Po każdych wyborach na biurko prezydenta, premiera oraz marszałków Sejmu i Senatu trafia informacja Państwowej Komisji Wyborczej o praktycznej realizacji Kodeksu wyborczego. To zbiór rekomendacji wynikający z przebiegu wyborów - zawiera sugestie i propozycje zmian, jakie władza powinna wprowadzić, by stale udoskonalać proces głosowania w przyszłości. Na początku marca PKW opublikowała 32-stronnicowy dokument, w którym przedstawiono 44 sugestie dotyczące wyborów parlamentarnych. Jeden z kluczowych wniosków - a zarazem wymieniony jako pierwszy - dotyczy wprowadzenia korekt w liczbie posłów wybieranych w poszczególnych okręgach. Rekomendacja PKW w tym zakresie jest zgłaszana cyklicznie od 2014 roku, jednak żadna z rządzących dotychczas opcji nie brała analiz pod szczególną rozwagę. Zgodnie z najnowszymi zaleceniami po jednym mandacie miałyby zyskać okręgi: Wrocław, Kraków II, Warszawa I, Rzeszów, Gdańsk, Słupsk, Konin, Piła oraz Poznań; okręg Warszawa II - czyli tzw. obwarzanek - powinien otrzymać natomiast dwóch dodatkowych posłów. Zmiany odbyłyby się kosztem okręgów: Legnica, Wałbrzych, Toruń, Lublin, Chełm, Łódź, Katowice II, Katowice III, Kielce, Elbląg i Koszalin - te regiony straciłyby po jednym miejscu w Sejmie. Zmiany w Kodeksie wyborczym? Rekomendacje PKW Prof. Ewa Marciniak - politolog z Uniwersytetu Warszawskiego i szefowa CBOS - nie ma wątpliwości, że postulat Państwowej Komisji Wyborczej jest zasadny, ponieważ wynika z obecnej dysproporcji między liczbą ludności a liczbą posłów wybieranych z okręgów. - Te różnice są nie do zaakceptowania, bo zaburzają zasady reprezentatywności. Tę rekomendację - spośród wszystkich pozostałych - należy bardzo poważnie brać pod uwagę - mówi w rozmowie z Interią. PKW sugeruje również, że dodatkowym usprawnieniem byłoby zautomatyzowanie regulacji liczby mandatów do zdobycia w poszczególnych okręgach w oparciu o Centralny Rejestr Wyborców. Również tę propozycję prof. Marciniak uważa za "bardzo konstruktywną". Zdaniem ekspertki na konieczność wprowadzenia reformy wpływa przede wszystkim mobilności społeczeństwa, które ze względów zawodowych przemieszcza się znacznie szybciej niż jeszcze 20 czy nawet 10 lat temu. - Automatyzm byłby zasadny dlatego, że nie trzeba by było często zmieniać reguł. To jest związane z rynkiem pracy, ponieważ w Polsce pojawiają się tendencje, które od dawna widoczne są na Zachodzie - podkreśla. - Być może zmiany nie zostały dotychczas wprowadzane, ponieważ pojawiały się intencje polityczne - dodaje. Wybory: Dlaczego rekomendacje PKW nie były wprowadzane? W ostatnich latach Prawo i Sprawiedliwość nowelizowało Kodeks wyborczy kilkukrotnie, w tym po raz ostatni w pierwszej połowie 2023 roku. Za każdym razem rekomendacje PKW dotyczące zmiany liczby posłów wybieranych w okręgach nie były jednak uwzględniane. Stosownych poprawek w tej sprawie nie składał również żaden inny klub parlamentarny. Za zeszłą nowelę Kodeksu odpowiadał m.in. Marek Ast z PiS. To właśnie na jej podstawie zwiększono liczbę lokali wyborczych i zapewniono transport do OKW osobom z trudnościami w poruszaniu się. Pytany o powody pominięcia zaleceń Komisji odrzucił argument, jakoby jego partia była niechętna reformie z uwagi na jej niekorzystny obrót dla Zjednoczonej Prawicy. - My