W wyborach parlamentarnych w 2019 roku wedle badania IPSOS 67,7 proc. rolników głosowało na Prawo i Sprawiedliwość. Partią drugiego wyboru było PSL, na które zagłosowało 16,5 proc. rolników. Również wśród mieszkańców wsi poparcie dla PiS było bardzo wysokie i wyniosło 56,4 proc. Tu na drugim miejscu uplasowała się Koalicja Obywatelska z wynikiem 16,9 proc., a na trzecim PSL z 11,6 proc. Kierownictwo PiS wie, że aby w ogóle myśleć o trzeciej kadencji, nie może stracić poparcia wśród tych wyborców. Nie może sobie także pozwolić na to, by wskutek zniechęcenia nie poszli głosować, bo mobilizacja to dziś słowo klucz dla każdej partii. Tymczasem sytuacja nie wygląda dla PiS dobrze. Rolnicy, którzy wciąż pamiętają i mają żal do Jarosława Kaczyńskiego o forsowanie "piątki dla zwierząt" (z której ostatecznie PiS się wycofało), teraz są rozgoryczeni tym, że rząd nie słuchał ich w czerwcu i lipcu ubiegłego roku, gdy ostrzegali przed napływem ukraińskiego zboża do Polski. Efekt jest taki, że w polskich magazynach pełno jest ukraińskiego zboża, które zaniża wartość zboża od polskich rolników. Rolnicy mają też za złe ministrowi rolnictwa Henrykowi Kowalczykowi, że w połowie ubiegłego roku przekonywał ich, by nie sprzedawali zboża, bo "w długiej perspektywie zboże na pewno nie będzie tanie". Swoje oburzenie pokazali podczas targów rolniczych w Kielcach, kierując pod adresem ministra głośne pretensje i podczas spotkania w Jasionce, rzucając w niego jajkami. Takie obrazki w kampanii to czarny sen każdego sztabowca. Toteż w PiS pojawiły się spekulacje, dotyczące możliwej dymisji ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka. O jego zagrożonej pozycji Interia pisała już w ubiegłym tygodniu. PiS wymieni ministra rolnictwa? - PiS musi dziś odpowiedzieć sobie na jedno, ważne pytanie - czy chce rządzić trzecią kadencję. Jeśli chce, to trzymając Henia Kowalczyka, nie ma na to szans - mówi nam jeden z działaczy rolniczych PiS. - Jedyną możliwą kartą, którą dziś PiS ma, jest Ardanowski, tylko on może to jeszcze uratować, bo ma posłuch na wsi i w związkach rolniczych. Kowalczyk to nie jest zły minister, na pewno lepszy od poprzedniego (Grzegorza Pudy - przyp. red.), ale on się nadaje na spokojne czasy, a nie na takie jak teraz - dodaje nasz rozmówca. Jan Krzysztof Ardanowski to były minister rolnictwa PiS, który odszedł ze stanowiska w 2020 roku po tym, jak łamiąc dyscyplinę partyjną, zagłosował przeciwko ustawie, wprowadzającej tzw. piątkę dla zwierząt. Dziś jest szefem Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich w Kancelarii Prezydenta. Z informacji Interii wynika, że Ardanowski był już sondowany przez kierownictwo PiS w sprawie ewentualnego powrotu do resortu rolnictwa. Miał z nim o tym rozmawiać m.in. Ryszard Terlecki, szef klubu PiS. Dziś podczas posiedzenia prezydium komitetu politycznego PiS kwestia rozwiązania problemu z protestami rolników, w tym scenariusz wymiany ministra były jednymi z głównych omawianych tematów. Na razie jednak nie zapadły żadne decyzje w tej sprawie. - Jeśli ma do tego dojść, to trzeba to robić natychmiast, jeszcze przed świętami. Po świętach rolnicy pójdą w pole i nie będą mieli czasu, by zajmować się polityką, ale co im w głowach i w pamięci zostanie, to tego się już potem nie odkręci - przekonuje jeden z polityków PiS. Okrągły stół ministra Henryka Kowalczyka z przedstawicielami rolników, po którym co prawda podpisano porozumienie, nie załatwił jednak sprawy do końca. Jak informowała dzisiaj Interia, środowiska rolników planują dalsze protesty i grożą zakłóceniem środowej wizyty Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie. Wrze w koalicji rządzącej Tymczasem sprawa protestów rolniczych sprawiła, że znów zawrzało w rządzącej koalicji. Minister rolnictwa i