Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Scenariusz jak z Ukrainy. Kandydat do UE "państwem dwuwładzy i chaosu"

- Rządzący widzą determinację i gniew ulicy. Determinacja jest dużo większa niż w maju i na przełomie października i listopada - o zamieszkach na ulicach gruzińskich miast mówi Interii Wojciech Górecki. - Jestem przekonany, że protestujący tak to właśnie odbierają - jako ostatni bastion, ostatni moment do oporu - podkreśla analityk z Ośrodka Studiów Wschodnich. Jak dodaje, nikt nie rozumie, dlaczego gruziński rząd właśnie teraz zawiesił rozmowy akcesyjne z Unią Europejską i wywołał potężne antyrządowe protesty.

Protesty w Gruzji. Sytuacja do złudzenia przypomina wydarzenia z Ukrainy z 2014 roku
Protesty w Gruzji. Sytuacja do złudzenia przypomina wydarzenia z Ukrainy z 2014 roku/Giorgi ARJEVANIDZE/AFP

Łukasz Rogojsz, Interia: W połowie maja, gdy Gruzini protestowali przeciwko tzw. ustawie o zagranicznych agentach, powiedział pan: "Rządzącym na pewno nie zależy na krwi na ulicach. (...) Brak ostrzejszych reakcji pokazuje, że władza nadal nie uważa tych protestów za egzystencjalne zagrożenie (...)". Chyba już uważa, bo krwi na ulicach nie brakuje.

Wojciech Górecki, główny specjalista w Zespole Turcji, Kaukazu i Azji Centralnej w Ośrodku Studiów Wschodnich: - Percepcja rządzących się zmieniła, a społeczeństwo jest bardziej zdeterminowane w obronie proeuropejskiego kursu Gruzji, niż było w obronie pryncypiów demokratycznych przy okazji tzw. ustawy o zagranicznych agentach czy protestów w sprawie nieprawidłowości wyborczych po wyborach z 26 października.

Dlaczego?

- Teraz sprawa jest prosta, chodzi o przyszłość kraju. Gruzini chcą bez problemów jeździć do UE, pracować i uczyć się w państwach unijnych. Wedle sondaży, poparcie dla członkostwa Gruzji w UE od lat jest stałe i wynosi około 80 proc., a to oznacza, że popiera je także duża część wyborców rządzącego Gruzińskiego Marzenia.

Najwyraźniej im to nie przeszkadza.

- Rządzący widzą determinację i gniew ulicy. Determinacja jest dużo większa niż w maju i na przełomie października i listopada. Dlatego obie strony mocno usztywniły swoje stanowiska i choć na razie - na szczęście - nie doszło do rozlewu krwi, policja jest dużo brutalniejsza.

Strach jest realny.

- Oni naprawdę obawiają się tych demonstracji, oskarżają protestujących, że ci są inspirowani z zewnątrz. Dlatego sięgnęli po drastyczne metody, które mają złamać ducha protestujących i ich zastraszyć. Gruzińskie Marzenie chce zdusić te protesty tu i teraz.

Tylko po co wchodzić na kurs kolizyjny z czterema piątymi narodu, w tym dużą częścią swojego elektoratu? To się nie trzyma kupy.

- Wszyscy eksperci się nad tym dzisiaj głowią. To był podręcznikowy strzał w stopę.

Nie miejmy złudzeń, dla Rosji osłabienie gruzińskiego prounijnego impetu, który obserwujemy od 30 lat, to niepowtarzalna szansa na odzyskanie swoich wpływów i zadanie dotkliwego ciosu Zachodowi

~ Wojciech Górecki, główny specjalista w Zespole Turcji, Kaukazu i Azji Centralnej w Ośrodku Studiów Wschodnich

I to w sytuacji, gdy mieli wszystko - przepchnęli "ustawę o zagranicznych agentach", zapewnili sobie czwartą kadencję u władzy, lada moment wymienią prezydenta na swojego.

- Po wygranej w wyborach poczuli się zbyt pewnie. Zirytowani oporem opozycji chcieli - jak w scenie z kultowego "Misia" - zademonstrować swoim przeciwnikom: Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi. Nie było nawet refleksji, że uderzają w dużą część swoich wyborców. Zgubiła ich pycha. Nikt nie rozumie, co się dzieje. Premier Irakli Kobachidze, mówiąc o zawieszeniu negocjacji akcesyjnych z UE, dolał oliwy do ognia, który po wyborach parlamentarnych już właściwie wygasł.

Dzisiaj wszyscy mówią, że Gruzja wygląda jak Ukraina w 2014 roku.

- Bo nawiązania do ukraińskiego Majdanu z 2014 roku nasuwają się same. Gdy tamte protesty już dogasały, władze zaostrzyły ustawodawstwo, poza tym pojawili się zabici i w ludzi momentalnie wstąpiła nowa energia. Rozpętało się piekło i prezydent Wiktor Janukowycz musiał uciekać z kraju.

Po co gruzińskim władzom taka kalka z historii? Nie ma w tym żadnej logiki, żadnego pragmatyzmu politycznego.

