Kamila Baranowska, Interia: Po co panu ten europarlament? Wojciech Kolarski, minister w Kancelarii Prezydenta, kandydat w wyborach do PE z listy PiS w Wielkopolsce: - To prezydent w pewnym momencie powiedział mi: "Masz doświadczenie, masz kompetencje i jesteś potrzebny w Parlamencie Europejskim po to, żeby polskie sprawy prowadzić". Traktuję ten start jako kolejne zadanie, które staje przede mną na mojej drodze politycznej. Może prezydent przekonywał, bo w przyszłym roku kończy mu się kadencja, a więc i pana praca w Kancelarii Prezydenta? - Myślę, że przekonywał, bo wie, że jeśli zostanę wybrany, to będę bardzo dobrym posłem do PE, który pracuje na rzecz Polski. Tak jakpracuję teraz w kampanii wyborczej, gdy jeżdżę od rana do wieczora, spotykam się z Wielkopolanami, rozmawiam z nimi, jestem na na targach, spotkaniach w OSP, rozmawiam z samorządowcami, proboszczami, kołami gospodyń wiejskich, studentami, to tak samo ciężko będę pracował, kiedy zostanę wybrany. Co jest dziś najważniejsze do załatwienia z punktu widzenia Polski w Parlamencie Europejskim? - Wybory 9 czerwca będą miały wpływ na kierunek, w którym będzie zmierzać Unia Europejska. Dziś w Unii zaczyna dominować trend, polegający na centralizacji, koncentracji władzy w instytucjach unijnych, czego wyrazem jest próba zmiany traktatów i likwidacji bezpiecznika, jakim jest prawo weta, co dla krajów takich jak Polska jest niezwykle ważne. Jeśli dopuścimy do sytuacji, w której to koalicja największych, czyli Berlina i Paryża z kilkoma mniejszymi krajami będzie o wszystkich decydować bez prawa sprzeciwu pozostałych państw członkowskich, to będzie to bardzo niebezpieczne, bo de facto osłabi to Unię. Powinniśmy wtedy pomyśleć o polexicie? To częsty zarzut kierowany pod adresem PiS, że pod płaszczykiem reformowania Unii czai się pomysł wyjścia z Unii. - Unia Europejska jest wielkim sukcesem, a obecność w Unii Europejskiej jest wielkim sukcesem Polek i Polaków, nas wszystkich. Natomiast Unia Europejska ewoluuje i musimy pilnować tego, byśmy mieli wpływ na to, w jakim kierunku zmierza. Po to także tam idę, by pilnować respektowania tego, na co się jako Polska umówiliśmy z Brukselą, gdy wstępowaliśmy do Unii. Chcę, by Polska była silnym krajem w ramach Unii Europejskiej. Takim, który będzie skutecznie się sprzeciwiał obecnym rozwiązaniom Zielonego Ładu, który uderza w polskie rolnictwo. PiS próbował budować swój przekaz w tej kampanii także wokół paktu migracyjnego. W pana kampanii ten temat się pojawiał? - Tak, właśnie dlatego, że ta najbliższa kadencja PE będzie czasem walki o to, żeby przepisy paktu migracyjnego, które dla Polski są skrajnie niekorzystne ze względu na to, że wymuszają na nas przyjmowanie migrantów nie obowiązywały w obecnym kształcie. Pakt wejdzie w życie w 2026 roku, więc jest jeszcze czas, by zawalczyć o zmianę niekorzystnych zapisów. Bo to, że Polacy są solidarni z uchodźcami wojennymi pokazaliśmy w ostatnich latach, przyjmując uciekających przed wojną ludzi z Ukrainy. My nie musimy nikomu nic udowadniać. A wymóg, by płacić za nieprzyjmowanie migrantów jest dla Polski obraźliwy dlatego, że gdy potrzebowaliśmy solidarności ze strony Brukseli przy napływie uchodźców wojennych z Ukrainy, to Unia niespecjalnie rwała się do pomocy. Jak pan ocenia samą kampanię? Bo wiele jest głosów, że była prawie niewidoczna i mało emocjonująca. - Kiedy patrzę na moją kampanię