To mógłby być przełom w najpotężniejszym kraju świata. Czekają na Leona XIV
Od momentu wyboru Leona XIV na Stolicę Piotrową wśród wiernych i komentatorów życia Kościoła nie cichną spekulacje: czy nowy papież zdecyduje się odwiedzić USA? I co ważniejsze: co taka wizyta oznaczałaby dla Kościoła katolickiego na kontynencie zmagającym się z sekularyzacją, podziałami i nowymi wyzwaniami społecznymi w kraju rządzonym przez Donalda Trumpa?

Papież Leon XIV, wybrany podczas konklawe po śmierci papieża Franciszka, to człowiek który zdaje się wracać do korzeni: na nowo spędza czas wakacji w Castel Gandolfo, zakłada tradycyjne papieski stroje i unika kontrowersji. Jednak jego amerykańskie pochodzenie od samego początku nadało temu pontyfikatowi unikalną perspektywę.
Papież Leon XIV uda się do USA? Zaproszenie już jest. Ale czy jest wola?
Po raz pierwszy od niemal dwóch stuleci Kościół katolicki zyskał papieża z USA, a nie z Europy czy Ameryki Łacińskiej. Już więc sama ta geografia wzbudziła pytania o to, czy i kiedy papież odwiedzi swój kontynent, a nawet swój kraj. Jego poprzednik nie zdobył się w końcu na wizytę w rodzinnej Argentynie.
A choć papieże podróżują po świecie od czasów Pawła VI, to jednak Jan Paweł II uczynił z papieskich pielgrzymek ważne narzędzie duszpasterskie, dyplomatyczne i komunikacyjne. Papież Franciszek kontynuował tę tradycję, koncentrując się jednak bardziej na "peryferiach" - odwiedzając kraje takie jak Irak, Sudan Południowy, czy Mongolia - niż na krajach, takich jak Argentyna czy Polska, znanych z silnej katolickiej społeczności. Czy Leon XIV pójdzie inną drogą?
Po wyborze papieża z USA Ameryka nie jest już dla Kościoła "peryferyjna". To kontynent zmagań ideowych, gdzie katolicyzm styka się z liberalizmem, nową duchowością, protestanckim neokonserwatyzmem i postreligijnym relatywizmem. Wizyta papieża z Ameryki w Ameryce miałaby więc nie tylko wymiar sentymentalny, ale i teologiczno-polityczny.
Byłaby manifestacją nowego sposobu myślenia o centrum i peryferiach świata katolickiego. Bo pomimo tych wszystkich wyzwań to właśnie w Stanach Zjednoczonych następuje odrodzenie wiary, jakiego trudno szukać w innych częściach świata - zakładane są think-tanki, a nawet uczelnie przywracające tradycyjne, katolickie wychowanie i wykształcenie.
Plany, plany, plany
Pomimo tego, że już kilka miesięcy minęło od wyboru papieża z Ameryki wierni wciąż czekają na miejsce, które jako pierwsze odwiedzi Leon XIV. Według doniesień La Croix International i America Magazine, najbliżsi współpracownicy papieża analizują możliwość wizyty w USA już w 2026 roku, w kontekście przypadającej wtedy 250. rocznicy Deklaracji Niepodległości USA.
Z nieoficjalnych przecieków wynika, że papież miałby odwiedzić Nowy Jork, Waszyngton oraz rodzinne miasto. W końcu już przecież wiceprezydent JD Vance wystosował oficjalne zaproszenie dla obecnego papieża. Gdyby jednak pielgrzymka miała odbyć się w 2026 roku, Leon XIV kazałaby Stanom długo na siebie czekać. A to znaczy, że nie byłaby to jego pierwsza podróż apostolska. W kolejce czeka jeszcze Turcja, z okazji Soboru Nicejskiego.
Amerykańska Konferencja Biskupów (USCCB) także oficjalnie milczy, ale wielu jej członków nie kryje entuzjazmu. Kard. Sean O'Malley, emerytowany arcybiskup Bostonu, powiedział w niedawnym wywiadzie: "To byłby wielki moment dla Kościoła w Ameryce - nie tylko zaszczyt, ale także szansa na odnowienie misji i wiary". Podobnie odniósł się do papieskiej pielgrzymki kard. Timothy Dolan, licząc, że papieska wizyta w Stanach byłaby przełomowa dla młodego Kościoła na tym kontynencie.
