Jeszcze w 2004 roku centralną dzielnicę największego miasta na północy Polski zamieszkiwało 34 903 osób. Według danych magistratu do 2023 roku liczba ta spadła o 33 proc. i wynosi obecnie 23 364 osób. Śródmieście co roku znajduje się także w czołówce statystyk dotyczących ujemnego przyrostu naturalnego i salda migracji. Co ciekawe dzieje się tak mimo dodatnich wskaźników demograficznych dla całego Gdańska i pokaźnych inwestycji mieszkaniowych w tej części metropolii. Atrakcyjna lokalizacja wywindowała jednak ceny nieruchomości, na które realnie stać tylko najbogatszych. Zakupione lokale przeważnie nie służą im do celów mieszkaniowych - wiele z nich zostało przekształconych w apartamenty na wynajem, które ściągają turystów i wypychają autochtonów. Wybory samorządowe 2024. Centrum Gdańska wyludnia się Problem wyludniania się centrum dostrzega przewodniczący zarządu Rady Dzielnicy Śródmieście Maximilian Kieturakis, który startuje do Rady Miasta z list Koalicji Obywatelskiej i stowarzyszenia Aleksandry Dulkiewicz Wszystko dla Gdańska (WdG). Samorządowiec zwraca jednak uwagę, że fakt odpływu mieszkańców zabytkowego centrum ma głównie podłoże demograficzne. - Śródmieście starzeje się, a w bardzo brutalnych słowach mówiąc - więcej osób umiera niż się rodzi. Migracja wewnętrzna miasta pokazuje też, że więcej osób wyprowadza się niż wprowadza - mówi nam Kieturakis, wskazując m.in. na problem wysokich cen nieruchomości. Mimo to przedstawiciel władz dzielnicy uważa, że zmiany na Głównym Mieście mają także swoje pozytywne strony. - Pamiętam śródmieście Gdańska jeszcze 10 lat temu, kiedy po godzinie 20 nic się tutaj nie działo i to też nie był pozytywny obraz naszego miasta. Dzisiaj mamy z goła inną sytuację. Ożywiliśmy to miasto. Dotarliśmy do momentu, że miło spędza się tu czas - powiedział Kieturakis. - Myślę, że korzystają z tego nie tylko turyści, ale też mieszkańcy. Młodsi przestali wybierać Sopot czy Gdynię i zaczęli zjeżdżać do centrum Gdańska, ponieważ powstało tu bardzo dużo klubów nocnych i restauracji - przekonuje kandydat opcji rządzącej. Gdańsk. Wspólna Gdańska Droga krytykuje władze za zarządzanie śródmieściem Inaczej sądzą natomiast aktywiści miejscy. Ich zdaniem za wyludnianie Głównego Miasta odpowiada magistrat, który prowadzi politykę wspierania wielkiego kapitału kosztem potrzeb lokalnej społeczności i właścicieli drobnych biznesów. Istnienie tych ostatnich - jak uważają - jest niezbędne dla komfortu życia codziennego w tej części miasta. - Jeżeli będziemy pozwalać na budowę kolejnych takich kompleksów jak Forum Gdańsk, hotele, budynki z mieszkaniami głównie pod wynajem, to doprowadzimy do dalszego wyludniania się śródmieścia. Jestem osobą z rodziny, która sama ma mały biznes na Głównym Mieście i widzę to od podszewki - mówi w rozmowie z Interią Filip Górski, kandydat do Rady Miasta z komitetu Wspólna Gdańska Droga 2050, czyli koalicyjnego ugrupowania Polski 2050, Nowej Lewicy i ruchów miejskich. Zdaniem przedstawiciela gdańskiej opozycji "Główne Miasto powinno być nie tylko zespołem architektonicznym o wartości kulturowej, którą za opłatą pokazujemy turystom, ale też miejscem do mieszkania, robienia zakupów i spotkań dla mieszkańców dzielnicy oraz reszty miasta". - Obsługę przyjezdnych, czerpanie z nich zysku i spokojne życie mieszkańców da się pogodzić, tylko trzeba zachować proporcje. Tak jak było w Gdańsku od wieków - przekonuje. Park kulturowy w centrum Gdańska. Władze: Potrzebujemy kompromisu Przewodniczący Rady Dzielnicy Śródmieście i kandydat opcji rządzącej dostrzega szansę na zachowanie takiego balansu. Kieturakis wskazuje, że na terenie Głównego Miasta należy powołać park kulturowy. To narzędzie prawne o ochronie zabytków wspierane przez Ministerstwo Kultury pozwala ograniczać wszelką działalność gospodarczą na obszarze objętym przepisami. Zaznacza, że sam od lat zabiega o jego powstanie. - Moim zdaniem powinniśmy jednak dać ludziom z własnymi biznesami przestrzeń do zarabiania pieniędzy. Myślę tu m.in. o restauratorach, ale też o osobach, które prowadzą właśnie lokalne działalności. Obowiązujące w parkach kulturowych zapisy prawne, które umożliwiają np. zamykanie ogródków piwnych o godzinie 22, były na wyrost. Należy znaleźć kompromis, by restauratorzy nie poczuli się zagrożeni, że zbankrutują - argumentuje przewodniczący Rady Dzielnicy. Kieturakis uważa, że korzystnym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie parku kulturowego, ale na takich zasadach, by przedsiębiorcy wiedzieli, że mają wsparcie od miasta, którego interesem