Na finiszu kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego kandydaci PiS nie kryją już i zmęczenia, i frustracji, jaką czują po tych kilku intensywnych tygodniach.Mówią, że emocje, które targają partią są ogromne i możliwe, że wzajemne animozje, dziś chowane pod dywanem, wybuchną wkrótce po wyborach. I to bez względu na ich wynik. Co powoduje takie, a nie inne nastroje przynajmniej u części polityków w partii? Wybory do Parlamentu Europejskiego 2024 i "listy śmierci PiS" Posłowie, z którymi rozmawiamy są źli na całe kierownictwo partii, które najpierw wymyśliło "listy śmierci", a później rzucało kandydatom kłody pod nogi. Przypomnijmy pomysł kierownictwa PiS na wybory europejskie 2024 był taki, by skonstruować silne listy, złożone z rozpoznawalnych, zwłaszcza w swoich okręgach, nazwisk. Chodziło o to, by każdy z kandydatów "wykręcił" jak najlepszy wynik, który przełożyłby się na wynik całej partii. Dlatego nakaz startu w wyborach dostali najbardziej popularni posłowie. Możliwości odmowy nie przewidziano. Jednocześnie jednak partia niespecjalnie chciała finansować ich kampanie, tłumacząc się brakiem finansów w partyjnej kasie. To już na starcie budziło napięcia. Kandydaci bez szans na mandat, kandydujący z dalszych miejsc, nie widzieli sensu, by inwestować własne oszczędności w banery czy ulotki. Z kolei, jak informowała Wirtualna Polska, obecni europosłowie, którzy ponownie kandydowali w wyborach, musieli wpłacić po 100 tysięcy złotych na kampanię "centralną" w ramach komitetu wyborczego PiS. Politycy, którzy zdecydowali się powalczyć w tej kampanii mimo zajmowania dalszych miejsc mają zaś żal do kierownictwa partii, że na żadnym etapie nie wsparło ich starań. - Prezes szedł swoim starym kluczem i popierał kolegów z dawnych lat, a reszta kierowała się podziałami frakcyjnymi. Mateusz popierał swoich, Beata z Jackiem Sasinem swoich przeciwko tamtym. A my zostaliśmy ze swoimi kampaniami sami - mówi nam jeden z posłów. Inny dodaje, że zdenerwowały go mocno słowa prezesa partii wypowiedziane podczas konwencji w Chełmie w czwartek, gdzie prezes mówił o głosowaniu na jedynki i dwójki zamiast apelować do wyborców o głosowanie na tych kandydatów, którzy im po prostu najbardziej odpowiadają i podkreślać, że wybór jest duży. - Najpierw każe nam się startować, inwestować, drukować ulotki, a potem zostawia na lodzie i jeszcze wskazuje ludziom, by nie sugerowali się rozmachem kampanii, liczbą banerów, tylko zagłosowali na jedynkę lub dwójkę i kropka. Zrobił to celowo. Ależ to ludzi wkurzyło - relacjonuje nam nasz rozmówca. Choć w Chełmie Jarosław Kaczyński mówił o głosowaniu na jedynki i dwójki, to w trakcie kampanii nie było to wcale takie oczywiste. Wręcz przeciwnie, prezes PiS robił wiele, by pokazać, że na niektórych liderów list nie warto głosować. Przynajmniej tak były odbierane jego ostentacyjne apele o głosowanie np. na Karola Karskiego na Podlasiu. W tym okręgu PiS może liczyć tylko na jeden mandat. Karski startuje z drugiego miejsca, a liderem listy jest Maciej Wąsik. - Jest tu obok mnie Karol Karski, który zawsze jest z nami. To bardzo ważne, żeby nadał był w Parlamencie Europejskim, żeby jego kwalifikacje, jego wola, jego zdecydowanie, jego psychiczna siła funkcjonowały tam. By tworzył wraz z innymi naszymi europosłami tę pierwszą linię naszej drużyny, która ma tam walczyć. Proszę o głos na pana profesora Karola Karskiego - apelował Jarosław Kaczyński podczas wizyty w Nidzicy. - To stary towarzysz broni i gwarant, że Prawo i Sprawiedliwość będzie trwać - dodawał. Karski chwali się w mediach społecznościowych także poparciem Beaty Szydło i Jacka Sasina. Mateusz Morawiecki w tym samym okręgu wspierał z kolei Adama Andruszkiewicza, kandydującego z trzeciego miejsca. Nie zmienia to jednak faktu, że Wąsik ma duże szanse, by mandat mimo wszystko uzyskać. - Zrobił w okręgu intensywną kampanię, był