W Powstaniu Warszawskim zginęło od 160 do 200 tysięcy Polaków i od 1600 do 2000 niemieckich żołnierzy. Daje to proporcje 100 do jednego i oznacza, że przy takim gospodarowaniu zasobami ludzkimi jedna dywizja wystarczyłaby do zdziesiątkowania całego polskiego narodu, a za cenę kilku dywizji polski naród przestałby istnieć na zawsze. Nierozróżnianie przez jakiś naród zwycięstw od porażek to taka sama choroba, jakby pojedynczy organizm nie rozróżniał bólu (czasem będącego znakiem ciężkiej choroby) od przyjemności. Organizm nieodróżniający bólu od przyjemności i naród nieodróżniający zwycięstw od porażek są skazane na śmierć. A ja nie chciałbym, żeby Polacy byli skazani na śmierć. Politycy, dziennikarze, nauczyciele, muzealnicy... wszyscy powinniśmy czuć się odpowiedzialni za to, żeby Polacy nie popełnili błędu porównywalnego z decyzją kierownictwa AK o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego i kontynuowaniu go przez 60 trzy dni. Nie na naszej warcie. Fascynacja "masakrą" Przy takich proporcjach polskich i niemieckich ofiar Powstania Warszawskiego miał rację Jarosław Marek Rymkiewicz (jeden z największych współczesnych polskich pisarzy, a jednocześnie człowiek, któremu nigdy nie należałoby powierzać kierowania polityką polską), kiedy w "Kinderszenen" nazwał Powstanie Warszawskie "masakrą" i jako "masakrę" je wielbił. Ja sam, przy okazji wywiadu na temat "Kinderszenen", który zmienił się w kłótnię, usłyszałem od niego, że gdyby w Powstaniu zginęło dwa razy więcej Polaków, byłoby jeszcze lepiej, ponieważ w ten sposób Polacy dwa razy mocniej zostaliby "przywiązani do polskości". Był też wybitny polski rzeźbiarz Stanisław Szukalski, który na emigracji w Kalifornii marzył o stworzeniu pomnika Bora-Komorowskiego jako azteckiego boga śmierci, któremu składane są ofiary z kobiet, starców i dzieci (ostatecznie skończyło się na skromnym popiersiu). On także był taką wizją dowódcy AK zafascynowany. Szukalski i Rymkiewicz byli wielkimi artystami. Artyści mają prawo z grubsza do wszystkiego. Nawet do fascynowania się masakrą własnego narodu. Politycy takiego prawa nie mają. Decyzja o rozpoczęciu Powstania była błędem Decyzja o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego była błędem. Niezrozumiałym szczególnie po wielu tygodniach akcji "Burza", czyli małych powstań na terenie wschodniej Rzeczypospolitej, które miały uprzedzać wkroczenie Armii Czerwonej. Dowództwo AK już wiedziało, że Sowieci "nie pomagają" Polakom walczącym z Niemcami, ale przychodzą zawsze "spóźnieni", żeby dobić resztki albo wywieźć je na Syberię. Jeśli Stalin i jego "polskie media" wzywały Polaków do rozpoczęcia powstania, jeśli Himmler w szyfrogramie nadanym do Hitlera w pierwszych godzinach powstania wyrażał absolutny entuzjazm wobec decyzji kierownictwa AK, pisząc do Fuehrera, że teraz Niemcy będą mieli alibi dla zniszczenia miasta i wyrżnięcia całej polskiej elity... to trudno powiedzieć, żeby decyzja o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego była w jakimkolwiek sensie dla Polaków dobra. Chyba że uznamy, iż Hitler, Himmler i Stalin dbali o polski dobrostan, dlatego cieszyli się z decyzji kierownictwa AK, a Stalin nawet ją prowokował. Innym moim złotym cytatem z okolic niedawnej rocznicy jest cytat z dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego Jana Ołdakowskiego, który w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" porównał powstańców do "Luke'a Skywalkera i jego towarzyszy", a upowszechnienie tej analogii wśród młodych Polaków uznał za pedagogiczny sukces kierowanej przez siebie instytucji. Człowiek, który tak łatwo przechodzi od zagłady stolicy do hollywoodzkiego komiksu, nie budzi mojego zaufania jako współtwórca polityki historycznej narodu zamieszkującego ruchliwe skrzyżowanie Europy i Azji. Po stronie Kisielewskiego, Mackiewiczów i generała Andersa To, co piszę, nie jest oryginalne. Podobnie decyzję o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego oceniali Stefan Kisielewski, bracia Stanisław i Józef Mackiewiczowie, czy generał Władysław Anders (ten ostatni chciał postawić Bora-Komorowskiego przed sądem). Wolę stać po ich stronie, niż po stronie Hołowni i Ołdakowskiego, choćby tłum miał mnie za to wygwizdać, a ich narodzić brawami. Jan Nowak-Jeziorański, który powstrzymywał się od publicznego krytykowania Powstania, jednak miał jak najgorsze zdanie na temat mechanizmów podejmowania decyzji o jego rozpoczęciu, wyniósł z Powstania Warszawskiego jeden ważny morał: nigdy więcej "wspaniałych masakr", w czasie których Polacy będą osamotnieni i otoczeni przez wrogów. Kiedy w 1956 roku był szefem polskiej sekcji Radia Wolna Europa, wielu suflerów i głupców przychodziło do jego gabinetu, żądając, aby z pomocą tej wspaniałej tuby wezwał Polaków do kolejnego powstania ("przecież Budapeszt tak pięknie płonie, niech równie pięknie zapłoną Warszawa czy Poznań"). Nowak-Jeziorański delikatnie wypraszał ich ze swego gabinetu. Kierowana przez niego polska sekcja RWE nigdy nie wezwała do powstania, co zrobiła sekcja węgierska. Tajemnica Jerzego Giedroyca Także redaktor paryskiej "Kultury" Jerzy Giedroyc wiedział o Polsce wszystko. Był realistą do bólu. Odstawał od całego emigracyjnego tła żyjącego nostalgiami i nadziejami, których nie dało się już zrealizować. On pierwszy na emigracji zrozumiał, że PRL całkowicie zmielił i przemienił Polaków. Wyszukiwał najbardziej niepokornych krajowych marksistów, w paryskiej "Kulturze" ukazywały się ważne teksty Leszka Kołakowskiego i Zygmunta Baumana. Ale Redaktor szukał strzępów polskiego rozumu także po przeciwnej stronie, na swoje łamy zaprosił najbardziej znienawidzonego kolaboranta Jana Emila Skiwskiego, który w czasie okupacji wydawał za zgodą Niemców swój "Przełom". Giedroyc publikował jego teksty pod pseudonimami, w tajemnicy nie tylko przed emigracyjnymi czytelnikami, ale także przed częścią członków własnej redakcji. Giedroyc podziwiał Skiwskiego za błyskotliwość politycznych analiz, ale przede wszystkim za smutny, czasami wręcz cyniczny realizm jego diagnoz na temat polskości. To Skiwski jest autorem aforyzmu głoszącego, że "w przeciwieństwie do innych narodów Polacy giną nie dla pieniędzy, nie dla terytorium, Polacy są w stanie umrzeć dla jednego komplementu". Dopóki ten aforyzm pozostaje prawdziwy (a wciąż pozostaje), polscy politycy, dziennikarze, nauczyciele, muzealnicy... nie mają prawa okłamywać własnego narodu ponad miarę. Także, a może przede wszystkim, nie mają prawa tego robić w sprawie Powstania Warszawskiego. Cezary Michalski