Katolicy z USA czekają na papieża. Donald Trump także
Jednak w Watykanie zdania są podzielone. Niektórzy kardynałowie ostrzegają, że taka wizyta mogłaby zostać odebrana jako "za bliska" pewnym interesom narodowym. - Papież to nie prezydent, który wraca do domu na kampanię - miał powiedzieć anonimowy wysoki urzędnik Kurii Rzymskiej w rozmowie z włoską agencją ANSA. I to właśnie rządy Donalda Trumpa w Białym Domu mają stać na przeszkodzie papieskiej wizycie.
Watykan obawia się bowiem, że pielgrzymka Leona XIV mogłaby być instrumentalnie wykorzystana przez MAGA i całe środowisko wokół Donalda Trumpa, który na pewno skorzystałby z roli gospodarza nie tylko w Waszyngtonie, ale i w wielu innych miejscach, by zdobyć kolejne punkty poparcia wśród katolików w Ameryce.
Według sondażu Pew Research Center z czerwca 2025 roku, aż 68 proc. amerykańskich katolików chciałoby bowiem, aby papież odwiedził Stany Zjednoczone podczas swojego pontyfikatu, a 45 proc. chciałoby, by odwiedził ich stan. Co ciekawe, wśród młodszych katolików (18-35 lat), poparcie dla wizyty papieża jest jeszcze wyższe - aż 73 proc. To obrazuje nie tylko sympatie, jaką żywią dla przywódcy Kościoła, ale i cały proces odnowy katolicyzmu w USA.
USA w oczekiwaniu na papieża
Tęsknota za silnym głosem duchowym w podzielonym społeczeństwie amerykańskim jest wyraźna. W dobie kryzysu zaufania do instytucji, Leon XIV, jako symbol duchowego przywództwa, ale też jako "swój człowiek", może bowiem przemówić do serc zarówno wierzących, jak i poszukujących w społeczeństwie, które zdaniem wielu ekspertów coraz dalej odchodzi od założycielskich ideałów.
Pytanie "czy papież pojedzie do swojej ojczyzny?" to bowiem w gruncie rzeczy pytanie o to, czym dzisiaj jest ojczyzna dla papieża. Czy jest nią kraj urodzenia, czy wspólnota Kościoła powszechnego? Czy wybierze USA, Kanadę lub Meksyk czy może raczej Chile, Haiti, Nikaraguę albo Kolumbię, gdzie Kościół mierzy się z wyzwaniami przemocy, narkotyków i migracji? Bo czy w ogóle papież może mieć ojczyznę, będąc przywódcą najbardziej multikulturowej i zuniwersalizowanej struktury na świecie?
Jan Paweł II i Benedykt XIV pokazali, że pomimo odległości i powszechności, podróże do rodzinnych krajów są zawsze okazją do powrotu do źródła. Franciszek wskazał zaś, że wizyty mogą być strategią ewangelizacji peryferii. Papież Leon XIV może uczynić z nich strategię nowej jedności, pokazując, że Kościół może być obecny zarówno tam, gdzie brakuje nadziei, jak i tam, gdzie nadmiar dobrobytu przesłania sens.
Papież ma liczne cele w Ameryce
Faktem jest jednak, że Leon XIV nie ogłosił jeszcze oficjalnych planów podróży do Ameryki, ale pytanie nie brzmi już "czy", lecz "kiedy" i "jak". Czy bowiem jego wizyta będzie osobistym powrotem do korzeni, czy proroczym gestem wobec kontynentu, który stoi dziś na rozdrożu? Czy uda się zainicjować nowy dialog między Kościołem a światem Zachodu, który odrzuca religię, ale tęskni za duchowością? Ta pielgrzymka może być odpowiedzią na to pytanie.
Niech zatem czekają zarówno Nowy Jork i San Salvador, Boston i Buenos Aires, Chicago i Tegucigalpa. Bo kiedy papież wyruszy w drogę do Ameryki, nie będzie to podróż sentymentalna. Będzie to wezwanie do odpowiedzi na pytanie o przyszłość wiary w świecie, który zapomniał, jak się modlić, ale nadal potrafi słuchać.
Może więc posłucha człowieka, który w swojej tożsamości łączy miłość do więcej niż jednego kraju: będąc nieodrodnym synem Ameryki, ma w końcu więcej niż jedno obywatelstwo.










