Szeryf Trump wchodzi do gry i zapowiada rychły koniec przestępczości
Choć przestępczość w USA spada, to Amerykanie są przekonani, że rośnie. W jednym mają rację: wciąż jest na zdecydowanie zbyt wysokim poziomie. I tu wchodzi do gry prezydent Donald Trump, kierując gwardię narodową do kolejnych miast.

"Chicago jest światową stolicą morderstw!" - napisał na platformie Truth prezydent Donald Trump. W innym wpisie przypomniał, że podczas ostatniego, długiego weekendu (w USA pierwszy poniedziałek września - święto pracy - jest wolny) w mieście zginęło osiem osób, a kilkadziesiąt zostało rannych. Dodał, że Chicago jest "najniebezpieczniejszym miastem świata", a demokratyczny gubernator Illinois, J.B. Pritzker, bardzo potrzebuje pomocy. Prezydent oczywiście zamierza tej pomocy udzielić, kierując do trzeciego co do wielkości amerykańskiego miasta gwardię narodową.
To nie pierwsza taka próba ze strony Donalda Trumpa. W lipcu tego roku skierował gwardię narodową do Los Angeles po tym, jak w mieście wybuchły protesty i zamieszki związane z polityką deportacyjną administracji.
W sierpniu gwardia pojawiła się na ulicach stolicy - powodem miała być wysoka przestępczość w Waszyngtonie, a szczególnie przypadki z ostatnich tygodni, takie jak zabójstwo dwóch pracowników ambasady Izraela, czy atak na pracownika Departamentu Efektywności Rządowej (DOGE).
Aktywność prezydenta na tym polu wpisuje się w założenie zdecydowanej walki z przestępczością w amerykańskich miastach, rządzonych przez polityków demokratycznych (z Partii Demokratycznej - przyp. red.).
Demokratyczne władze sprzeciwiają się tym interwencjom, uznając, że pomoc gwardii narodowej nie jest potrzebna. Entuzjazmu brak również u znacznej części mieszkańców największych metropolii - 65 proc. ankietowanych mieszkańców Chicago opowiedziało się w niedawnym sondażu przeciwko pomysłowi prezydenta na walkę z przestępczością.
Dodatkową komplikacją jest wyrok sądu - sędzia Charles Breyer orzekł, że sposób, w jaki gwardia narodowa została wykorzystana w Los Angeles do zadań policyjnych, jest niezgodny z prawem. Decyzja sędziego odnosi się wyłącznie do Kalifornii, ale może zainspirować pozwy również w innych stanach.
Kto ma rację w tym prawnym sporze? Czym właściwie jest gwardia narodowa? I czy prezydent miał uzasadnione powody, by skierować ją na ulice amerykańskich miast?
Czym właściwie jest gwardia narodowa
Amerykańska gwardia narodowa to bardzo specyficzny twór. Wywodzi się jeszcze z tradycji lokalnych (później stanowych) milicji.
Amerykańska konstytucja, wymieniając uprawnienia Kongresu, mówi nie tylko o prawie do wystawiania i utrzymywania armii i marynarki, ale także o "zapewnieniu możliwości powoływania milicji", które mają pomagać w egzekwowaniu prawa, "uśmierzaniu insurekcji" i "odpieraniu najazdów".
Jednak z tymi milicjami od początku był kłopot: kto ostatecznie sprawuje nad nimi władzę - Waszyngton, czy poszczególne stany, w których się uformowały?
Dlatego w ustawie z 1903 roku ustalono, że milicje (dziś gwardie narodowe) będą podlegały gubernatorom stanowym, ale w pewnych szczególnych okolicznościach prezydent może je sfederalizować, czyli podporządkować władzy centralnej.
Dziś gwardia liczy prawie pół miliona ochotników, dysponuje zarówno siłami lądowymi jak i powietrznymi (lata samolotami F-16 czy F-35), a w ciągu ostatnich dekad była używana nie tylko podczas katastrof naturalnych, ale też na wojnach w Afganistanie czy Iraku.
Żołnierze otrzymują za swoją służbę wynagrodzenie i inne benefity - na przykład pomoc w sfinansowaniu studiów. Doświadczenie w gwardii narodowej bywa również cennym wpisem do politycznego CV - należał do niej chociażby obecny sekretarz obrony, Pete Hegseth.
Gwardia to nie policja
Kontrowersyjność decyzji Trumpa o wysłaniu gwardii narodowej na ulice amerykańskich miast wiąże się z pytaniem, czy gwardia jest odpowiednim narzędziem do zwalczania przestępczości. Zgodnie z XIX-wieczną ustawą Posse Comitatus podlegające władzy fedralnej siły zbrojne nie mogą być wykorzystywane do działań policyjnych.
W przypadku gwardii narodowej rodzi to ciekawą sytuację: dopóki gwardia podlega gubernatorowi, może pełnić funkcje policyjne, a kiedy przechodzi pod kontrolę prezydenta - już nie.