nie analizowaliśmy zmian liczebności posłów wybieranych z poszczególnych okręgów, ponieważ uznaliśmy, że czas do samych wyborów jest zbyt krótki, żeby wprowadzać tak daleko idące propozycje. Atmosfera gorącego sporu politycznego nie sprzyja zasadniczym zmianom w Kodeksie nawet na rok przed wyborami, ponieważ zawsze będzie podnoszony zarzut manipulowania - mówi w rozmowie z Interią. Jak stwierdził, gdy na kilka miesięcy przed ostatnimi wyborami PiS wprowadzało ostatnią nowelizację, jego formacja była "pod dużym ostrzałem". - Gdybyśmy zaproponowali tak poważne zmiany, bylibyśmy pod jeszcze większym. Jak się okazało, żadna strona na tym nie zyskała, choć zarzucano nam, że te racjonalne propozycje będą faworyzować PiS. Finalnie skorzystali na tym tylko wyborcy - przekonuje. Marek Ast przyznaje zarazem, że postulaty podnoszone przez Komisję w marcu 2024 roku są zasadne i należałoby je zrealizować. - W tej chwili jest na to czas, ponieważ kolejne wybory parlamentarne mamy trzy lata. Jeśli obecna większość sejmowa uzna uwagi PKW za słuszne, to z naszej strony zapewne też nie będzie sprzeciwu - dodaje. Zmiany w wyborach. Politycy: To powinno być dawno zrobione Stronników PKW nie brakuje także w innych partiach. Przewodnicząca sejmowej komisji sprawiedliwości Kamila Gasiuk-Pihowicz uważa, że Koalicja Obywatelska zwracała uwagę na problem jeszcze przed wyborami, a teraz Sejm powinien zająć się tym tematem. - Rozkład mandatów między okręgi wyborcze jest niesprawiedliwy i może wypaczać wyniki. Dziś jedni wyborcy mają większą siłę głosu od innych. Rażące dysproporcje w sile głosu pomiędzy poszczególnymi okręgami należy zminimalizować, bo przecież wybory - zgodnie z Konstytucją - mają być równe - mówi nam Gasiuk-Pihowicz. Przemysław Wipler z Konfederacji podkreśla z kolei, że do korekt obliguje przede wszystkim konstytucyjna zasada proporcjonalności wyborów, ale też i logika. Posłowi prawicy wtóruje również Dorota Olko z Razem. - Liczba mandatów powinna być dostosowana do realnej liczebności mieszkańców w okręgach. To powinno być dawno zrobione - przekonuje parlamentarzystka Lewicy. Zwolennikiem postulatu jest także wiceminister klimatu i środowiska, a zarazem rzecznik PSL Miłosz Motyka. Pytany o automatyzację wskazywania liczby mandatów do zdobycia, określił ją "ciekawym rozwiązaniem". - Choćby z tego względu, by nie dochodziło do pośredniego gerrymanderingu, czyli modelowania kształtu okręgów przez polityków tylko dlatego, że w jednym regionie mają wyższe poparcie, a w innym mniejsze - uzasadnia stanowisko swojego klubu. - Propozycja PKW idzie w dobrym kierunku. Ona powinna nastąpić już wiele lat temu, ponieważ ludność migruje. Obecny przydział nie nadąża za tymi zmianami. Najwyższa pora, aby powiązać liczbę mandatów z liczbą ludności - dodaje z kolei Arkadiusz Sikora z Nowej Lewicy. Wybory i cisza wyborcza. PKW proponuje jej zniesienie Choć w przypadku pierwszego postulatu Komisji panuje powszechna zgoda, tak inna rekomendacja gremium budzi więcej podziałów. W 25. punkcie raportu Państwowa Komisja Wyborcza sugeruje, by rozważyć zniesienie ciszy wyborczej. "Postęp technologiczny, rozwój nowych mediów, w tym portali społecznościowych powoduje, że obecnie cisza wyborcza staje się fikcją. Wydaje się, że cisza wyborcza