O starciach protestujących z policją, do których doszło na alei Melikiszwilego w Tbilisi, informują obecni na miejscu korespondenci rosyjskiej agencji TASS. Z najnowszych doniesień wynika, że "funkcjonariusze zmuszeni zostali do użycia wobec manifestantów gazu łzawiącego". Przy okazji zatrzymanych zostało kilka osób, dokładna liczba nie jest znana. Protesty w stolicy Gruzji trwają od poniedziałkowego wieczoru. Zwolennicy gruzińskiej opozycji początkowo gromadzili się w okolicach budynku Uniwersytetu Państwowego w Tbilisi. Na miejscu zbudowane zostało niewielkie miasteczko namiotowe, a ruch samochodowy został zablokowany przez busy. Po kilku godzinach siły policyjne wraz siłami specjalnymi gruzińskiego MSW zdecydowały o wypchnięciu protestujących na aleję Melikiszwilego. Protesty w Gruzji. Prezydent wzywa do powtórki wyborów W poniedziałek w godzinach popołudniowych z apelem do obywateli wystąpiła prezydent Gruzji. Salome Zurabiszwili wezwała do ponownej organizacji wyborów parlamentarnych, nie uznając wyników głosowania, które odbyło się 26 października. Jak wyjaśniła kraj znajduje się obecnie w stanie "destabilizacji i podwójnej władzy". - Kiedy w danym kraju nie odbyły się wybory, konieczne jest ich jak najszybsze zorganizowanie ponownie (...) Społeczeństwo musi kontynuować swoje działania niezgody (z wynikami wyborów - red.) i swój protest. Z tego miejsca chcę pozdrowić ludzi, którzy diś stają na ulicach i prawdopodobnie zostaną na noc. Przede wszystkim chcę pozdrowić studentów, ponieważ w każdym kraju są oni siłą postępu, która prowadzi kraj w przyszłość - mówiła. Jednocześnie prezydent zapowiedziała złożenie do Trybunału Konstytucyjnego pozwu związanego z fałszerstwami do jakich doszło w trakcie głosowania. - Jutro rano złożę skarkę w związku z naruszeniem dwóch zasad konstytucyjnych, które dotyczą tajności głosowania i powszechności - stwierdziła. W październikowych wyborach parlamentarnych zwycięska okazała się, oskarżana o prorosyjskość, partia "Gruziński Sen", która finalnie zdobyła 53,94 procent głosów, co dało 89 miejsc w 150 osobowym parlamencie. Rośnie napięcie w prorosyjskim regionie. Lider Abchazji odchodzi ze stanowiska W czasie, gdy w Tbilisi odbywają się protesty związane z wynikami wyborów parlamentarnych, w nieuznawanej, separatystycznej Abchazji również dochodzi do masowych manifestacji. Obywatele regionu kontrolowanego przez Rosję od kilku tygodnii blokują budynki rządowe i infrastrukturę krytyczną sprzeciwiając się zapowiedzianym rosyjskim inwestycjom w regionie. Ruch przeciwko decyzjom separatystycznego rządu okazał się na tyle skuteczny, że szef tamtejszych władz zdecydował się ustąpić ze stanowiska. "W celu utrzymania stabilności i porządku konstytucyjnego w kraju (...) ustępuję ze stanowiska" - napisał Asłan Bżania. Abchazja od ponad 30 lat funkcjonuje poza zwierzchnością władz Gruzji. Jest to możliwe dzięki bezpośredniemu wsparciu Federacji Rosyjskiej. Miejscowy rząd utrzymuje, że od 1992 roku region ten jest niepodległym państwem. Jego suwerenność uznaje zaledwie kilka krajów na świecie, w tym Rosja, która zaakceptowała taki status w 2008 roku po kilkudniowej inwazji na Gruzję. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!