"Najpotężniejszym człowiekiem w Europie" został ogłoszony Donald Tusk. Na szczycie listy polskiego polityka umieścił portal "Politico", aktualnie jedno z najważniejszych forów międzynarodowej polityki. Uzasadnienie werdyktu jest najprostsze z możliwych: W ostatnich wyborach parlamentarnych Tusk pokonał Jarosława Kaczyńskiego. W gruncie rzeczy jednak w przyznaniu złotego medalu chodzi o coś innego: to wypatrywanie promyka nadziei w czasach dla liberalnych demokracji ponurych. W roku 2024 do urn pójdzie ludność w ponad 70 krajach świata. Dla wielu z nich prognozy są dość ponure. Donald Tusk numerem 1? W tle zmiany w Europie Na przykład nikt nie spodziewa się odsunięcia od władzy w drodze wyborów prezydenta Putina. Jednak na samym Zachodzie fala sprzeciwu, nazywana "narodowym populizmem", nie przestaje podmywać ustrojów. Ostatnio zwrot dokonał się w Holandii, co jest o tyle znamienne, że mowa o jednej z kolebek globalizacji i tolerancji. W innych krajach zupełnie na serio brana musi być pod uwagę możliwość powrotu narodowych populistów do władzy. Najważniejszym przykładem są tutaj oczywiście Stany Zjednoczone. Donald Trump nie tylko nie składa broni. Co zaskakuje, jego konkurenci, mimo upływu lat, wydają się wciąż poruszać we mgle. Przyczyn zamętu można wymienić bez liku, od trudności gospodarczych aż po zawirowania tożsamościowe. Przy tym międzynarodowe kryzysy nakładają się na siebie i podsycają: od kryzysu migracyjnego po kolejne konflikty zbrojne potęgowane jest wrażenie chaosu. Wielu obywatelom państw Zachodu ich świat wydaje się otoczony trudnościami zewnętrznymi i wewnętrznymi. Optymizmu zaś jak na lekarstwo. Owa multiplikacja pożarów sprawia, że w Waszyngtonie i wielu europejskich stolicach wypatruje się jakichkolwiek sygnałów nadziei. I na tym tle przede wszystkim należy widzieć dzisiejsze fetowanie Donalda Tuska jako polityka numer 1 w Europie. "Herkulesowe zadanie" Donalda Tuska. Co z rozliczaniem PiS? Niestety, w Polsce w obecnych warunkach politycznych stwierdzenie o "byciu najpotężniejszym człowiekiem w Europie" wydaje się jak najdalsze od prawdy. Owszem, były premier Polski (2007-2014) wykonał herkulesowe zadanie odbicia władzy z rąk Prawa i Sprawiedliwości. Nie dokonał tego jednak sam, jak wiemy, ale wraz z innymi ugrupowaniami opozycyjnymi. Nowy rząd Tuska to będzie rząd koalicyjny ze wszystkimi tego konsekwencjami. Owszem, teraz wydaje się zjednoczony szeroko, od ludowych konserwatystów po progresywną lewicę, jednak nie brakuje tematów, przy których na pewno zacznie iskrzyć. Wiemy także, że "potęga" nowego rządu jest o tyle relatywna, że politycy związani z PiS wciąż rozdają karty w kluczowych instytucjach państwa. O usuwaniu ich z urzędów opowiadano nam niemało. Często składano jednak obietnice bez pokrycia. Nic nie wskazuje na to, aby do spektakularnych wyrzuceń z pracy doszło. Andrzej Duda czy nawet Adam Glapiński najprawdopodobniej pozostaną na stanowiskach do końca kadencji. Jarosława Kaczyńskiego, Mateusza Morawieckiego i inne osoby z PiS na razie chronią immunitety. Jakby tego było mało, dalej trwa obsadzanie stanowisk państwowych. Premier Morawiecki właśnie mianował szefa KNF - i co do zasady również do końca kadencji. "Sukces opozycji nie jest przesądzony" Można nad tym ubolewać. Jednak to nie wszystko. Jakby tego było mało, politycy PiS pozostawili po sobie prawne pole minowe. Za pomocą rozmaitych prawnych wybiegów postanowiono zablokować (lub chociaż utrudnić) szanse na dokonanie zasadniczych reform lub wymiany kadr w państwie. W ostatnich dniach ujawniono, że choćby minister Gliński za pomocą kruczków prawnych usiłuje powstrzymać wietrzenie mediów państwowych. Prawdopodobnie to wierzchołek góry lodowej. Rodzi się pokusa, aby powiedzieć, że ogłaszanie Tuska najpotężniejszym człowiekiem Europy było bardziej adekwatne w roku 2007, a może raczej 2011 (zresztą właśnie w 2010 ten polityk otrzymał nagrodę im. Karola Wielkiego za zasługi w promowaniu idei europejskich). Jednak to dopiero teraz widać, jak rozpaczliwie Zachód potrzebuje nadziei politycznej. W ogóle mnie to nie cieszy. Tym bardziej, że my wiemy, iż przejmowanie władzy wykonawczej po PiS to raczej najtrudniejszy politycznie moment w biografii Tuska. Przypomina raczej brnięcie przez błoto. Milimetr po milimetrze odbywać się będzie rozminowywanie owych prawnych min. Sukces opozycji w ogóle nie jest przesądzony. Nie ma przecież wcześniejszego euro-entuzjazmu ani mitu Zachodu. Nie ma też charakterystycznej dla czasu sprzed 2015 roku naiwności pierwszego garnituru polityków III RP. Cóż, może to i dobrze. Ostatecznie trudno stabilizować demokrację na postkomunistycznej prostoduszności. A w przyszłym roku będziemy stawiać fundamenty ustrojowe niejako od nowa - i niewykluczone, że tym razem pod prąd politycznym trendom z Zachodu. Jarosław Kuisz *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!