Czy na stacjach brakuje paliwa? Docierają do nas sygnały, że taka sytuacja ma miejsce w różnych regionach Polski. Z informacją o "braku paliwa" spotkaliśmy się m.in. w Piasecznie, Warszawie i jednej z miejscowości na Podlasiu. "Brak paliwa" bierzemy w cudzysłów, bo w sieci nietrudno znaleźć instrukcję Orlenu do pracowników stacji, datowaną na początek września, którzy w przypadku niedoborów benzyny lub oleju napędowego mają informować o... awarii dystrybutora. Kartki z takimi właśnie napisami wiszą m.in. na stacji przy ul. Conrada w Warszawie. W piątek odwiedził ją Tomasz Krześniak, z zawodu adwokat. - Chciałem sprawdzić, czy na Orlenie faktycznie brakuje paliw, chociaż miałem u siebie jeszcze pół baku. Wjechałem na stację przy ul. Conrada w Warszawie, zawsze tankuję benzynę bezołowiową 95. Zerknąłem na dystrybutor i faktycznie, wisiała tam karteczka z informacją o awarii dystrybutora - opowiada. - Podobne kartki były wszędzie i dziwnym trafem dotyczyły tylko tego rodzaju paliwa. Kupiłem bezołowiową 98 i poszedłem zapłacić. Przy kasie zaśmiałem się, że akurat wszystkie dystrybutory z PB95 są popsute. Jak usłyszałem w odpowiedzi, wcale nie chodziło o awarię, a cysternę, która akurat nie dojechała. Pracownik powiedział to wprost - mówi Interii. Gdy pytamy go, co sądzi o obniżkach cen paliw, mówi: - Kiedy odstajemy cenami od Zachodu, wszyscy u nas kupują, kończy się brakami na stacjach. Jako adwokat obsługuję firmę, która zajmuje się hurtowym handlem paliwami. Od lat zaopatrują się na Orlenie. Już na początku września powiedzieli mi, że kiedy uda im się dziennie kupić pół cysterny paliwa, to jest dobrze. Powodem są braki u dostawcy. Zarówno w kontekście diesla jak i benzyny - słyszymy. Tajemnicza instrukcja Zdjęcie instrukcji dotyczącej "awarii dystrybutora", czyli postępowania pracowników stacji Orlen w przypadku braku paliwa, rozchodzi się w sieci. W mediach społecznościowych publikowała je m.in. Platforma Obywatelska. Jak dowiedziała się stacja Polsat News, taka instrukcja rzeczywiście została wydana, ale na początku września. "Załączony mail pochodzi z początku września i wynikał wyłącznie z rekordowego popytu, który obserwowaliśmy w związku z końcem letniej promocji. W tym czasie na niektórych stacjach wystąpił przejściowy (do 2-3 godzin) brak wybranych rodzajów paliw. W odpowiedzi na to firma wzmocniła logistykę, co pozwoliło szybko unormować sytuację. Obecnie dostawy paliw na stacje ORLEN są realizowane na bieżąco. Firma zapewnia stabilność podaży i dysponuje odpowiednią ilością paliw, aby zaspokoić potrzeby swoich klientów" - czytamy w odpowiedzi spółki. Jednak faktem jest, że stacja benzynowa przy ul. Conrada w Warszawie nie jest wyjątkiem. W Piasecznie paliwa nie było w czwartek wieczorem. Brakowało benzyny bezołowiowej 95 i oleju napędowego. Na pylonie wyłączono podświetlenie. Na Podlasiu doszło natomiast do nietypowej sytuacji. Na jednej ze stacji zabrakło oleju napędowego, a zatankować nie mógł m.in. kierowca karetki pogotowia. By napełnić bak, musiał jechać do oddalonej o 16 km miejscowości. Co dzieje się na stacjach benzynowych? Odwiedziliśmy sześć stacji benzynowych w Warszawie, Krakowie i pod Krakowem, żeby zweryfikować sytuację. Chcieliśmy sprawdzić, czy ludzi rzeczywiście ogarnęła paliwowa gorączka, bo tak taniej benzyny i oleju napędowego nie było w Polsce przynajmniej od początku agresji Rosji na Ukrainę. - Od tygodnia każdy tankuje do pełna. Ludzie nie kupują na zapas, ale kto wie, co będzie bliżej wyborów. To dziwne, że w trzy tygodnie cena spadła o 70 groszy. Przyjeżdżają też rolnicy i biorą po 300-400 litrów - mówi nam pracownik jednej z odwiedzanych przez nas stacji paliw. Rozmawiamy z ludźmi. Niektórzy stoją w długich kolejkach do dystrybutorów, szczególnie na stacjach, gdzie paliwo jest wyraźnie tańsze. Rzadko można spotkać kogoś, kto wyciąga z bagażnika kanister. Jeden z takich klientów, do których podeszliśmy, uśmiechnął się i skwitował, że to do kosiarki. - Paliwo kupuję jak zawsze. Wiadomo, że obniżają ceny tylko na wybory, ale co zrobić. Dziwi mnie tylko, że wszystkie stacje to robią - dodaje. Pod jedną ze stacji w Krakowie podjeżdża laweta, której kierowca mówi nam: - Biorę 150 litrów, tyle mi się w moim "czołgu" mieści. Zawsze tankuję do pełna. Wziąłbym więcej, ale jest koniec miesiąca i nie mam pieniędzy. Jak się w październiku ceny utrzymają, to wezmę - zapewnia. Tadeusz Łojewski, taksówkarz