wicepremier Henryk Kowalczyk to polityk z otoczenia byłej premier Beaty Szydło. Jak słyszymy w PiS, głównie ona dziś staje w jego obronie. Z pomocą w tej obronie przyszła jej Solidarna Polska, która postanowiła wykorzystać sytuację do uderzenia w premiera Mateusza Morawieckiego. W ten sposób bowiem Kancelaria Premiera odczytuje ujawnienie pisma, jakie minister Henryk Kowalczyk miał w styczniu napisać do ministra rozwoju Waldemara Budy. W piśmie tym Kowalczyk alarmował o sytuacji z ukraińskim zbożem, ale został zignorowany. O jego istnieniu poinformował media Janusz Kowalski, wiceminister rolnictwa z Solidarnej Polski. Z informacji Interii wynika, że sam Kowalczyk nie był zadowolony z tego faktu, podobnie jak z apeli Solidarnej Polski o wprowadzenie cła na ukraińskie zboża. - To stawiało go w trudnej sytuacji, bo Solidarna Polska chciała przejąć zasługi za te działania, które prowadził Kowalczyk i rząd - mówi nam jeden z ministrów. Sytuacja z rolnikami jak sytuacja z węglem W otoczeniu premiera można z kolei usłyszeć o "rozpaczliwej próbie przerzucania odpowiedzialności na premiera, który od tygodnia próbuje gasić pożar i uzyskać jakieś wsparcie od Komisji Europejskiej". Mateusz Morawiecki w ciągu ostatnich dni poruszał sprawę ukraińskiego zboża na wielu zagranicznych forach. Zorganizował także sojusz pięciu premierów, którzy wspólnie wystosowali list do przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen z prośbą o interwencję. - Ta ofensywa nie wszystkim się podoba, stąd to podgryzanie - mówi nam jeden z polityków z rządu, dodając, że przypomina to bardzo sytuację z węglem i wicepremierem, ministrem aktywów państwowych Jackiem Sasinem, gdzie również była przerzucano się odpowiedzialnością za brak węgla i obarczano nawzajem winą. - Nikomu nic dobrego to wtedy nie przyniosło, bo mieliśmy w mediach telenowelę o konflikcie premiera z Sasinem, zamiast skupić się na rozwiązaniu problemu. Teraz też wykorzystywanie kryzysowej sytuacji do wewnętrznych porachunków nic dobrego nie przyniesie - mówi nasz rozmówca. Wszyscy gaszą polityczny pożar - Wszyscy na gwałt teraz muszą pokazywać, że robią, co mogą, by wyprostować sytuację. Tu apele do Unii, tu okrągłe stoły, a prawda jest taka, że gdyby posłuchali swoich wyborców, rolników ze ściany wschodniej, którzy latem ubiegłego roku alarmowali o setkach tirów z ukraińskim zbożem, wjeżdżających do Polski, to dziś nie trzeba byłoby gasić pożaru - mówi nam działacz rolniczy z PiS. Krytyka Solidarnej Polski pod adresem rządu i jej apele, że trzeba jak najszybciej wystąpić do instytucji unijnych z formalnym wnioskiem, umożliwiającym przywrócenie ceł na ukraińskie towary jest także interpretowana jako szukanie nowej linii podziału z PiS. Po tym, jak przycichł nieco temat środków z KPO, Solidarna Polska straciła wiatr w żaglach. Próbuje go odzyskać, jak twierdzi PiS, za pomocą tematu protestu rolników. Konfederacja przejmie wyborców PiS? Jednak partia rządząca bardziej niż poczynań Solidarnej Polski obawia się rosnącej w siłę na wsi Konfederacji. Bo to tam coraz częściej spoglądają wkurzeni na PiS rolnicy. Konfederacja, dostrzegając tu swoją szansę, chętnie wspiera protesty tej grupy, a dzisiaj oficjalnie zaprezentowała swoją programową "piątkę dla rolników". W PiS przyznają, że wątki antyukraińskie, z którymi kojarzona jest Konfederacja, są na wsi całkiem nośne, co stanowi dla obozu rządzącego duże wyzwanie. "Wspierajmy Ukrainę, ale róbmy to mądrze i przede wszystkim stawiajmy interes krajowy i polskich rolników na pierwszym miejscu!" - napisał ostatnio na Twitterze Mateusz Morawiecki, co przez część naszych rozmówców z PiS jest interpretowane jako korekta dotychczasowej linii politycznej i próba zastopowania możliwego odpływu wyborców do Konfederacji. Kamila Baranowska