- Do głowy przychodzą w tym momencie tylko dwa możliwe wyjaśnienia: Pycha albo ukryta agenda władzy, za którą kryje się to, że Gruzińskie Marzenie wcale nie chce wejścia Gruzji do NATO i Unii Europejskiej. Tyle że nie może tego powiedzieć oficjalnie, bo i jedno, i drugie jest wpisane do gruzińskiej konstytucji jako strategiczny cel państwa.

Lider Gruzińskiego Marzenia Bidzina Iwaniszwili
Lider Gruzińskiego Marzenia Bidzina Iwaniszwili/Giorgi ARJEVANIDZE/AFP

Sam Bidzina Iwaniszwili, lider Gruzińskiego Marzenia, zapowiadał swego czasu: Gruzja wejdzie do UE do 2030 roku.

- Dlatego władze nie mogą nagle zmienić narracji o 180 stopni. Ale to polityka: słowa słowami, a rzeczywistość może wyglądać inaczej. Wygląda to tak, jakby gruziński rząd jak najdłużej chciał utrzymać Gruzję w politycznej szarej strefie, bez unijnych wymogów i regulacji. Kiedy w grudniu ubiegłego roku Bruksela przyznawała Gruzji status oficjalnego kandydata, można było odnieść wrażenie, że gruziński rząd jest zawiedziony. Liczyli, że UE ich odrzuci, a oni będą mogli powiedzieć w kraju: robimy, co możemy, staramy się, wypełniamy kryteria unijne, a Zachód i tak nie chce nas u siebie.

Tylko znów: gdyby Gruzińskie Marzenie chciało storpedować wejście kraju do UE, najłatwiej byłoby to zrobić w trakcie negocjacji akcesyjnych - albo bardzo je przeciągając, albo nie zgadzając się na któreś z unijnych kryteriów. A tu mamy wielki przerost formy nad treścią.

- Oczywiście. Władza przedobrzyła. Jestem analitykiem i wszędzie dopatruję się logiki, ale tutaj jej nie widzę. Czasem ludzie zachowują się nielogicznie i to wygląda właśnie na taki przypadek.

Co dalej? Bo rzeczywiście wygląda to, jak kalka jeden do jednego ze scenariusza ukraińskiego sprzed dekady - kraj zmierzający na Zachód, autorytarna władza chcąca poszerzyć swoje wpływy i naród, który tej władzy mówi stanowcze "nie".

- Tak to wygląda. Aczkolwiek w przypadku Gruzji naród jest bardzo konserwatywny i bardzo religijny, duże znaczenie ma dla niego Gruziński Kościół Prawosławny, ale jednocześnie ten naród chce należeć do UE. I dzisiaj walczy na ulicach o przyszłość kolejnych pokoleń Gruzinów.

Jedna rzecz Ukrainę z 2014 i Gruzję z 2024 roku różni: rola Rosji. W przypadku prezydenta Wiktora Janukowycza Kreml otwarcie go wspierał, a relacje obu państw były bardzo bliskie. W przypadku rządu Irakliego Kobachidze tego nie ma, bo Gruzja od czasu wojny w 2008 roku nie utrzymuje relacji dyplomatycznych z Rosją.

- Gruzińska opozycja od dawna oskarża władze, że ta ma ukryte relacje z Kremlem i prowadzi tajne negocjacje dotyczące, chociażby przyszłości Abchazji i Osetii Południowej. W narracji opozycyjnej analogia do Ukrainy z 2014 roku jest więc pełna. My, nie mając twardych dowodów, możemy analizować i spekulować. Wiemy na pewno, że Gruzja zyskuje na międzynarodowej izolacji Rosji, zwłaszcza ekonomicznie. Musimy też jednak pamiętać, że przez tę dekadę świat zmienił się ogromnie - mieliśmy chociażby agresję rosyjską na Ukrainę, a Ukraina rozpoczęła proces akcesyjny do UE. W 2014 roku ani jedno, ani drugie nie mieściło się nikomu w głowie.

To trzecia fala protestów w tym roku. Za każdym razem kluczowe pytanie brzmiało: Czy opozycja jest w stanie wyłonić lidera, który pociągnie za sobą tłumy i pozwoli przekuć społeczną wściekłość w kapitał polityczny. Dwa razy się nie udało. Jak będzie za trzecim?

- Takiej osoby nie ma. Zresztą, nawet gdyby się pojawiła, to gruzińska ulica zapewne by kogoś takiego wygwizdała. Te protesty są apolityczne i niezależne, co ich uczestnicy bardzo mocno podkreślają.

Nie zmienia to faktu, że dla opozycji jest to wielka szansa.

- Opozycja musi znaleźć polityka, który weźmie na siebie odpowiedzialność i rolę przywódcy w tych trudnych realiach. Taką osobą próbuje być pani prezydent Salome Zurabiszwili, która gromadzi wokół siebie liderów opozycji. Idzie to jednak jak po grudzie, a opozycja nadal nie ma planu, jak obrócić na swoją korzyść olbrzymie społeczne niezadowolenie. Jedynym ratunkiem dla szeroko rozumianej opozycji wydaje się popularny lider wywodzący się spośród protestujących - bardziej trybun ludowy niż polityk.

