Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Na szykanowaniu opozycji nikt jeszcze demokracji nie zbudował. A wielu ją w ten sposób zniszczyło

Uderzenie w finanse PiS-u to moment, w którym wszystkim autentycznym demokratom powinna się zapalić wielka (i może ostatnia) alarmowa lampa. Bo to nie jest żadna "odbudowa demokracji". Tylko właśnie coś dokładnie przeciwnego.

Subwencja PiS. To nie "odbudowa demokracji", tylko coś zupełnie przeciwnego
Subwencja PiS. To nie "odbudowa demokracji", tylko coś zupełnie przeciwnego/123RF/ JACEK DOMINSKI/Reporter

Wyobraźmy sobie kraj, w którym największa partia opozycyjna cieszy się się poparciem jednej trzeciej obywateli. Ten kraj to nie są Stany Zjednoczone, gdzie kampanie wyborcze i bieżąca działalność polityczna finansowana jest z liczonych w milionach datkach od wielkiego biznesu. 

W tym kraju ludzie umówili się ze sobą na inny - powszechny w Europie - system, gdzie funkcjonowanie demokratycznej polityki finansowane jest z budżetu państwa. Oczywiście raz na jakiś czas pojawi się jakiś mądrala z genialnym hasłem "ani złotówki dla darmozjadów z Wiejskiej". 

Jak dotąd jednak - chwalić Boga - w tym kraju zawsze zwyciężał rozsądek i świadomość, że finansowanie partii z budżetu państwa to jedyny sposób na jako takie zabezpieczenie polityki przed zamianą w supermarket, do którego przychodzi sobie - zupełnie oficjalnie - wielki pieniądz i kupuje posłów, premierów, prezydentów. A jak ich stać, to i całe partie w pakiecie, bo tak wychodzi nawet taniej. 

W takim kraju żyjemy

I teraz wyobraźmy sobie, że w tym kraju ta największa partia opozycyjna traci pieniądze z budżetu państwa na trzy lata do przodu. Co w praktyce uniemożliwia jej ściganie się z obecnie rządzącymi w kolejnych wyborach (kampanii nie robi się przecież za darmo). W dłuższym zaś okresie istnieje poważne ryzyko, że partia ta nie będzie w stanie skutecznie wykonywać swojej kluczowej ustrojowej roli - nie będzie mogła stanowić demokratycznej przeciwwagi dla rządzących.

Czy nie jest to sytuacja, w której każdy szczerze przejęty losem demokracji i praworządności obywatel powinien zacząć się poważnie martwić o stan politycznej wolności w jego własnej ojczyźnie?  

Oczywiście każdy czytający ten tekst dobrze wie, że nie musimy sobie takiego kraju nawet wyobrażać. Bo właśnie w takim kraju żyjemy. Mamy bowiem sytuację, w której największa partia opozycyjna (i w ogóle największa partia w polskim Sejmie) została właśnie decyzją PKW pozbawiona subwencji na trzy lata do przodu. W normalnym świecie od wszechmocy PKW powinno być jeszcze odwołanie. 

Ale słyszymy przecież, że z powodu klinczu w polskim sądownictwie PKW (i rząd, który ostatecznie pieniądze wypłaca) wcale nie palą się do tego by, decyzję sądu w ogóle uznawać. No chyba, że będzie ona po ich myśli. Dodajmy, że dzieje się to wszystko na rok przed kluczowymi wyborami, w której obecnie rządzący bardzo chcą odebrać PiS-owi ostatni bastion władzy wykonawczej, czyli Pałac Prezydencki. 

Oczywiście zupełnym przypadkiem w PKW zasiadają przedstawiciele nominowani przez obecnie rządzących, którzy do są z PiS-em w śmiertelnym sporze o władzę. Witamy w "znowu" demokratycznej Polsce!

To mowa do was - normalsi

Chodzi o to, byśmy się dobrze zrozumieli. Nie piszę do antyPiS-owskiego betonu. Szkoda czasu i atłasu. Nie piszę też do polityków z otoczeniu premiera Tuska albo ministra Bodnara - oni już zbyt daleko w swojej ślepej zemście na PiS-ie zaszli. 

Ich już z tej drogi cofnąć może tylko społeczny opór. Ale społeczeństwo - wierzę głęboko - w swej masie głuche na argumenty nie jest. Nie jest też ślepe na to, że trwające od roku szykanowanie opozycji nie prowadzi nas do naprawy Rzeczypospolitej. Tylko przeciwnie. Do zatracenia. To do was - drodzy normalsi - będzie ta mowa.   

Załóżmy, że coś takiego dzieje się w roku 2019. PKW odbiera subwencje największej wówczas partii opozycyjnej, czyli Platformie Obywatelskiej. W praktyce uniemożliwiając jej walkę o prezydenturę w roku 2020. I mocno ograniczając szanse na odebranie PiS-owi władzy w roku 2023. Jaka byłaby wtedy reakcja Komisji Europejskiej? Co by na temat polskiej praworządności mówiły "wolne media"? Jak by reagowali wszelkiej maści obrońcy demokracji? I co powiedzielibyście wy, zwykli obywatele? 

