We wtorek prezydent elekt Donald Trump ogłosił, że znany z programów prawicowej telewizji Fox News prezenter Pete Hegseth zostanie nowym sekretarzem obrony. Hegseth to były weteran wojen w Iraku i Afganistanie, który uważa, że Chiny zbroją się po to, aby pokonać w przyszłości USA. Nowym dyrektorem CIA zostać ma były dyrektor wywiadu narodowego John Ratcliffe. Cztery lata temu na łamach "Wall Street Journal" opublikował artykuł "Chiny to najważniejsze zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego USA". Uznał w nim, że powstrzymanie Pekinu przed rozwojem wpływów i dominacji na świecie to najważniejsze zadanie jego pokolenia. Przyszła ambasador USA przy ONZ Elise Stefanik od lat zwraca uwagę na zagrożenia związane z kolportowaniem chińskiego komunizmu na świecie. Na nowego sekretarza handlu wskazywany jest Robert Lighthizer, który podczas pierwszej prezydentury Trumpa był współtwórcą strategii wojny celnej z Chinami. Jeszcze w trakcie kampanii wyborczej Trump sygnalizował, że towary z Chin mogą wkrótce zostać objęte dodatkowymi 60-proc. stawkami celnymi. Sekretarz stanu z zakazem wjazdu do Chin? Jeśli informacje dotyczące kandydata na nowego sekretarza stanu potwierdzą się, Marco Rubio będzie pierwszym urzędującym szefem amerykańskim dyplomacji z zakazem wjazdu do Chin. W 2020 roku Chiny objęły go sankcjami za wypowiedzi dotyczące chińskich obozów pracy przymusowej w Sinciangu oraz dławienia przez Pekin demokracji w Hongkongu. Nominacja Rubio na sekretarza stanu może być zapowiedzią konfrontacji dyplomatycznej, która - biorąc uwagę nieobliczalność Trumpa oraz nieprzewidywalne reakcje Chińskiej Republiki Ludowej - doprowadzić może też do chaosu w relacjach dwóch supermocarstw. Choć tak naprawdę chińskie MSZ nie poinformowało oficjalnie, na czym polegają sankcje wobec Rubio, zazwyczaj oznacza to objęcie danej osoby i jej rodziny zakazem wjazdu na terytorium ChRL. Wojna handlowa 2.0 Donald Trump chce podniesienia ceł na wszystkie dobra importowane z Chin o co najmniej 60 proc. Po wprowadzeniu przez Komisję Europejską dodatkowych stawek celnych na chińskie elektryki, Chiny nie tylko rozpoczęły własne antydumpingowe śledztwa w sprawie dóbr sprowadzanych z Unii, ale także nieformalnie dały czerwone światło dla inwestycji w krajach, które głosowały za przyjęciem ceł. Pośród nich była Polska. Chiny nie zawahają się przed użyciem pełni instrumentarium, żeby gospodarczo uderzyć w USA. Otwartym pozostanie pytanie, na ile będą chciały prowadzić jednocześnie wojny na dwóch frontach z najważniejszymi partnerami handlowymi. Szczególnie że osłabiona chińska gospodarka nie wraca do wskaźników sprzed pandemii. Część analityków ekonomicznych prognozuje, że tempo wzrostu PKB w Chinach wyhamuje do poziomu poniżej 5 proc. Dla Chińczyków po latach dwucyfrowych wzrostów będzie to przekroczenie psychologicznej bariery. Wskazywany na przyszłego sekretarza handlu Robert Lighthizer zarobił miliony, pozywając Chiny w imieniu amerykańskich koncernów takich jak U.S. Steel. Na przedwyborczych spotkaniach Trumpa to m.in. on uwiarygadniał swoją obecnością zapowiedzi objęcia wszystkich towarów importowanych do USA z Chin wysokimi cłami. Ich poziom nawet amerykańskie media opisują jako "drakoński". Gra o Tajwan Nie jest tajemnicą, że jednym z głównych celów przewodniczącego Chin Xi Jinpinga jest przejęcie kontroli nad Tajwanem. W chińskiej partyjnej nomenklaturze nazywane "pokojowym zjednoczeniem Chin". Pekin