Zwiastunem nadchodzących problemów nie był protest w Europie, lecz na tunezyjskich lotniskach. Pracownicy sektora lotniczego z tego kraju na północy Afryki zaprotestowali przeciw polityce władz, które - szukając oszczędności - zamroziły im pensje. Przez cały czwartek samoloty ani nie latały z Tunezji, ani nie lądowały w tym państwie - chętnie wybieranym przez europejskich turystów. Odczuł to najpewniej niejeden Polak, bo strajk przypadł na Boże Ciało, czyli pierwszy dzień "długiego weekendu". Loty wznowiono w nocy z czwartku na piątek, lecz konflikt trwa i może eskalować na nowo. Pracownicy Ryanair i Brussels Airlines chcą wyższych pensji. Protest w kilku krajach Z problemami zmierzyli się również podróżni, którzy w poniedziałek planowali wylecieć z Brukseli, stolicy Belgii. Związkowcy z portu lotniczego Zaventem nie wykonywali obowiązków, dlatego zarządzający lotniskiem odwołali wszystkie wyloty i dwie trzecie przylotów. - Musieliśmy podjąć taką decyzję, bo nie zapewnilibyśmy pasażerom bezpieczeństwa - tłumaczyła agencji Reutera rzeczniczka lotniska Nathalie Pierard. Tymczasem do trzydniowego strajku szykują się piloci i personel pokładowy Brussels Airlines. Belgijska firma informuje, że w czwartek, piątek i sobotę odwoła około 60 proc. swoich lotów, co nie będzie dobrą wiadomością dla 40 proc. jej pasażerów. Związkowcy od tygodni krytykują kierownictwo przewoźnika i narzekają na zbyt duży zakres obowiązków. Chcą też zarabiać więcej. W kolejce do protestu ustawili się też pracownicy irlandzkich tanich linii Ryanair. Chcą zarabiać więcej, więc rozpoczną strajk w kilku państwach: we Włoszech 25 czerwca, w Portugalii od 24 do 26 czerwca oraz w Hiszpanii, gdzie ich protest przebiegnie w dwóch turach: między 24 a 26 czerwca i od 30 czerwca do 2 lipca. Zamieszanie wokół Ryanaira może dotknąć także Polaków, ponieważ przewoźnik operuje m.in. z Wrocławia na półwysep Iberyjski oraz do Włoch. Nawet jeśli ktoś wybiera się w innym kierunku, także może napotkać problemy, ponieważ samoloty - podobnie jak pociągi czy autobusy - kursują w "obiegach". Przykładowo po lądowaniu w Niemczech zabierają nowych klientów do kolejnego kraju, niekoniecznie wracając tam, skąd przyleciały. - Czas przed wakacjami to moment, kiedy wszyscy chcą wymusić na pracodawcach podwyżki, dodatkowe dni wolne, urlopy - wyliczał w "Wydarzeniach" Polsatu ekspert branży lotniczej Eryk Kłopotowski. Przyznał, że "nie lubi uprawiać czarnowidztwa", ale Polacy planujący podniebną wyprawę "powinni codziennie sprawdzać sytuację" - czyli upewniać się, że ich lot na pewno nie wypadł z rozkładu. Odwołane loty także w Polsce? Znów głośno o sporze kontrolerzy-PAŻP Przez czarne chmury przebija się też brytyjski EasyJet. Te linie ogłosiły, że podczas wakacji "odchudzą" swoją siatkę, usuwając z niej wybrane połączenia. Z kolei lotnisko Londyn-Gatwick przekazało, iż nie przyjmie części planowych lotów, bo nie ma kto ich obsłużyć. Turbulencje koło angielskiej metropolii mogą zaburzyć letnie plany nawet 800 tysięcy osób. "Kolorowo" nie jest też w naszym kraju, bo wciąż tli się spór między kontrolerami lotów a Polską Agencją Żeglugi Powietrznej. Odpowiedzialni za bezpieczeństwo maszyn nie tylko startujących i lądujących na terytorium RP, ale i przelatujących nad nim, domagają się m.in. powrotu do dawnego, wyższego poziomu wynagrodzeń, jak i rezygnacji z jednoosobowych dyżurów. W poniedziałek Radio Zet podało, że negocjacje załamały się, a tym samym polskiej awiacji po 10 lipca - gdy kończy się tymczasowe porozumienie - grozi paraliż. Rozgłośnia powołała się na przedstawicieli kontrolerów. Tego samego dnia wieczorem obie strony uspokajały i zapewniały, iż rozmowy nadal się toczą, a strony dążą do porozumienia. To nie oznacza jednak końca niepewności. - Pojawiła się informacja, że mamy ogromne trudności (w negocjacjach z PAŻP - red.) i być może będziemy mieli kryzys. W zeszłym tygodniu Agencja oznajmiła co do kolejnych punktów (porozumienia), że nigdy się nie ziszczą i nie będzie szansy na ich realizację, chociaż były uzgodnione - tłumaczyła sytuację w Polsat News Anna Garwolińska, pełnomocniczka Związku Zawodowego Kontrolerów Ruchu Lotniczego. Z kolei Rusłana Krzemińska, rzeczniczka PAŻP, oznajmiła, że obecne spotkania "niczym nie różnią się od pozostałych". Zapowiedziała też dalszy dialog w pracownikami w nadchodzących dniach. Ekspert: Kontrolerzy lotów nie mogą przegiąć - Mam nadzieję, że nie zaczyna się brazylijski serial pt. "blisko od porozumienia, dalej od niego". To, co wczoraj zrobiono, rzucając, że "wakacji nie będzie"... Kontrolerzy nie powinni "robić sobie jaj" z pasażerów i nie brać ich za zakładników - ocenił w Polsat News Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR, nawiązując do innej wypowiedzi Anny Garwolińskiej. Jak przypomniał, w kwietniu, gdy konflikt na linii PAŻP-kontrolerzy przybrał najostrzejszą formę, większość opinii publicznej stanęła po stronie tych drugich. - Dobrze, aby nie przegiąć, bo sympatia się obróci - przestrzegł. Według Furgalskiego musimy też "przejmować się strajkami" poza Polską. - Wiele lotnisk ogranicza liczbę operacji możliwych do zrealizowania. W pandemii, gdy lotów nie było, nie przyjmowano do pracy, a część pracowników zwolniono. Teraz ruch zaczyna odbudowywać się szybciej, a wśród zatrudnionych w lotnictwie są braki. Opóźnienia samolotów mogą być najmniejszym zmartwieniem, bo największe porty będą odwoływać połączenia - powiedział. W jego ocenie sytuacja na europejskim niebie ustabilizuje się nie od razu, bo nawet za 12 miesięcy. Objaśnił, że pasażerowie z Polski najpewniej zetkną się najczęściej z opóźnieniami, ale niewykluczone są też kasacje lotów, gdyby na docelowym lotnisku nie byłoby osób mogących obsłużyć lądującą maszynę. O niedoborze pracowników mówi się chociażby za Odrą. Niemiecka Lufthansa dopuszcza odwoływanie rejsów, bo w RFN brakuje około 2-3 tysięcy pracowników.