w 2015 roku rozpoczyna definitywne układanie sobie politycznej sceny. Skoro on się pomylił, może pomylić się Tusk. Na dzisiaj to Tusk ma jednak w ręku silniejsze karty. Cezary Michalski