nie jest nakładanie na nich kolejnych ograniczeń. Jako przykład dobrze działającego terenu tego typu wskazał Kraków. Hala Targowa w Gdańsku przejdzie remont. "Władze miasta powinny się zastanowić" Obawy gdańskich aktywistów dotyczące wyludniania się śródmieścia i utraty przez centrum unikalnego charakteru podsyca także informacja o sprzedaży i remoncie Hali Targowej. Budynek od 1999 roku jest własnością prywatnej spółki Kupcy Dominikańscy, a wewnątrz od dekad funkcjonuje wiele stoisk spożywczych ze świeżymi produktami, sklepy odzieżowe czy punkty usługowe. Po zapowiadanej renowacji inwestor planuje przekształcić gmach w food hall i ograniczyć dotychczasową przestrzeń handlową. Zachowany ma zostać natomiast działający na zewnątrz Hali Zielony Rynek, oferujący świeże produkty. - Nie mam problemów z powstawaniem food halli tak w ogóle, ponieważ sam jestem ich fanem. Należałoby jednak przeprowadzić rozmowy z inwestorem. Władze miasta powinny zastanowić się czy nie warto przedstawić inwestorowi innych nieruchomości dla tego typu inwestycji. Na pewno trzeba też ustalić taki sposób zagospodarowania Hali Targowej, by po remoncie funkcja handlowa pozostała tam wiodąca, szczególnie w dobie dyskontów zalewających nas produktami tanimi, ale nie zawsze dobrej jakości - podkreśla kandydat Wspólnej Gdańskiej Drogi 2050. Jednocześnie wskazał również na konieczność wypracowania gwarancji dla właścicieli biznesów, by - niezależnie od liczby chętnych - mogli tam pozostać przy uniknięciu drastycznej podwyżki czynszów. Inwestor chce zamienić handel na food hall. "Mieszańcy są podzieleni" Reprezentujący obóz władzy Maximilian Kieturakis zaznacza natomiast, że Hala Targowa jest w rękach prywatnych, dlatego miasto ma ograniczone możliwości wpływania na zarządzanie obiektem. - Z jednej strony szkoda, że miejsce, w którym cały czas prowadzono pierwotną i historyczną działalność, zniknie z naszej mapy. Dużo osób - w tym ja sam - robiło tam zakupy wysokiej jakości produktów. Z drugiej strony jednak handel ubraniami nie był najwyższej jakości. Nie wydawałbym mimo to jednoznacznych wyroków, czy sprzedaż i remont Hali Targowej to złe bądź dobre posunięcie. Opinia mieszkańców też jest podzielona - mówi nam przewodniczący zarządu Rady Dzielnicy Śródmieście. Filip Górski ma w tej kwestii inne zdanie: - Hala Targowa ma prywatnego właściciela i to on decyduje, ale miasto też jest odpowiedzialne za zamieszanie z Halą i zły stan rzeczy w całym śródmieściu. Przez lata miasto pozwalało na przekształcanie centrum miasta w przestrzeń głównie dla turystów, co powodowało, że lokalne biznesy - takie jak te na Hali Targowej - stawały się mniej rentowne - twierdzi i dodaje, że "ekipa, która rządzi miastem od 25 lat, nie umie bądź nie chce wziąć za to odpowiedzialności". Kandydat opozycji zwraca również uwagę na konferencję prasową, którą przedstawiciele KO-WdG zorganizowali przed gmachem. Jak podkreśla, doszło do niej dzień po ogłoszeniu planów inwestycyjnych dotyczących Hali Targowej. - Ten budynek jest dla polityków tylko pewną scenerią. Mnie to przeraża, ponieważ do nich nie dociera, że mówimy o realnym problemie. Halę chcą sprzedać udziałowcy, którzy nie zawsze są właścicielami biznesów operujących wewnątrz. Rządzący nie zauważają w nim ludzi, nie rozmawiają z nimi o tym, czego im potrzeba. Po prostu się odkleili przez te ostatnie lata - ocenił. Gdańsk drugą Wenecją? Odmienne opinie władz i opozycji Zdaniem Górskiego wszystko to sprawia, że "gdańszczanie w śródmieściu czują się coraz mniej, jak u siebie". W jego opinii takie zarządzanie miastem spowoduje, że za 10-20 lat centrum stolicy Pomorza będzie mogło zamieszkiwać ledwie kilka tysięcy osób. - Boję się, że staniemy się drugim Krakowem, a w kolejnych dekadach drugą Barceloną czy Wenecją - wyznał. Pesymistyczne scenariusze studzi jednak przedstawiciel władz. W rozmowie z Interią Kieturakis zaznaczał wielokrotnie, że centrum Gdańska w żadnym wypadku nie jest skansenem dla turystów. - Rozumiem alarm ze strony mieszkańców śródmieścia. Trzeba zwrócić uwagę na ich potrzeby. Sam jestem mieszkańcem ulicy Ogarnej i czerpię korzyści z mieszkania na Głównym Mieście - mamy tutaj swoje sklepy i usługi. Musimy tylko sobie uświadomić, by te miejsca pozostały, a śródmieście wciąż miało charakter nie wyłącznie turystyczny, ale także lokalny. Chociaż o turystów też trzeba dbać - deklaruje Kieturakis. Sebastian Przybył Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na sebastian.przybyl@firma.interia.pl *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!