Do wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych mamy jeszcze kilka miesięcy i wiele może się wydarzyć. Niemniej ogólne tendencje sondażowe widać jak na dłoni. Młodzi nie chcą już głosować na kandydata demokratów. "Swing states" wychylają się w stronę Trumpa. Krótko mówiąc, sędziwy Joe Biden przegrywa. Pod koniec roku 2023 w poważnych czasopismach wysypały się zatem analizy dotyczące politycznych konsekwencji zwycięstwa 77-letniego polityka - celebryty. Nieoczekiwanie dowodem rozsądku okazuje się branie tego scenariusza wydarzeń śmiertelnie serio. Co to może oznaczać dla Polski? Po pierwsze, narodowy populizm nie był zjawiskiem sezonowym. W dobie mediów społecznościowych do mainstreamu trafiają zjawiska wcześniej politycznie marginalne. A skoro już tam trafiają, to nie po to, aby stamtąd zniknąć. Przeciwnie, po opanowaniu nowych narzędzi komunikacji masowej wypychają dawne centrum polityczne. W cyberświecie powstają sojusze osób o radykalnych przekonaniach, które wcześniej być może w ogóle by się nie poznały. Treści podlane sosem rozrywki, szyderstwa czy hejtu są atrakcyjne dla przebodźcowanych odbiorców. Algorytmy mądrości radykałów po prostu podają je dalej. Korporacje zza oceanu zarabiają więcej pieniędzy. Wszystko to trwa latami aż nagle dawna nisza polityczna okazuje się mainstreamem, którego nie podobna lekceważyć. Wszystko to niby opisano wiele razy. Jednak, gdy przychodzi tryumf polityków, powiedzmy, ekscentrycznych, nagle przychodzi zdziwienie. I sukcesom dziwią się nawet ci, którzy na nich oddali głos, jak ostatnio w Argentynie, gdzie za moment antysocjalne reformy uderzą w tych, którzy chcieli rozbić system, establishment i tak dalej. Po drugie, zagrożenie ze strony agresywnych imperiów nie jednoczy. Wyborcy w krajach demokratycznych wolą skakać sobie do gardeł w domu, niż rozglądać się dokoła. Mało ich obchodzi zagrożenie ze strony neo-imperialnych Chin. Władimir Putin wydaje się odległy od codziennych zmartwień. Odpowiedzią polityczną jest izolacjonizm i odruch budowania murów - rzeczywistych lub wyimaginowanych. W tym samym duchu obywatele państw Unii Europejskiej nie życzą sobie, jak dawnej, budowania Unii Europejskiej jako imperium gotowego przeciwstawić się innym imperiom, nie tylko wspomnianym Chinom i Rosji, ale także - USA. Kilka dni temu zmarł Jacques Delors, ojciec euro, wybitny polityk Starego Kontynentu, którego przesłanie wielu Europejczykom wydaje się rozsypywać w palcach. Przynajmniej w tej chwili, czego dowodem są tryumfy eurosceptyków w krajach, takich jak Holandia, skądinąd jedna z kolebek globalizacji. I co z USA? Po trzecie, powrót populistów do władzy oznacza jazdę bez trzymanki. Jarosław Kaczyński 2. był bardziej bezwzględny niż Kaczyński 1. Podobnie było z Victorem Orbanem. W ewentualnej dobie Trumpa 2 USA pójdą drogą zemsty na przeciwnikach politycznych oraz na tych, którzy go opuścili. Nie będzie już dawnego garnituru polityków republikańskich, którzy merytorycznie łagodzili rozmaite pomysły nieprzewidywalnego polityka. Zaczną się porachunki. Opinia publiczna w USA, o ile to możliwe, jeszcze bardzie zajmie się sama sobą. Porachunki wewnętrzne w Waszyngtonie, rozbijanie i obrona niezależnych od prezydenta instytucji, medialne i prawne odwety - wszystko to znamy. Nawet, jeśli słowa o zakończeniu wojny w Ukrainie w jeden dzień, to typowe trumpowe gadanie - rozłożone w czasie efekty militarne mogą być podobne: nacisk na rozejm kosztem Ukrainy. CZYTAJ WIĘCEJ: Kraj politycznej bezkarności? Tym samym rozbiorowa logika wróci w całej krasie. Kreml zdobędzie kawał kraju sąsiada. Kijów będzie miał poczucie "zdrady Zachodu". Nasze poczucie zagrożenia wzrośnie. Przy czym, czego świadomość w Polsce jest niska, Waszyngton Trumpa 2 po ewentualnych ustępstwach wobec Putina wcale nie musi zrezygnować z wciągania nas, jako kraju NATO, w ewentualną konfrontację z Chinami czy żądanie bezwarunkowego poparcia dla polityki Izraela w strefie Gazy. Czarne scenariusze Pod rządami Trumpa 2 szybko przypomnimy sobie jak odmienne może być spojrzenie na mapę świata. Póki co, Joe Biden, co nieoczywiste, w polityce zagranicznej częściowo przyjął punkt widzenia krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Tyle że strategia i taktyka amerykańskiej administracji demokratów pozostawia wrażenie niekonsekwentnej, pozbawionej sprawczości. Jak widać, bardzo trudno wygrać wojnę z Rosją rękami innych. Na pewno nie można wygrać jej szybko. Z tego punktu widzenia premier Donald Tusk wobec Trumpa 2 wydaje się graczem politycznym dawnego świata. Liberalny polityk z Warszawy może znaleźć się w konfrontacji z nieliberalnym politykiem z Waszyngtonu. Po 1989 tego jeszcze nie było. Wtedy hasło "więcej Europy" Delorsa będzie brzmiało inaczej - nie jak wybór, ale jak konieczność - wobec agresywnej Rosji i izolacjonistycznej Ameryki. Niczego to jednak nie przesądza. Albowiem, wobec izolacjonistycznych tendencji na zachodzie Europy, z czasem Tusk może znaleźć się także w osamotnieniu wobec innych stolic państw unijnych. Czy są to czarne scenariusze na przyszłość? Być może. Niemniej starożytna mądrość: "chcesz pokoju, szykuj się na wojnę", nie traci na aktualności. Jako że w roku 2024 możemy znaleźć się w sytuacji geopolitycznie po 1989 bezprecedensowej, lepiej być przygotowanym. Jarosław Kuisz