Z polityką miłości i uśmiechu jest trochę jak z ostateczną budową socjalizmu i dobrobytu w PRL. Ciągle ją odwołują i trzeba czekać dalej, a rzeczywistość zmierza w zgoła odmiennym kierunku. Kuriozalna, weekendowa publikacja byłego dyplomaty Jarosława Bratkiewicza, polecana przez samego Adama Michnika, której autor określał głosujących na PiS mianem "małpoludziej czeredy" to wisienka na torcie szaleństwa, w które popadł establishment państwa polskiego. Niestety w tym przypadku ryba psuje się od głowy i za wskazówką liderów, przewodników stada, podąża spora ilość maluczkich. Innym, równie ciekawym przejawem tego zjawiska jest tworzenie list ludzi, którzy są związani albo choć popierają PiS po to, by pozwalniać ich z pracy. Znowu okazuje się, że starożytni już wszystko wymyślili. W końcu najbardziej znaną ofiarą list proskrypcyjnych był Cyceron. Tyle że warto się zastanowić, czy na pewno wszystkie te wzorce należy powielać, a przede wszystkim, czy te psychozy nienawiści bardziej szkodzą ich celom, czy samym ich autorom? A niestety, będziemy mieli ich coraz więcej. Będzie gorzej Będziemy ich mieli coraz więcej, bo taka jest logika i interes dwóch największych formacji. W tym sensie, z przykrością trzeba stwierdzić, to Bratkiewicz i Michnik wyznaczają trendy, a nie prawnik Marcin Matczak, kiedyś też ostry, a dziś wzywający swoich do opamiętania. W interesie za chwilę rządzącej formacji i Donalda Tuska jest jak największe, dalsze nakręcanie swojego najmocniejszego elektoratu we wściekłości do przeciwników, triumfalizmie, pogardzie, straszeniu nienawiścią. Tak też myślę, będą wyglądały owe słynne rozliczenia. Nie będą się one przejawiać prawomocnymi wyrokami, a raczej doprowadzaniem byłych prezesów na przesłuchania w asyście kamer sojuszniczej telewizji. Możliwe, że po tych przesłuchaniach prezesi będą puszczani wolno, może któregoś potrzymają ciut w areszcie, ale widz nacieszy się widokiem. Zresztą czy PiS-owi się to nie zdarzało w przypadku tamtych z kolei prezesów i "ich" telewizji, chociażby w przypadku Jacka Krawca? Dziś ta złość będzie potrzebna liderom obu formacji, ale Tusk ją sobie szczególnie upodobał. Represje wobec pisowców, opowieści z mchu i paproci o planowanym zamachu stanu, niszczeniu dokumentów, rzekomych podsłuchach, rozprawa ze zdehumanizowanymi "pracownikami mediów" i złym prezydencie odwrócą uwagę od braku realizacji obietnic albo zmian służących tylko największemu biznesowi, jak powrót handlu w niedzielę. PiS z kolei musi zachować swoje. Jego zwolennicy nie mogą za chwilę stwierdzić, że w sumie to raz rządzą ci albo tamci, a partia sama nie zbudowała zdolności koalicyjnych. Dlatego już zaczyna pobrzmiewać opowieść o sfałszowanych wyborach, za chwilę zabrzmi druga - o zdradzie. Czytaj też: Koszta demokracji rosną Wycena życia Nie są to rzeczy nowe albo takie, których nie zna świat. Bywa przecież gorzej. W USA przed i po wyborach polało się całkiem sporo krwi. Jakoś w pamięci mi został czarnoskóry mężczyzna, który pozował do zdjęć z plakatem poparcia dla Donalda Trumpa, i który ostatecznie został zastrzelony przez zwolenników tolerancji, dialogu i społeczeństwa otwartego. Liberalne media, dominujące w USA tą śmiercią, tak się nie przejęły, jak wcześniej śmiercią George’a Floyda. Ten zabity był co prawda czarnoskóry, ale mniej poprawny. Jego życie świat niżej wycenił. My ciągle mamy jeszcze szansę wycenić nasze życie sami dla siebie. Ale jeśli wpadniemy w amok, damy się zmielić przez emocjonalne maszynki, każące widzieć w kimś inaczej głosującym wyłącznie małpoluda, to niestety nasze groby zamiast tradycyjnego "non omnis moriar" powinny zostać ozdobione inskrypcją "ten zmarnował swój czas, następny proszę...". Wiktor Świetlik