PiS-owi udało się zyskać trochę czasu na wdrożenie dalszych rozwiązań, które wyhamują kryzys związany z napływem ukraińskiego zboża do Polski. Pomogły zamknięcie granicy polsko-ukraińskiej dla towarów rolno-spożywczych oraz zaprezentowana przez premiera Mateusza Morawieckiego i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego na konferencji we wsi Łyse tarcza dla rolnictwa. Bo o tym, że temat urósł do rangi politycznego priorytetu, najlepiej świadczy fakt, że na prezentacji tarczy dla rolników pojawił się sam Jarosław Kaczyński. - To, że prezes osobiście pojechał do Łysych, by porozmawiać i uspokoić nastroje rolników, pokazuje, że sytuacja jest poważna i kierownictwo o tym wie - słyszymy od polityka PiS. Zakaz importu zboża z Ukrainy Decyzja o zamknięciu granicy została przyjęta przez rolników dobrze. Bo choć - jak mówią - spóźniona, to lepiej teraz niż wcale. To nie rozwiązuje jednak innego problemu - z zalegającym w magazynach ziarnem. Nikt do końca nie wie, ile tego zboża w Polsce jest. Pojawiają się szacunki, że może być go w polskich magazynach 3-4 miliony ton. Rząd kupił sobie jednak czas na dalsze działania. Opozycja: Zamknięcie granicy to decyzja spóźniona - Zamknięcie granicy to decyzja spóźniona, więc nie rozwiąże problemów, jakie wskutek zaniechań rządu mają dziś rolnicy - mówi Interii Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL. - My na początku lipca złożyliśmy w Sejmie ustawę o wprowadzeniu kaucji na wjeżdżające do Polski zboże i produkty rolno-spożywcze z Ukrainy, ale nikt się tym wtedy nie zainteresował - przypomina. Dodaje, że zboże to tylko początek problemów, bo do Polski wjechała masa innych towarów, która odbiera konkurencyjność produktom polskich rolników. Także lider PO Donald Tusk podczas wtorkowego spotkania z rolnikami w Lipsku mówił, że kluczową sprawą jest czas, a rok został przez rząd zmarnowany. - Rok temu była jeszcze poważna szansa wspólnie z UE tak rozwiązać problem ukraińskiego zboża, żeby umieć pomóc Ukrainie i równocześnie nie zagrażać polskim interesom - powiedział Tusk. Tranzyt będzie przywrócony, ale na innych zasadach Nasi rozmówcy z rządu przekonują, że zamknięcie granicy było konieczne, aby pokazać twarde stanowisko Polski w tej sprawie zarówno stronie ukraińskiej, jak i Komisji Europejskiej, które to "długo lekceważyły problem". We wtorek nowy minister rolnictwa i rozwoju wsi Robert Telus poinformował, że po rozmowach ze stroną ukraińską ustalono, że tranzyt towarów z Ukrainy zostanie przywrócony, ale na innych zasadach. - Wprowadzone zostaną rozwiązania, które zagwarantują, że żadna tona zboża z Ukrainy nie zostanie w Polsce, że towary z Ukrainy będą przewożone przez Polskę tranzytem - zadeklarował minister. Dodał, że transporty mają być konwojowane i opatrzone plombami z systemem GPS. - Zamknięcie granicy to początek koniecznych działań. Teraz piłeczka jest po stronie Unii Europejskiej, która powinna pomóc nam resztę tej żywności wyeksportować albo do Afryki albo rozdysponować po całym rynku europejskim. Niestety wygląda to tak, jakby Komisja Europejska traktowała Polskę jak peryferia, na których można narobić bałaganu i zostawić nas z tym samych - uważa Jarosław Sachajko, poseł Kukiz’15 i wiceszef sejmowej komisji rolnictwa. PiS: Zamknięcie granic jako sygnał do KE Strona rządowa utrzymuje jednak, że jednoczesne zamknięcie granicy przez Polskę, Węgry i Słowację było niezbędnym ruchem, by wywołać reakcję KE. Ta w swoim oświadczaniu napisała, że "polityka handlowa należy do wyłącznych kompetencji UE" oraz, że "działania jednostronne są niedopuszczalne". Zdaniem rozmówców Interii z PiS zagrywka w postaci czasowego wstrzymania importu towarów z Ukrainy przyniosła w Komisji otrzeźwienie. Dzisiaj ma się odbyć spotkanie komisarza ds. handlu, wiceszefa Komisji Europejskiej Valdisa Dombrovskisa z ministrami pięciu krajów unijnych, których przywódcy wystosowali kilka tygodni temu wspólny list do Komisji Europejskiej w sprawie napływu zboża. Interia jako pierwsza informowała o wysłaniu do Ursuli von der Leyen wspólnego listu, podpisanego przez premierów Polski, Rumunii, Słowacji, Węgier, Bułgarii. Politycy PiS są przekonani, że ostatecznie Komisja zmodyfikuje przepisy, dotyczące zniesienia ceł na towary z Ukrainy i wyłączy z ich obowiązywania wyżej wspomniane pięć państw, które borykają się z największymi problemami w wyniku zalewu ukraińskimi towarami. Mają zostać uruchomione także dodatkowe fundusze