- Wszystko wskazuje na to, że frakcja Orbana zostanie objęta "kordonem sanitarnym" - mówi Interii jeden z ważnych polityków Europejskiej Partii Ludowej (EPL). - Wyliczając to statystycznie, powinny im przypadać dwie komisje, ale w sytuacji, gdy będzie "kordon sanitarny", najpewniej trafią w ręce chadeków i socjalistów (Socjaliści i Demokraci, frakcja w PE - red.) - dodaje nasz rozmówca. - Zapadła decyzja, nie mamy zamiaru współpracować z frakcją Orbana i powoływać ich ludzi na szefów komisji - potwierdza nam Krzysztof Brejza, europoseł Koalicji Obywatelskiej i członek EPL. - Będą w izolacji. Gdy UE jest atakowana, gdy cywilizacja europejska jest atakowana, gdy trwa agresja rosyjska o podłożu antyunijnym, radykalizmy należy izolować - tłumaczy. Patrioci dla Europy w "kordonie sanitarnym" Mówi Elżbieta Łukacijewska, europosłanka Koalicji Obywatelskiej, EPL: - Z tego, co słychać na brukselskich korytarzach, parlamentarna większość prounijna i antyputinowska jest absolutnie przeciwko frakcji Orbana. Spodziewamy się, że będą próbowali blokować wszystko to, co UE szykuje przeciwko Rosji i to, co może pomóc Ukrainie w wygraniu wojny. Tu dotykamy sedna sprawy, czyli powodów marginalizacji Orbana w europarlamencie. Nasi rozmówcy wskazują na dwie zasadnicze kwestie. Pierwszą jest sam skład nowej rodziny politycznej w europarlamencie, a więc - jak mówią - partie antyunijne, antyeuropejskie, często prorosyjskie. W ocenie największych sił w unijnej polityce frakcja Orbana to zagrożenie dla UE. W skład Patriotów dla Europy wchodzą m.in. znane ze swoich eurosceptycznych poglądów węgierski Fidesz, francuskie Zjednoczenie Narodowe, hiszpański Vox, włoska Liga czy holenderska Partia Wolności. - Patrioci dla Europy nie będą mieć na nic wpływu, nie zamierzamy wspierać tej frakcji. Decyzje w Parlamencie Europejskim podejmowane są na bazie kompromisów, przez siły umiarkowane i zbliżone do centrum - zarzeka się europoseł Krzysztof Brejza. - Żadnych układów z przyjaciółmi Putina. Jednego dnia się ściskają, a chwilę później Putin morduje dzieci w Ukrainie - podkreśla nasz rozmówca. Słona cena moskiewskiej eskapady Orbana Tu dochodzimy do drugiej kwestii, która pogrążyła Orbana i jego nową frakcję, czyli niedawnej wizyty węgierskiego premiera na Kremlu. Sam Orban nazwał ją misją pokojową i w ten zaskakujący dla większości europejskich liderów sposób rozpoczął prezydencję Węgier w Unii Europejskiej. W Moskwie odbył kilkugodzinne spotkanie z Władimirem Putinem. Z rosyjskim dyktatorem rozmawiał m.in. o możliwościach zakończenia wojny w Ukrainie, napięciach na linii Zachód-Rosja oraz sposobach na ułożenie relacji w Europie już po wojnie. - Moskiewska eskapada Orbana odegrała tutaj bardzo ważną rolę - mówi Interii Adam Jarubas, wiceprezes i europoseł PSL. - Orban stał się najważniejszym punktem odniesienia dla wszystkiego, co antyunijne i antyeuropejskie. Jego frakcja jest antydemokratyczna i autorytarna, szkodzi Europie i trzeba ją osłabiać, a nie wzmacniać - stanowczo wylicza polityk ludowców. Na tym jednak nie koniec. Z informacji Interii wynika, że po Parlamencie Europejskim krążą plotki o możliwym skróceniu prezydencji Węgier w Radzie Unii Europejskiej ze względu na "misję pokojową" Orbana na Kremlu i wyjście poza kompetencje, jakie unijne traktaty przyznają krajowi sprawującemu prezydencję. Byłaby to sytuacja bez precedensu w historii UE. Unijni liderzy podkreślają jednak, że nikt nie dał Orbanowi zielonego światła do żadnego rodzaju negocjacji z Władimirem Putinem w imieniu całej UE. - Prezydencja narodowa nie ma już, po traktacie z Lizbony, kompetencji w sprawach zagranicznych, a tu dano do zrozumienia, jakoby prezydencja prowadziła mediacje w sprawie wojny w Ukrainie. Tymczasem wiemy, że państwa członkowskie reprezentuje przewodniczący Rady, a politykę zagraniczną wysoki przedstawiciel - tak sprawę skomentował przebywający na szczycie NATO w Waszyngtonie szef polskiego MSZ Radosław Sikorski. Nasi rozmówcy już dzisiaj wskazują, że na wrześniowej sesji Parlamentu Europejskiego szykują się wielkie emocje. Orban przyjedzie wówczas, żeby jako szef kraju sprawującego prezydencję w UE odpowiadać na pytania eurodeputowanych. - Będzie się działo, czeka go ostre grillowanie albo bojkot. Ale raczej grillowanie - prognozuje jedno ze źródeł Interii. As w rękawie Orbana Wbrew pierwotnym planom Orbanowi niezwykle trudno będzie uciec z politycznego marginesu w Parlamencie Europejskim, na który nową frakcję zepchnął unijny mainstream. Nie oznacza to jednak, że węgierski premier z miejsca wywiesi białą flagę na unijnych salonach. Orban był świadom, że sprawy mogą potoczyć się nie po jego myśli. Dlatego tak kompletował skład swojej nowej frakcji, żeby znajdowały się w niej formacje już rządzące w swoich krajach albo mające na przyszłe rządy dobre widoki. - Z jednej strony, ma to podkreślać, że wybory europejskie wygrały stronnictwa eurorealistyczne, którym unijny mainstream zablokował możliwość pełnienia kluczowych funkcji w UE. Z drugiej Orban chce oddziaływać na UE nie poprzez frakcję w Parlamencie Europejskim, ale poprzez przywódców państw w Radzie Europejskiej, gdzie zależy mu na mniejszości blokującej - tłumaczy strategię węgierskiego premiera politolog dr Dominik Hejj, autor książki "Węgry na nowo. Jak Viktor Orban zaprogramował narodową tożsamość". Orban, jak zawsze, gra też jednak na siebie, na Fidesz i z myślą o wpływach w polityce krajowej. Po pierwsze, tworząc własną frakcję w PE stara się stworzyć wrażenie, że marginalizacja Węgier w polityce europejskiej i międzynarodowej wcale nie ma miejsca, a Budapeszt jest w obu przypadkach jednym z rozgrywających. Po drugie, Orban kalkuluje, że silna własna frakcja w PE zapewni mu lepszą pozycję negocjacyjną w rozmowach z nową Komisją Europejską. - Orban chce politycznie handlować z największymi frakcjami i realizować w ten sposób interesy swoje i swojego kraju. A Węgry dramatycznie potrzebują zastrzyku finansowego z UE, odblokowania unijnych funduszy - mówi Interii Wojciech Przybylski, redaktor naczelny "Visegrad Insight". Wiele wskazuje więc na to, że nawet jeśli unijny mainstream rozbije europejskie aspiracje Orbana i jego nowych partnerów, węgierski polityk nie będzie załamywać rąk. - Orban się nie zmienił, wciąż gra na siebie. Nigdy nie zaangażowałby się tak mocno w nowy projekt, gdyby istniało poważne ryzyko, że zakończy się on klęską - nie ma wątpliwości dr Hejj.