I mamy nowy rząd Mateusza Morawieckiego. Cieszą się Państwo? Pytanie retoryczne. Ten rząd nie cieszy nikogo. Ani zwycięskiej opozycji, która uważa wczorajsze zaprzysiężenie za ogromną stratę czasu i pieniędzy. Ani przechodzącego do opozycji PiS, które władzy na dłuższą metę nie utrzyma. Tak zbiera się żniwo skrajnie konfrontacyjnej polityki. W imię podziału "my (dobrzy) - oni (źli)" rozdawano ciosy na ślepo. Lewicy, PSL-owi, Konfederacji. Teraz się politycy dziwią, czy raczej tylko udają zdziwienie, że nikt się z nimi w rządzenie nie chce pobawić. CZYTAJ WIĘCEJ: Kraj politycznej bezkarności? W tej sytuacji Jarosław Kaczyński (bo przecież nie Mateusz Morawiecki) postanowił sięgnąć po jakiś fortel wizerunkowy. PiS postanowił pokazać nam "nową jakość". Jak zamanifestowano "progresywność"? W gabinecie - który w ciągu 14 dni upadnie - ponad połowę tek otrzymały kobiety. To spektakl, który przypomina nam o hipokryzji w sprawie równouprawnienia płci w polskiej polityce. Nie mówię wcale o deklaracjach. Usta pełne frazesów na temat szacunku do Polek mają politycy wszystkich ugrupowań. "Szanuję każdą Matkę-Polkę", "całuję rączki", "zawsze obchodzę 8 marca"... - takie komunały wypowiedzą politycy w każdej partii od prawa do lewa. Przy czym feministyczna hipokryzja środowisk lewicowych w Polsce zasługiwałaby w ogóle na osobny tekst. Za słowami, często wypowiadanymi z pozycji moralnej wyższości wobec słuchaczy, często kryje się coś zupełnie odmiennego. Kaczyński nieobecny Obecny rząd Morawieckiego - niechcący lub chcący - obnaża ten godny ubolewania proceder. Kobiety otrzymują stanowiska ministerialne nie tylko wtedy, gdy rząd nie ma szans na rządzenie. Więcej, otrzymują te stanowiska wtedy, gdy mężczyźni z pierwszej linii partii nie chcą się kompromitować. W poprzednim rządzie Morawieckiego - tym, który dzierżył realną władzę - były dwie kobiety. CZYTAJ WIĘCEJ: Jarosław Kaczyński spóźnia się na hymn Nie był to przypadek. Albowiem w 2015 roku obywatelom już pokazywano "progresywny" PiS wyłącznie na potrzeby kampanii. Kandydatką na premiera stała się Beata Szydło. Eksperyment zakończył się szybko, zresztą ku zaskoczeniu samej pani premier. Gdy tylko pozycja polityczna pani Szydło zaczęła rosnąć, Jarosław Kaczyński natychmiast ją utrącił. Nie jest przesadą powiedzieć, że, gdyby jakimś cudem trzecia odsłona gabinetu Morawieckiego się utrzymała, to raz-dwa większość pań natychmiast znikłaby z rządu. Na zakończenie odnotować, na zaprzysiężeniu nowego rządu nie pojawił się jego faktyczny inicjator, Jarosław Kaczyński. Najwyraźniej coś innego okazało się tego dnia ważniejsze. Jarosław Kuisz