uznaje Tajwan za "zbuntowaną prowincję" będącą częścią Chińskiej Republiki Ludowej. Chińskie władze w praktyce nie mają jednak nad Tajwanem żadnej kontroli. Cieśnina Tajwańska powoli staje jednym z najniebezpieczniejszych miejsc na Ziemi. Potwierdza to coraz bardziej intensywna obecność chińskiej armii wokół Tajwanu. Ostatnio chińska marynarka wojenna i lotnictwo ćwiczyło nawet "blokadę" wyspy, co wśród ekspertów uznawane jest za jeden z najbardziej realnych scenariuszy konfliktu. Tajwan uzależniony jest od broni i politycznego wsparcia USA. W Tajpej konsternację wywołały wyborcze komentarze Trumpa, który stwierdził, że Tajwan "ukradł" Ameryce przemysł półprzewodników. Zasugerował też, że jeśli Tajpej chce ochrony - to będzie za tę ochronę więcej płacić. Zsuzsa Anna Ferenczy, ekspertka od spraw Tajwanu spodziewa się, że wchodzimy w czas nieprzewidywalności ruchów Trumpa wobec Tajwanu. - Słowa Trumpa zostały źle odebrane. Na razie nie wiemy jednak, czy był to element kampanii wyborczej, czy też to zapowiedź kierunków polityki wobec Tajwanu - mówi Interii mieszkająca w Tajpej analityczka Institute for Security and Development Policy. Elementem stabilizującym dla Tajpej może być wybór Rubio na sekretarza stanu. Od lat uważany jest on bowiem za przyjaciela Tajwanu i orędownika dozbrajania wyspy przez Amerykanów. Chiny poniekąd... liczą na Trumpa - Początkowo Pekin uznał wybór Trumpa za dobrą informację dla Komunistycznej Partii Chin - wskazuje w rozmowie z Interią kierownik Zakładu Studiów Azjatyckich Uniwersytetu SWPS Marcin Jacoby. Ekspert, który przebywa obecnie w Chinach, spotkał się z pierwszymi komentarzami, że wybór Trumpa dla Chin jest dobry bo - z punktu widzenia komunistycznych władz - stanowi przypieczętowanie "drogi USA w dół". - Oznaczać może przede wszystkim destabilizację wewnętrzną USA, która byłaby dla Chin dobra, jeśli będzie nieść ze sobą zmniejszenie roli USA w globalnej dyplomacji. Dla Chin jakiekolwiek osłabienie USA jest korzystne. Jeśli Stany Zjednoczone wycofają się z wojny na Ukrainie, dla Chin także będzie to korzystne. Będzie to oznaczało osłabienie Europy i relacji transatlantyckich. Jednocześnie Chińczycy wiedzą, że Trump jest nieobliczalny i bardzo dużo zależy, od tego kto znajdzie się w jego ekipie - mówi Interii Jacoby. Michał Bogusz, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich prognozuje, że wybór Trumpa może oznaczać "gorącą konfrontację" Chin i USA, choć odrzuca bezpośrednie porównania z okresem zimnej wojny. - Sytuacja będzie bardziej dynamiczna i niestabilna niż za czasów zimnej wojny między ZSRR i USA. Wchodzimy w bardzo ciężki i trudny okres dla świata - konstatuje Bogusz. Polska w starciu gigantów Postępująca rywalizacja Chin i USA ma też przełożenie na nasz kraj. Z jednej strony - przynajmniej do tej pory - pozostający w strategicznym sojuszu z USA. Z drugiej jednak, starający się rozwijać współpracę gospodarczą z Chinami. Jak do tej pory - z marnym skutkiem. Chińczycy, sprawnie wykorzystujący w relacjach z państwami Unii Europejskiej strategię "dziel i rządź", w szczególności jeśli dojdzie do kolejnej wojny handlowej z USA, będą starali się znaleźć w Unii Europejskich nowych sojuszników. Na razie Polska stoi na uboczu tej rywalizacji, choć sojusz z Amerykanami wymagał od rządzących podejmowania czasem decyzji niekorzystnych dla relacji z Chinami. Tomasz Sajewiczkorespondent z Azji ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!