widoczny i był całkiem dobrze odbierany przez wyborców PiS - opowiada Interii jeden z podlaskich samorządowców. Napięcia na listach PiS w wyborach do Parlamentu Europejskiego 2024 Podobna historia miała miejsce w Wielkopolsce, gdzie prezes PiS poparł Ryszarda Czarneckiego, choć liderem listy jest tu prezydencki minister Wojciech Kolarski. To ewidentny prztyczek pod adresem prezydenta. - Prezes dotrzymał umowy i dał jedną jedynkę współpracownikowi prezydenta, ale jednocześnie robi wszystko, by utrudnić mu zdobycie mandatu i utrzeć nosa głowie państwa - opisuje nam sytuację jeden z posłów. Dodaje, że z rozgrywki w Wielkopolsce zrobiła się rozgrywka między Nowogrodzką a Pałacem Prezydenckim, a im mocniej Jarosław Kaczyński wspierał Czarneckiego, tym mocniej Andrzej Duda angażował się w kampanię Kolarskiego. - Bardzo się cieszę, że mam poparcie pani premier. Wcześniej poparli mnie także pan prezes Jarosław Kaczyński i pan minister Błaszczak. Mam także poparcie regionalnych posłów - chwalił się kilka dni temu w rozmowie z Interią europoseł PiS. Prezydent miał się także mocno zdenerwować na Beatę Szydło, która zdecydowała się poprzeć Ryszarda Czarneckiego. Uznał to za wycelowany w siebie atak. Beata Szydło, która jest twarzą kampanii PiS do europarlamentu naraziła się także Pałacowi Prezydenckiemu swoim poparciem dla Jacka Kurskiego.- Obrzydliwe - tak skomentował to szef gabinetu prezydenta Marcin Mastalerek. Była premier odpowiedziała, że "Marcin Mastalerek nie będzie jej dyktować, kogo ma popierać". Start Jacka Kurskiego w wyborach do europarlamentu dzieli PiS Start Kurskiego cały czas budzi duże emocje w partii, dlatego jego przeciwnicy robią wiele, by pokrzyżować mu szyki. Stąd na przykład zaangażowanie Mateusza Morawieckiego w kampanię Marii Koc, która startuje z trzeciego miejsca na liście na Mazowszu (tu, gdzie liderem jest Adam Bielan, a dwójką Jacek Kurski). W tym okręgu PiS liczy na dwa mandaty. - To jedna z silniejszych list, więc Kurski raczej ten mandat weźmie. Chodzi o to, że głosy rozłożą się na wielu bardzo silnych kandydatów, a nie pójdą w całości np. na Marię Koc, a oprócz niej jest jeszcze Jacek Ozdoba, Daniel Milewski, Radek Fogiel - mówi nam jeden z członków sztabu PiS. Są jednak w PiS politycy, którzy mówią, że to klasyczna gra prezesa w stylu "dziel i rządź". - Chodzi o to, żeby z jednej strony nikt nie czuł się zbyt pewnie, a z drugiej, by pogłaskać tych, którzy poczuli się dotknięci tym, że nie dostali jedynek - słyszymy. Wybory do PE - kto ma większe szanse na zwycięstwo? Mimo wewnętrznych napięć kierownictwo PiS całość kampanii ocenia dobrze. Do czwartku Nowogrodzka była przekonana, że będzie remis ze wskazaniem na Koalicję Obywatelską, bo taka jest struktura wyborców w wyborach do PE - głosuje w nich więcej mieszkańców miast niż wsi. Poza tym przez dużą część kampanii PiS pozostawał w defensywie ze względu na dominację tematów, związanych z nieprawidłowościami w Funduszu Sprawiedliwości. Jednak sytuacja na granicy - medialne doniesienia o zatrzymaniu żołnierzy za to, że strzelali w obronie granicy, a później jeszcze informacja o śmierci żołnierza, ranionego przez migranta - mogą mocno namieszać. Partyjni sztabowcy nadal co prawda mówią o prawdopodobnym remisie, ale teraz już ze wskazaniem na PiS. - To byłby nasz sukces - przyznaje nasz rozmówca. A co jeśli PiS przegra te wybory? Zdania są tu skrajnie podzielone. Część naszych rozmówców twierdzi, że uruchomi to chęć rozliczeń i wszystkie wzajemne pretensje, skrywane przez wzgląd na kolejne kampanie, wyjdą na światło dzienne. Inni z kolei przekonują, że jedność partii jest niezagrożona, a najbliższą okazją do jakichś większych wewnętrznych tąpnięć będzie kwestia wyboru kandydata na prezydenta. - Ale to dopiero jesienią - prognozuje nasz rozmówca. Kamila Baranowska ----- Zobacz raport specjalny: Wybory europejskie 2024