Wiem, że trudno to sobie nawet wyobrazić, bo to się nie wydarzyło. I nie dajcie sobie wmawiać półprawd, że to nic nowego. Mówią wam, że coś podobnego spotkało NowoczesnąRazem po wyborach 2015 roku. No, nie do końca. Przykład Razem możemy od razu zapomnieć, bo rzecz dotyczyła bardzo niskich kwot. Więcej pieniędzy straciła Nowoczesna, co - mogą dowodzić jej działacze - nie pozwoliło partii nigdy rozwinąć w pełni skrzydeł. 

Dodajmy jednak różnice kluczową. Nowoczesna w wyborach 2015 uzyskała 7,6 proc. głosów i 28 mandatów. W tym sensie partia Ryszarda Petru była po stronie opozycyjnej graczem nie pierwszym i nawet nie drugim. Z punktu widzenia całego systemu na Nowoczesnej nie wisiała wtedy stabilność polskiej demokracji. 

Mieliśmy bowiem nadal kilka innych dużych partii opozycyjnych, które stanowiły przeciwwagę dla niecnych zapędów władzy. I tym partiom nikt nigdy pieniędzy nie zabrał. Przeciwnie, słabość Nowoczesnej pomogła raczej Platformie się po przegranych wyborach odbudować i wchłonąć konkurenta. Jeśli szukać wedle starej zasady "cui bono".  

Absurd sądowniczy. Tej izby nie uznajemy

Ale to nie koniec. Wyjątkowość obecnego uderzenia w finansowe podstawy PiS widać jeszcze w kilku miejscach. Po pierwsze chodzi o zarzuty - dotyczą one niezbyt sterylnego (by tak rzec) odgradzania działalności rządowej od prowadzenia politycznej agitacji. Wszystko byłoby pięknie gdyby nie potworne podwójne standardy. Bo dlaczego na przykład politycy PO mogą wykorzystywać swoją pozycję w samorządzie (w miejscach takich jak Warszawa nie mniej tu pieniędzy niż w administracji rządowej) do budowania swoich politycznych pozycji. 

"Kto płaci za podróże wyborcze prezydenta stolicy Rafała Trzaskowskiego? Pan płaci, ja płace, podatnik płaci" - powiedział z rozbrajającą szczerością Marek Sawicki w niedawnej rozmowie z Robertem Mazurkiem w RMF FM. A dodajmy, że nie jest to głos bezimiennego trolla - tylko marszałka seniora obecnej kadencji i ważnego polityka PSL - czyli koalicjanta Platformy.  

Po drugie, chodzi o pozbawianie PiS-u prawa do uczciwej ścieżki odwoławczej. Marek Mikołajczyk z "DGP" zwrócił w tych dniach uwagę na to, że na ostatnim posiedzeniu PKW uznała postanowienie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych nakazujące przyjęcie sprawozdania Konfederacji za rok 2019 (które zostało najpierw przez PKW odrzucone, ale Konfa się odwołała).

Jednocześnie w przypadku sprawozdania PiS ta sama PKW już sygnalizuje (ustami swojego członka Ryszarda Kalisza), że skarga do tej samej Izby SN wcale nie musi zostać przez nich uznana. Mamy więc tę samą PKW, tę samą Izbę SN i dwa skrajnie różne podejścia. Trudno w tej sytuacji mówić, że PiS korzysta dziś z tych samych praw, co każdy inny podmiot. Jak gdyby wobec Prawa i Sprawiedliwości istniało jakieś przedziwne "domniemanie winy". Niespotykane w innych miejscach systemu. 

Po trzecie, taka stygmatyzacja jednej siły politycznej jest policzkiem wobec ok. 30 proc. polskich wyborców - wyborców, którzy żadną miarą nie są przecież obywatelami gorszymi. A do tego gorsze traktowanie PiS-u w ramach politycznych procedur się przecież sprowadza, bo w sposób nielicujący z duchem demokracji zmniejsza wpływ tych obywateli na to, co się dzieje w państwie. I nie chodzi wcale o to, że PiS nie rządzi - tylko o to, że nie może (z powodu szykan) sprawować swojej roli demokratycznej opozycji.  

Po czwarte wreszcie, niedawny przykład Stanów Zjednoczonych. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Tuskowi "demokraci walczący" zachowują się dokładnie tak, jak zachowywali się jak demokraci w USA przez ostatnie lata. Też myśleli ze wytępią trumpizm przemocą prawną i przewagą dolarowo-medialno-celebrycką. Dostali Trumpa... silniejszego. Nasi uśmiechnięci też dostaną swoją "nagrodę". 

Rafał Woś

Nowe informacje o stanie zdrowia Ziobry. Wójcik: Rozmawiałem z nim wczoraj/Polsat News/Polsat News

Zobacz także