Wytrych w kształcie Putina. Pretekst do nadużyć w Polsce
Zagrożenie rosyjskie jest "faktem autentycznym". Ale równie autentycznym faktem jest to, że stało się ono dziś tylko pretekstem dla władzy do bezwzględnego zwalczania opozycji, szczucia, a także przeprowadzania i przygotowywania działań przypominających zamach stanu. Usprawiedliwieniem nie jest to, że poprzednicy Donalda Tuska nie byli w tej sprawie święci.
Ci, którzy obawiali się, że rumuński przykład zostanie zaadaptowany przez polskie władze, niestety mieli rację. Niespełna dwa tygodnie temu w Rumunii unieważniono pierwszą turę wyborów prezydenckich, uzasadniając to rosyjską ingerencją w proces wyborczy. Kuriozum jest to, że szczegóły pozostały tajne, bo Sąd Najwyższy w Bukareszcie podjął decyzję pod wpływem informacji płynących ze strony służb specjalnych. Tak przynajmniej głosi oficjalna wersja.
Nie trzeba było czekać długo, aż w Polsce sytuacja ta zostanie wykorzystana do rozważania dewastacji procesu wyborczego i kolejnych nadużyć władzy. Kolejnego podważania wyroków polskiego Sądu Najwyższego, a także insynuacyjnego modelu zwalczania kandydata prawicy na prezydenta, także przez organy państwa.
Insynuacja - studium przypadku
Wręcz symboliczną dla tej metody działania może być historia z "SMS-ami", która miała być medialnym przebojem tygodnia. Pokazuje ona zarazem symbiozę działań służb państwowych i mediów, a zarazem skrajnie insynuacyjny i nieuczciwy model tych działań. Oto "Gazeta Wyborcza" "ujawniła" hakerski atak tuż przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi, w którym do setek tysięcy osób miały być przesyłane SMS-y o treści "głosuj na PiS". Sprawcami mają być jakiegoś rodzaju rosyjscy cyberterroryści. W ciągu kilku godzin wszystkie prorządowe media powielają komunikat o tym, że rosyjscy hakerzy namawiali do głosowania na PiS.
Sprawą "niepokoi się" sam premier Tusk na portalu X, często wykorzystywanym zresztą przez niego do podgrzewania atmosfery. Politycy jego partii i internetowa fabryka trolli już wprost grzmią, że największa opozycyjna partia to rosyjska agentura, zresztą wystarczy przekazać opisaną wyżej część informacji.
Tak więc chociażby Krzysztof Brejza, europoseł Platformy Obywatelskiej, pisze: "To hakerzy związani z rosyjskim wywiadem mieli masowo wysyłać, przed wyborami w 2023, setki tysięcy SMS 'Głosuj na PiS'. Przejęli też ekrany w galeriach handlowych, na których w ciszy wyborczej agitowali na rzecz wierchuszki PiS-u. Wstrząsające ustalenia 'Wyborczej' potwierdzają to, przed czym przestrzegamy od dawna". Publikacja pojawia się w charakterystycznym momencie.
W tle odbywa się podważanie, między innymi przez członka Państwowej Komisji Wyborczej, Ryszarda Kalisza, prawa polskiego Sądu Najwyższego nie tylko do zawetowania decyzji o odcięciu opozycji od środków finansowych, ale także o zatwierdzeniu wyniku wyborów. Równocześnie trwa insynuowanie Karolowi Nawrockiemu jakichś związków z rosyjską agenturą, szyte już naprawdę bardzo grubymi nićmi. Także w kwestię potencjalnych biznesowych ruchów na rynku medialnym zostaje wpleciony wątek rosyjskich wpływów.
Tylko nieliczni, którzy wczytali się w artykuł, odkryli, że SMS wysyłany przez domniemane rosyjskie trollownie w pełnej wersji brzmiał: "GlosujNaPiS! Przywrocilismy seniorom prawo do godnej starosci i zrobimy tez pogrzeby emerytow za darmo (pisownia oryginalna)". A więc nie namawiał do głosowania na PiS, tylko ośmieszał kampanię tej partii. Używając logiki dzisiejszej walki politycznej w Polsce, był agitacją na rzecz posła Brejzy. Używając zdrowego rozsądku, po prostu siało zamęt w Polsce, zgodnie z zasadą Sun Tzu, która przyświeca Rosji od zawsze.
Rosjanie dobrzy na wszystko
Jak w wielu innych sprawach, tak w sprawie nadużywania rosyjskiego zagrożenia do polityki wewnętrznej, Donald Tusk z całej siły kopnął drzwi uchylone przez poprzedników. PiS tuż przed wyborami tworzył sugestię, że rozmaite zaniechania w polityce zagranicznej i ocieplenia w relacjach z Rosją są podszyte jakimiś tajnymi związkami Tuska z Rosją.
Tusk idzie dalej. Tworząc karkołomną i w stu procentach fałszywą konstrukcję o związkach swoich przeciwników z Putinem, próbuje ich skompromitować i wyeliminować z gry, równocześnie tworząc pretekst do naruszania zasady wolności gospodarczej, praworządności, być może też systemu przedstawicielskiego i generalnie prawa. Ma to wszystko tłumaczyć uznaniowy i permanentny stan rosyjskiego zagrożenia.
Przed takim działaniem w sposób bardzo delikatny, ale i czytelny ostrzegł go amerykański Departament Stanu. Żeby było jasne - jeszcze bidenowski. Jedna rzecz w tym smuci, a druga niepokoi. Pierwsza to zaangażowanie na poziomie wykonawczym wielu ludzi mediów w opisany wyżej proces, często zresztą takich, którzy jeszcze niedawno wytaczali najcięższe działa moralnego kalibru wobec innych dziennikarzy.
Druga to fakt, że tego rodzaju wprowadzanie kraju w stan szpiegomanii, wrzenia i wzajemnej agresji zdecydowanie ma swojego beneficjenta w Moskwie. Ba, dokładnie wpisuje się w jego schemat działania mający na celu wewnętrzne osłabienie przyszłych ofiar. Jak widać, nie zawsze potrzebujemy pomocy Putina, by zrobić mu dobrze.
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!