z Warszawy, przekonuje, że jest zaskoczony ceną. - Ale to nie wróży dobrze na przyszłość - dodaje. - Tankowanie boli mniej. Niby się człowiek cieszy, że jest taniej, ale to wszystko na krótką metę. Nie zauważyłem, żeby ludzie tankowali na zapas. Kiedy rozmawiam z kolegami, wszyscy biorą benzynę według własnych potrzeb. Do zbiornika, a nie żadnych kanistrów - zaznacza. Na dużej stacji w stolicy Małopolski jeden z klientów kręci głową. - Tankuję do pełna, bo dobra cena. Na wybory zrobili. A jak po wyborach nam dowalą, to się nie pozbieramy. Na zapas nie biorę, bo co, w bloku będę to trzymał? W tej Polsce ceny skaczą, wariują, nic nie można zaplanować. Oduczyłem się planowania i żyję tym, co jest - rozkłada ręce. O "przekupstwie wyborczym" słyszymy też w Warszawie. - Tankuję PB95, średnio pokonuję 200 km dziennie. Oczywiście, jestem zaskoczony ceną i chętnie kupuję tańsze paliwo. Tylko to zwykłe przekupstwo przed wyborami. Jestem przekonany, że po 15 października ceny pójdą w górę, bo nie ma to żadnego sensu ekonomicznego. Niemcy zawsze przyjeżdżali do nas, podobnie jak inne nacje, jeśli tylko benzyna była tańsza. Osobiście nie tankuję na zapas. Miałoby to sens, gdybym kupił cysternę - żartuje Krzysztof Matracki. Inny z naszych stołecznych rozmówców, Konrad, nieufnie podchodzi do wszelkich "promocji", ale chętnie z nich korzysta. - Ceny są niskie, ale co z tego, skoro po wyborach wrócą do wcześniejszego poziomu? Jakoś nie łaszę się na promocje, chociaż w wakacje, kiedy można było wziąć 50 litrów, lałem po korek. Jestem przekonany, że to chwyt przedwyborczy. To niemożliwe, że na dwa tygodnie przed wyborami tak po prostu obniżają ceny paliw - mówi. Szare odcienie paliwowej gorączki Pracownik jednej z małych podkrakowskich stacji zwraca uwagę Interii na inny problem - odwracanie się klientów od tankszteli. Stacja, na której pracuje, nie może kupić (a później też sprzedać) paliwa w konkurencyjnej cenie. W efekcie działa metoda wolnego rynku - jej stali klienci wybierają te stacje, gdzie jest najtaniej. - Chcą zrobić w Polsce CPN-bis, żeby wszystko było państwowe. Dlaczego? Nie możemy od Orlenu kupić ropy po takiej cenie, jaką oni mają, więc sprzedajemy ludziom 30 gr drożej. I tracimy klientów. To firmy transportowe, przewozowe, budowlane, które kupują dużo ropy do maszyn. Jeden z budowlańców, który kupował u nas przez lata przyjechał i nas przeprosił, że pójdzie do konkurencji, bo mają taniej - rozkłada ręce nasz rozmówca, który chce pozostać anonimowy. Czy firmy transportowe czy budowlane rzeczywiście mają dziś niebywałą okazję, by zaoszczędzić na tanim paliwie? Do kupowania oleju napędowego na zapas zachęcał m.in. były premier Waldemar Pawlak, który był "Gościem Wydarzeń". Rozmawiamy też z właścicielem dużej firmy spedycyjnej z Wrocławia, który pod swoją opieką ma flotę kilkudziesięciu pojazdów. Nie chce mieć problemów z kontrahentami, więc prosi o anonimowość. - W mojej branży korzystamy przede wszystkim z diesla. Dla nas nieistotne są ceny ze słupków przy stacjach benzynowych tylko te hurtowe. Przed ostatnimi wyborami stawki na słupku bywały niższe niż w hurcie, co było absurdalne. Żeby większe firmy skorzystały, kierowcy musieli płacić gotówką. Dzisiaj nie ma takiej sytuacji. Cena hurtowa jest totalnie dumpingowa w stosunku do Zachodu. Wcześniej byliśmy w trzech, czterech, pięciu, najtańszych krajach. Obecnie, jako Polska, nie mamy konkurencji - mówi nam przedsiębiorca. - Obserwujemy sytuację, której nie pamiętam od 15 lat. Ceny hurtowe są niskie, ale nie dla wszystkich. Słyszy się, że jeśli ktoś zamawia cysterny jako duża firma, nie ma rabatu. Takie dostawy są realizowane w cenach gorszych niż na słupku. My, przy kupnie paliwa i kart flotowych, nie jesteśmy uzależnieni od jednego dostawcy, więc krótkofalowo korzystamy. Tylko oddamy to z nawiązką. Mogą się pojawić problemy w ogóle z dostępnością paliw, a wtedy nigdzie nie pojedziemy. Proszę zwrócić uwagę, że jedna osobówka naleje do baku 50 litrów diesla, a zagraniczny TIR przejeżdżający przez Polskę, wiedząc, że jest taniej, zatankuje 500, 1000 albo 1300 litrów - wzrusza ramionami rozmówca Interii. Jakub Szczepański, Łukasz Szpyrka ----- Czytaj także: Wybory 2023. Waloryzacja emerytur. Obietnica Koalicji Obywatelskiej Lista wszystkich komitetów. Kto startuje w wyborach? Metoda D'Hondta. Jak przeliczane są głosy w wyborach? Wybory 2023. Wyniki exit poll - co to jest i co oznacza?