Są wyjątki od tej zasady. Gdyby w USA wybuchła rebelia albo istniało poważne zagrożenie, że wybuchnie, prezydent mógłby skierować gwardię przeciwko cywilom. To właśnie wątpliwości co do zakresu uprawnień sfederalizowanej gwardii w kwestii pilnowania prawa i porządku stały się przyczyną wspomnianego wcześniej wyroku kalifornijskiego sądu. Dlatego też gwardia na ulicach stolicy zajmowała się tak nietypowymi działaniami jak prace porządkowe na skwerach albo tylko czasowo zatrzymywała podejrzanych, czekając na przybycie regularnych sił policyjnych, które mogłyby dokonać aresztowania.
Istnieje jeszcze drugi problem: czy prezydent może sfederalizować gwardię bez zgody władz stanowych? To istotne pytanie, bo Kalifornia czy Illinois mają demokratycznych gubernatorów, którzy jednoznacznie sprzeciwiali się działaniom administracji, twierdząc, że nie ma potrzeby kierowania gwardii do pomocy siłom policyjnym. Przepisy nie są w tej sprawie jednoznaczne. Zasadniczo zgoda gubernatora danego stanu wydaje się konieczna, chyba że zaistnieją szczególne okoliczności, jak zagrożenie rebelią.
W Los Angeles Donald Trump postanowił przetestować granice własnych uprawnień, sugerując, że właśnie takie nadzwyczajne okoliczności zaistniały. W stołecznym Dystrykcie Kolumbii nie musiał się takimi ograniczeniami przejmować, ponieważ tamtejsza gwardia podlega bezpośrednio prezydentowi. W przypadku Chicago mówi się o wysłaniu sfederalizowanej gwardii Teksasu, którego republikański gubernator nie będzie stwarzał Trumpowi przeszkód.
Przestępczość najgorsza w historii?
Jeśli chodzi o przestępczość w amerykańskich miastach (i w Stanach Zjednoczonych w ogóle) mamy do czynienia z pewnym paradoksem. Z jednej liczba przestępstw spada od dekad (wskaźnik brutalnych przestępstw w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców wynosił 747 w 1993 r., a w 2022 r. - 380).
Z drugiej zaś od lat rośnie przekonanie samych Amerykanów, że jest coraz gorzej. W roku 2000 tylko 47 proc. ankietowanych deklarowało, że przestępczość rośnie, w 2023 - 77 proc. Co ciekawe, zdecydowanie mniej pytanych twierdzi, że liczba popełnianych przestępstw rośnie w ich okolicy.
Na dane dotyczące spadającej przestępczości lubią powoływać się amerykańscy liberałowie, widząc w nich argument przeciwko narracji republikanów o konieczności bardziej zdecydowanych działań policyjnych. Przytoczony sondaż Pew Research pokazuje, dlaczego ten argument często okazuje się nieskuteczny.
Według statystyk FBI od 1993 do 2022 roku liczba brutalnych przestępstw spadła w USA o 49 proc., włamań o 75 proc., zabójstw o 34 proc., kradzieży samochodów o 53 proc., a rozbojów o 74 proc. Twierdzenie, że dziś Stany Zjednoczone są najniebezpieczniejsze w historii to polityczna demagogia. Jednocześnie badania opinii publicznej pokazują, że dla wszystkich Amerykanów, w tym również wyborców demokratów, kwestia walki z przestępczością stała się w ostatnich latach istotniejszym tematem. Dlaczego tak się dzieje?
Przestępczość z ulic amerykańskich miast i miasteczek nie zniknęła - choć statystyki wskazują na znaczną poprawę, to liczba morderstw, włamań czy rozbojów wciąż pozostaje wysoka. Dodatkowo ten pozytywny trend wyhamował, a nawet na krótki czas uległ odwróceniu w okresie pandemii. To również może tłumaczyć społeczne nastroje - w pamięci ludzi 2019 jest dużo świeższym punktem odniesienia niż 1990.
Czy działania Trumpa odniosą skutek?
Donald Trump lubi działania widowiskowe. Zatrzymywanie nielegalnych imigrantów na ulicy przez uzbrojonych agentów ICE. Ostrzelanie łodzi należącej do narkotykowego kartelu. Zbombardowanie celu na Bliskim Wschodzie. W tym kluczu można również patrzeć na decyzję o wysłaniu gwardii narodowej do Los Angeles czy Waszyngtonu. Nie chodzi o to, czy to najskuteczniejsza metoda walki z przestępczością. Chodzi o pewien teatralny pokaz siły, o widoczny sygnał, że rządzący coś robią, by poprawić sytuację.
To jednak wcale nie oznacza, że musi to być działanie nieskuteczne. Szereg pokazowych działań obecnej administracji w kwestii nielegalnej imigracji w bardzo istotny sposób zredukował liczbę prób nielegalnego przekraczania granicy USA. Sama obecność uzbrojonych ludzi na ulicach również może wpływać odstraszająco. Odpowiedź przyniosą statystyki za kilka lub kilkanaście miesięcy.
Niewątpliwie Trump zyskuje również politycznie. Nie tylko pokazuje własną sprawczość w kwestii, którą wielu wyborców uznaje za ważną, ale też prowokuje demokratyczną opozycję do zajmowania niewygodnego stanowiska. Krytykując prezydenta, musi ona podkreślać, że sytuacja w amerykańskich metropoliach wcale nie jest taka zła. Kłopot w tym, że wyborcy widzą to inaczej.
Andrzej Kohut