powinna obowiązywać jedynie w dniu głosowania w lokalu wyborczym, tj. wyłącznie wewnątrz budynku, w którym znajduje się ten lokal oraz w odległości np. 100 metrów od tego budynku" - argumentuje Komisja. - Cisza wyborcza to relikt przeszłości nie do utrzymania. Widzimy obecnie, że w jej trakcie politycy i tak w inteligentny sposób wymyślają, jak robić kampanię. Propozycja PKW jest więc pozytywna - mówi Przemysław Wipler. - Każdy doskonale wie, że w trakcie ciszy przeciekają informacje z liczenia głosów. Oznacza się je jakimiś owocami i warzywami (tzw. bazarek wyborczy - red.). W czasie mediów społecznościowych nierealne jest zatrzymanie tego zjawiska - wtóruje mu Michał Wójcik z Suwerennej Polski. Na tym samym stanowisku stoi także Nowa Lewica. - My od dawna mówimy, że cisza wyborcza to fikcja. W wielu krajach ona nie obwiązuje wcale. Wiszące banery i plakaty świadczą o tym, że kampania cały czas trwa - twierdzi Arkadiusz Sikora. Miłosz Motyka wyraża jednak bardziej ostrożne zdanie i mówi, że formalne zniesienie ciszy w dobie mediów cyfrowych jest "warte rozwagi". KO, PiS i Razem mówią jednym głosem. "To mogłoby bardzo wypaczyć wynik" Na przeciwległym biegunie znajdują się natomiast Kamila Gasiuk-Pihowicz, Marek Ast i Dorota Olko. Zdaniem parlamentarzystki Koalicji Obywatelskiej cisza wyborcza "to formuła, która od lat się sprawdza". - Nawet w dobie postępu technologicznego łamanie ciszy wyborczej jest przez obywateli źle widziane i zgłaszane - podkreśla. Posłowie PiS i Razem zgadzają się z kolei, że cisza w przedwyborczą sobotę to przepis wątpliwy, lecz obowiązywanie jej w dniu głosowania to dobra praktyka, ponieważ ogranicza manipulacje i zapewnia prawidłowy przebieg głosowania. - Wyobrażam sobie intensywną agitację w dniu wyborów, a to mogłoby bardzo wypaczać wynik, ponieważ bardzo dużo osób podejmuje decyzje w ostatniej chwili. Można rozważać, czy cisza dzień przed jest konieczna, ale w dniu wyborów z całą pewnością powinna pozostać - mówi nam posłanka Razem. - W dniu wyborów jest rzeczą oczywistą, że cisza powinna zostać utrzymana, by nie zakłócać procesu wyborczego. Można się zastanowić, co do soboty - zaznacza parlamentarzysta PiS. Bardziej enigmatyczny okazał się natomiast partyjny kolega Asta, Marek Suski. Pytany o opinię w sprawie odpisał nam, że "cisza wyborcza jest utrapieniem dla uczciwych, bo łamią ją nieuczciwi". Cisza wyborcza: Zakaz publikowania sondaży. Większość sejmowa za, opozycja przeciw W niektórych państwach europejskich - oprócz ciszy wyborczej - funkcjonuje także zakaz publikowania sondaży na kilka bądź kilkanaście dni przed wyborami. Choć "cisza sondażowa" nie znalazła się w postulatach PKW, takie przepisy obowiązują m.in. w Hiszpanii czy na Cyprze, a jeszcze w 2012 roku były proponowane przez PSL. Po ponad dekadzie od narodzin pomysłu obecny rzecznik ludowców wciąż utrzymuje jego zasadność. - Każde kolejne wybory pokazują, że sondaże - niestety - ale nie odzwierciedlają rzeczywistości, a jedynie próbują na nią wpływać. To jest rozwiązanie, które powinno być dobrze przedyskutowane - zaznacza Miłosz Motyka. Zdaniem Arkadiusza Sikory z Nowej Lewicy badania preferencji wyborczych na krótko przed wyborami "nie mają wyłącznie funkcji informacyjnej, ale też propagandową". - Te sondaże