401 głosów za i 286 przeciw - to najważniejsze liczby inauguracyjnej sesji nowej kadencji Parlamentu Europejskiego. Właśnie różnicą 117 głosów Ursula von der Leyen został po raz drugi wybrana na przewodniczącą Komisji Europejskiej. To dużo większa przewaga niż w 2019 roku, kiedy Niemka zdobyła najważniejsze unijne stanowisko różnicą zaledwie dziewięciu głosów. UE uciekła spod kadrowego topora Wybór 65-letniej Niemki to ważna wiadomość dla unijnych stolic. Oznacza, że zawarte przez europejskich przywódców w ostatnich tygodniach porozumienie dotyczące obsady najważniejszych stanowisk w Unii Europejskiej, czyli tzw. top jobs, nie pójdzie z dymem. Przy okazji kluczowego dla przyszłości von der Leyen głosowania główną obawą była właśnie ta, że jeśli Niemki nie uda się wybrać, to UE wróci do punktu wyjścia, jeśli chodzi o obsadę "top jobs". Próżno było bowiem szukać w Unii drugiej kandydatury, która miałaby tak duże szanse na poparcie zarówno przywódców państw, jak i europarlamentarnych frakcji. Von de Leyen zebranie 401 głosów nie przyszło jednak wcale łatwo. Teoretycznie właśnie tyle szabel w europarlamencie liczy nieformalnie rządząca UE koalicja chadeckiej Europejskiej Partii Ludowej (EPL), socjaldemokratycznych Socjalistów i Demokratów (S&D) i liberalnego Odnowić Europę (RE), jednak regułą jest, że w tajnym głosowaniu nad wyborem nowego szefa lub szefowej KE nigdy cała koalicja nie głosuje jednomyślnie. Zazwyczaj wyłamuje się około 10-15 proc. eurodeputowanych. To natomiast oznaczało, że von der Leyen może balansować na granicy progu 361 głosów, które musiała zebrać w PE. Niemiecka polityczka ostatnie tygodnie spędziła w Brukseli na intensywnych negocjacjach z kolejnymi frakcjami politycznymi. Z tego powodu opuściła też niedawny szczyt NATO w Waszyngtonie. Tajemnicą poliszynela było też to, że von der Leyen najbardziej będzie zabiegać o poparcie Zielonych, którzy w poprzedniej kadencji współrządzili europarlamentem wraz z EPL, S&D i RE, oraz Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR), u których włoska premier Giorgia Meloni do końca starała się wynegocjować dla Włoch jak największe wpływy w nowej Komisji Europejskiej. Ostateczny wynik głosowania pokazuje, że na poparcie von der Leyen zdecydowali się Zieloni, którzy w tej kadencji PE mają 53 szable. Można się tego było zresztą spodziewać, kiedy 16 lipca przedstawiciel Zielonych Nicolae Stefanuta został jednym z 14 wiceprzewodniczących PE. 18 lipca Zieloni przyznali otwarcie, że poparli kandydaturę von der Leyen, ponieważ "zabezpieczyli zobowiązania w kwestii Zielonego Ładu, czyniąc UE bardziej sprawiedliwą społecznie i chroniąc demokrację". Dla każdego coś miłego. Długa lista obietnic Zanim eurodeputowani zdecydowali o losie von der Leyen, kończąca swoją kadencję przewodnicząca Komisji Europejskiej wygłosiła expose, w którym nakreśliła priorytety na kolejne pięć lat. Po przedstawionych planach, zarysowanych wyzwaniach i wskazanych problemach wyraźnie widać, do jakich obozów politycznych swoje słowa kierowała von der Leyen. Niewątpliwym ukłonem w stronę socjalistów był wątek poświęcony ogólnoeuropejskiemu kryzysowi mieszkaniowemu, który przygniata zwłaszcza młode pokolenie Europejczyków. Von der Leyen obiecała, że Unia Europejska zamierza położyć większy nacisk na kwestie mieszkaniowe, a zapewnić ma to stworzenie w nowej Komisji Europejskiej teki unijnego komisarza ds. mieszkalnictwa. Socjalistom na pewno przypadły też do gustu obietnice walki o prawa kobiet. Liberałowie z Odnowić Europę mogli się z kolei uśmiechnąć pod nosem, gdy szefowa KE zapewniała, jak dużą wagę Unia musi przykładać do kwestii przestrzegania praworządności. Od tego będzie uzależnione wypłacanie państwom członkowskim środków z unijnej kasy. O skuteczności tej metody Polska przekonała się już w ubiegłych latach. Najwięcej znajomych punktów ze swojej agendy programowej mogli w expose von der Leyen znaleźć, co oczywiste, jej koledzy i koleżanki z Europejskiej Partii Ludowej. I tak usłyszeli o konieczności stworzenia Europejskiego Funduszu Obronnego, lepszej ochronie unijnych granic i walce z nielegalną migracją (m.in. trzykrotne zwiększenie liczby personelu Frontexu oraz współpraca UE z krajami basenu Morza Śródziemnego) czy wsparciu dla małych i średnich przedsiębiorstw i zwiększaniu ich konkurencyjności. Wyzwania i problemy. "Stoję gotowa do walki" Von der Leyen nie zapomniała też o kluczowych problemach i wyzwaniach, które czekają UE w nadchodzącej kadencji. Kto jak kto, ale niemiecka polityk o zażegnywaniu spadających na Unię kryzysów wie sporo. W minionej kadencji musiała doprowadzić do końca rozwód UE z Wielką Brytanią, znaleźć odpowiedź na pandemią koronawirusa i wywołany nią kryzys gospodarczy, a także stawić czoła odradzającemu się rosyjskiemu imperializmowi i szantażowi energetycznemu ze strony Kremla. - Europa nie jest w stanie kontrolować dyktatorów z całego świata, ale jest w stanie dokonać wyboru, że będzie chronić swoją demokrację - przekonywała Niemka, jasno nawiązując do zagrożeń ze strony ekstremistów i populistów tak wewnątrz UE, jak i poza nią. - Europa nie jest w stanie wpływać na wybory w innych częściach świata, ale może sama inwestować w bezpieczeństwo swojego kontynentu. Europa nie jest w stanie zatrzymać zmian, ale może na nich skorzystać inwestując w nowy wiek pomyślności i podnoszenia jakości życia - kontynuowała, tym razem odnosząc się m.in. do ryzyka powrotu Donalda Trumpa do Białego Domu i idących za tym konsekwencji dla bezpieczeństwa Europy. Ze strony von der Leyen nie mogło też zabraknąć ostrych słów pod adresem Viktora Orbana za jego "misję pokojową" na Kremlu. Samemu Władimirowi Putinowi też się od szefowej unijnego rządu oberwało. - Rosja liczy, że Europa i Zachód zmiękną, a niektórze w Europie tylko temu przyklaskują - wypaliła polityczka. I podkreśliła: - Europa będzie wspierać Ukrainę tak długo, jak to będzie konieczne. Nowo wybrana przewodnicząca Komisji Europejskiej obiecała też eurodeputowanym i Europejczykom "nigdy nie zaakceptować demagogów i ekstremistów niszczących nasz europejski styl życia". - Stoję tu dzisiaj gotowa przewodzić tej walce razem ze wszystkimi demokratycznymi siłami w tej izbie - zapewniła. Łukasz Rogojsz