Nawiązania do ukraińskiego Majdanu z 2014 roku nasuwają się same

~ Wojciech Górecki, główny specjalista w Zespole Turcji, Kaukazu i Azji Centralnej w Ośrodku Studiów Wschodnich

Dlaczego "idzie jak po grudzie"? Przecież dla każdej opozycji taka sytuacja to polityczny samograj.

- Przede wszystkim dlatego, że opozycja jest podzielona, skonfliktowana i, o czym już mówiliśmy, brakuje jej silnego, popularnego lidera. Pani prezydent, która ogłosiła, że jest jedyną prawomocnie wybraną instytucją demokratyczną w Gruzji, siłą rzeczy skupia dzisiaj wokół siebie polityków opozycji. Tyle że jej misja dobiega końca. 14 grudnia kolegium elektorskie wybierze na jej następcę kandydata zgłoszonego przez Gruzińskie Marzenie. Pani prezydent już zapowiedziała, że tego wyboru nie uzna.

Opozycja i duża część wyborców postąpi zapewne podobnie.

- Są na to wielkie szanse. Gruzja zmierza w stronę państwa dwuwładzy i chaosu, a my nie wiemy, czym to się może skończyć.

Na co poza deficytem przywództwa po stronie opozycji liczą gruzińskie władze?

- Na zmęczenie materiału po drugiej stronie. Gruzini protestowali w tym roku często i licznie. Jeśli nie zostanie przekroczona masa krytyczna, na ulice nie wyjdzie 250-300 tys. ludzi, które zmuszą rządzących do ustępstw, to rządzący będą stopniowo wyciszać protesty, a opozycja stopniowo godzić się sytuacją.

Premier Gruzji Irakli Kobachidze
Premier Gruzji Irakli Kobachidze/Lorenz Huter/Photothek Media Lab/dpa Picture-Alliance/AFP

A erozja w samym obozie władzy? Przecież nie wszyscy popierają tam odwrót od UE.

- To prawda. I to również jest czynnik, który może odegrać istotną rolę. Zwłaszcza, że protest wobec zawieszenia negocjacji z UE wyraziło już wielu urzędników ministerialnych. Pytanie, czy były to jednostkowe przypadki, czy zapowiedź większej fali, która może zalać rządzących. Jeśli taka fala przyjdzie i połączy się z masowymi protestami na ulicach, to rządzący będą mieć poważne kłopoty.

Wspomniał pan, że rząd gra na wyciszenie protestów. W tym przypadku wchodzi to w ogóle w grę? Stawka dla gruzińskiego społeczeństwa jest najwyższa z możliwych. Jeśli Gruzini ustąpią teraz, to później nie będą mieć już w ogóle wpływu na przyszłość kraju.

- Jestem przekonany, że protestujący tak to właśnie odbierają - jako ostatni bastion, ostatni moment do oporu. Zresztą w liście do władz, który podpisało około 100 dyplomatów, zarówno gruzińskiego MSZ, jak i placówek zagranicznych, była mowa, że decyzja gruzińskich lat jest niekonstytucyjna - mówiliśmy, że członkostwo w UE i NATO jest zapisane w konstytucji - i sprzeczna z interesami Gruzji. Jest powszechna opinia, że po agresji Rosji na Ukrainę dla Gruzji nadarza się dziejowa okazja dołączenia do Zachodu i Gruzja nie może tego przespać. Bo jeśli nie dołączy do niego teraz, to może już na zawsze pozostać w szarej strefie pomiędzy Zachodem a Rosją. A to oznacza niemal pewne dostanie się do rosyjskiej strefy wpływów w niedalekiej przyszłości.

Dla Władimira Putina Gruzja ma strategiczne znaczenie dla przyszłości Kaukazu, a nawet Azji Centralnej. Poza tym, fiasko gruzińskiej akcesji do UE ma również stanowić sztandarowy przykład upadku zachodnich marzeń kraju z byłego Związku Radzieckiego.

- Naszą uwagę muszą zwracać zapewnienia rosyjskich polityków - samego Putina, a wcześniej szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa - że Rosja nie miesza się w wewnętrzne sprawy Gruzji. Z drugiej strony, Putin podkreślił, że podziwia męstwo gruzińskich władz, które z taką odwagą i oddaniem bronią przyjętych aktów prawnych. Chodziło mu, oczywiście, o wzorowaną na rosyjskim pierwowzorze tzw. ustawę o zagranicznych agentach. Nie miejmy złudzeń, dla Rosji osłabienie gruzińskiego prounijnego impetu, który obserwujemy od 30 lat, to niepowtarzalna szansa na odzyskanie swoich wpływów i zadanie dotkliwego ciosu Zachodowi.

Tomczyk: Administracja Bidena do 20 stycznia musi zrobić wszystko, żeby wspomóc Ukrainę/Polsat News/Polsat News
INTERIA.PL

Zobacz także