sponsorują głównie najbogatsze ugrupowania - siłą rzecz dominują tu PO i PiS. Wiarygodność tych badań jest podważana podczas samych wyborów, ponieważ niejednokrotnie ich wyniki mijają się z rzeczywistymi i to znacząco. Wprowadzenie zakazu publikowania sondaży na dwa tygodnie przed wyborami to krok w dobrym kierunku - argumentuje polityk z Dolnego Śląska. Na tym samym stanowisku stoi również posłanka Razem. Dorota Olko dodaje, że na ostatniej prostej przed głosowaniem wyborcy "powinni w spokoju zastanowić się samodzielnie nad tym, który kandydat najlepiej reprezentuje ich interesy bez sugestii ze strony badań". Zdaniem szefowej komisji sprawiedliwości wprowadzenie zakazu publikowania badań przed wyborami także jest godne uwagi. - Sondaże przeprowadzane przez różne pracownie opinii publicznej różnią się czasem bardzo znacznie, nawet tuż przed wyborami i de facto wprowadzają wyborców w błąd - podkreśla. Przeciwnikami tego rozwiązania są natomiast nasi rozmówcy z prawej strony. - Są kraje, w których sondaże pokazują się w trakcie wyborów, a u nas miałoby ich nie być tydzień czy dwa tygodnie przed? - pyta retorycznie Michał Wójcik. Podobnie jak politycy z innych opcji zwraca jednak uwagę, że "rzetelność niektórych pracowni sondażowych pozostawia wiele do życzenia". - Czasem sondaże to narzędzie zwykłej manipulacji i nie mają one nic wspólnego z nastrojami społecznymi. Bardziej przyjrzałbym się możliwości kontroli i karania pracowni za brak rzetelności - przekonuje poseł partii Zbigniewa Ziobry. - Dotychczasowe zasady dotyczące sondaży są w pełni wystarczające - dodaje natomiast klubowy kolega Wójcika, Marek Ast. Prof. Ewa Marciniak: Cisza wyborcza jest nam potrzebna O opinię w sprawie zniesienia ciszy wyborczej spytaliśmy również ekspertkę. Prof. Ewa Marciniak nie kryje jednak sceptycyzmu. - To prawda, że internauci posługują się w mediach społecznościowych różnymi metaforami tak, żeby nie naruszyć ciszy, ale ze względu na temperaturę politycznego sporu w Polsce nie powinno się jej znosić - podkreśla. - Nasze decyzje wyborcze nie są racjonalne, a niezwykle emocjonalne, dlatego cisza przed głosowaniem, sprzyjająca refleksji, jest potrzebna. Gdyby jej nie było, to ostatnie kilka godzin kampanii wiązałoby się z takim podsycaniem wrogości wobec siebie nawzajem, że skala tego zjawiska byłaby niewyobrażalna. Przekroczylibyśmy wszelkie granice - argumentuje prof. Marciniak. Jak dodaje, mimo postępu technologicznego cisza wyborcza ma swoją zasadność, ponieważ nie wszyscy Polacy śledzą na bieżąco media społecznościowe. - Cisza w mediach tradycyjnych, w tym zakaz promowania własnych programów i dyskredytowania przeciwnika, powinna zostać zachowana - mówi wprost. Pytana o wprowadzenie zakazu publikowania sondaży przed wyborami, szefowa CBOS nie wyklucza takiej potrzeby. - Są wyborcy, których poglądy polityczne i ich ostateczne decyzje krystalizują się w ostatnich dniach kampanii na podstawie wyników sondażowych, wskazujących lidera. Dwa tygodnie to zbyt długo, ale na kilka dni przed wyborami można byłoby takie rozwiązanie rozważyć - kwituje prof. Marciniak. Sebastian Przybył Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na sebastian.przybyl@firma.interia.pl *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!