dla tych krajów na ten cel. - Presja ma sens i tylko tak byliśmy w stanie pokazać naszą determinację i zmusić Komisję do działania - mówi nasz rozmówca z rządu. Nadwyżki zboża zalegające w magazynach Uporządkowanie kwestii tranzytu nie rozwiązuje jednak problemu, z którym PiS boryka się tu i teraz, czyli magazynów pełnych zboża. Te trzeba zwolnić, by rolnicy mogli je zapełniać zbożem z tegorocznych zbiorów. Poseł Jarosław Sachajko z sejmowej komisji rolnictwa podkreśla, że nie ma dziś zbyt wielu zainteresowanych kupnem od nas tego zboża, bo każdy kraj ma swoje duże zapasy. To - jak tłumaczy - wina Rosji, która od pół roku prowadzi swoją wojnę hybrydową także na rynkach żywnościowych. - Rosja w ubiegłym roku sprzedała dwa razy więcej zboża niż w poprzednich latach, doprowadzając do spadku cen przy ogromnym wzroście kosztów produkcji, bo opłaty za prąd, gaz, energię wzrosły - wskazuje. I podaje najlepsze, jego zdaniem, rozwiązanie tego problemu. - Mamy więc sytuację, w której zboże jest tańsze od pelletu, najbardziej popularnego paliwa odnawialnego. I tutaj widziałbym szasnę dla spożytkowania tych zapasów, które mamy - właśnie w energetyce zawodowej. Zboże jest bardzo energetyczne, to 3/4 energetyczności węgla. Tylko politycy muszą przestać się bać o tym mówić. Ja więc mówię otwarcie: tak, można i powinno się palić zboże, bo w ten sposób rozwiążemy ten problem z korzyścią dla wszystkich - apeluje. Agroport w Gdańsku rozwiązałby problem? Z kolei Rafał Mładanowicz, były pełnomocnik ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka ds. współpracy z Ukrainą przekonuje w rozmowie z Interią, że sprawę rozwiązałby agroterminal w Gdańsku, którego budowę postulował. Rząd przyjął nawet 20 lipca 2022 roku uchwałę w tej sprawie, a ówczesny minister Kowalczyk przekonywał, że terminal rolno-spożywczy, który pozwoli eksportować większe ilości zboża, zacznie funkcjonować "w ciągu kilku tygodni". - To, że rząd dostrzegł ten temat, uważam za swój sukces. To, że potem nie poszły za tym kolejne działania, za jedną z największych porażek - przyznaje Mładanowicz. Odpowiedzialnością za taką sytuację obarcza m.in. Ministerstwo Aktywów Państwowych, któremu podlega Krajowa Grupa Spożywcza. - Docelowo moglibyśmy eksportować nawet 1 milion ton miesięcznie, co od ręki rozwiązałoby dzisiejszy problem. Moim zdaniem budowa takiego agroportu z prawdziwego zdarzenia to nadal jest wielka szansa dla polskiej gospodarki i polskiego rolnictwa - wskazuje. Czytaj też: Centralny Port Zbożowy zamiast Centralnego Portu Komunikacyjnego. "To nasz najważniejszy postulat" Politycy obozu rządzącego dziś mimo wszystko są w dużo lepszych nastrojach niż jeszcze kilka tygodni temu. Tarcza dla rolników i perspektywa powszechnego skupu zboża zalegającego w silosach po cenie 1400 zł za tonę uspokoiła nastroje na wsi. - Warto uściślić, że te dopłaty będą dotyczyły wyłącznie polskiego zboża, nie importowanego. To akurat da się zweryfikować, bo rolnik uprawiający zboże bierze dopłaty i zgłasza to w Agencji Rolnictwa, wystarczy sprawdzić, kto ile zgłosił - wyjaśnia Krzysztof Sobolewski z PiS. Jeden z lokalnych działaczy Zjednoczonej Prawicy wskazuje nam, że część rolników, choć nadal wściekła na PiS za spóźnione działania, zaczyna już nieco odpuszczać. - Na forach rolniczych coraz więcej jest opinii, że jak się na ten PiS pokrzyczy, to coś tam da i załatwi, a jak przyjdzie Tusk, to nic nie da, bo to nie jego wyborcy. Może więc być tak, że ten kryzys aż tak mocno w PiS nie uderzy, jak się mogło na początku wydawać - przypuszcza. Takie podejście nie dziwi naszych rozmówców z PiS. - Rolnicy to jedna z najmądrzejszych grup społecznych w Polsce. Rachują doskonale - potwierdza jeden z polityków rządowych. PiS wciąż czeka jednak z niecierpliwością na wewnętrze sondaże, które dadzą pełen obraz sytuacji po burzy z rolnikami. Na razie, w tych publikowanych przez media, większego tąpnięcia nie widać. Jest też w partii coraz większe przekonanie, że opozycja przegrzeje temat. - Ze zbożem będzie dokładnie tak samo, jak było z węglem. Straszenie, a potem okaże się, że dramat nie nadszedł - mówi nam ważny polityk PiS.- Oczywiście, przed nami długa droga, ale jestem pewien, że nasze zdecydowane działania przyniosą dobry skutek - podkreśla Krzysztof Sobolewski, sekretarz generalny PiS. - Tak jak mimo straszenia opozycji poradziliśmy sobie z węglem na zimę, tak poradzimy sobie ze zbożem latem - podsumowuje. Kamila Baranowska