w Wielkopolsce to mam przeciwne wrażenie. Była bardzo widoczna, intensywna i pełna emocji. Nie zmarnowałem tego czasu. Zjeździłem Wielkopolskę wzdłuż i wszerz, od rana do wieczora spotykając się z mieszkańcami. Byłem we wszystkich 31 powiatach, w czterech miastach na prawach powiatu, wszędzie zabiegając o zaufanie i prosząc o głos 9 czerwca. Natomiast co do zasady, to rzeczywiście wybory do Parlamentu Europejskiego w zestawieniu z innymi wyborami budzą pewnie mniejsze emocje i mniejsze zainteresowanie, co zresztą przekłada się na frekwencję, która w tych wyborach jest zwykle niższa. Spodziewa się pan niskiej frekwencji? - Widać już pewne zmęczenie kampaniami wyborczymi i wyborami po tym długim cyklu wyborczym, który za nami. Chciałbym, żeby frekwencja była wysoka, ale nie będę zaskoczony jeśli okaże się, że będzie niższa niż w ostatnich wyborach. Czy ostatnie wydarzenia na granicy polsko-białoruskiej: śmierć jednego z żołnierzy, zatrzymanie dwóch innych za oddanie strzałów będą miały wpływ na wybory, na frekwencję? - To co się stało na granicy jest absolutnym skandalem. Zatrzymywanie żołnierzy za to, że oddali strzały w obronie własnej i w obronie polskich granicy, wyprowadzanie ich w kajdankach budzi mój ogromny sprzeciw. Obrońcy polskich granic, żołnierze muszą mieć poczucie wsparcia ze strony państwa i jestem tutaj jednoznaczny. Wyrażam pełną solidarność z żołnierzami. Jakie szanse ma dziś PiS, by wygrać nadchodzące wybory? Bo choć pan i inni kandydaci mówicie o Zielonym Ładzie, o pakcie migracyjnym, to lwią część tej kampanii zdominował temat nieprawidłowości związanych z Funduszem Sprawiedliwości. - Temat Funduszu został wywołany na dwa tygodnie przed wyborami właśnie po to, by odniósł taki, a nie inny skutek, czyli zaszkodził PiS w kampanii. Nie mam co do tego wątpliwości. I nie jestem przekonany, czy te wszystkie formułowane dziś zarzuty ostatecznie się potwierdzą, gdy już kurz kampanijny opadnie. Patrząc z perspektywy czasu na te wszystkie zapowiadane afery, komisje śledcze itd. które okazywały się propagandą i kreacją polityczną, to mam co do tego wątpliwości. - Oczywiście, jeśli zostanie udowodnione ponad wszelką wątpliwość, że doszło do złamania prawa, to winni muszą ponieść odpowiedzialność. To oczywiste. Tak samo oczywiste jak to, że podniesienie tego tematu w kampanii i to przez takie osoby jak pan mecenas Giertych to element politycznej rozgrywki. Ale czy ostatecznie będzie to miało wpływ na mobilizację wyborców i na wynik? - Każde wydarzenie w kampanii może mieć wpływ na wynik, bo do końca nie wiemy, jak reagują na poszczególne tematy konkretne grupy wyborców, jednak uważam, że PiS jak każde ugrupowanie startuje w przekonaniu, że zwycięży. I jako lider listy PiS w Wielkopolsce też w to wierzę. No właśnie, jest pan liderem listy, ale bardzo osamotnionym w tej kampanii. Najważniejsi politycy PiS, w tym Jarosław Kaczyński, Beata Szydło czy ostatnio Jacek Sasin poparli pana konkurenta z listy Ryszarda Czarneckiego, który startuje z drugiej pozycji. O co tu chodzi? - Po pierwsze, zostałem liderem listy PiS w Wielkopolsce decyzją prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Bez jego zgody nie byłoby to przecież możliwe. Po drugie, mam wsparcie prezydenta Andrzeja Dudy i to jest dla mnie ogromny zaszczyt i wielkie zobowiązanie. Czuję też ogromne wsparcie lokalnych działaczy, posłów i szerzej sympatyków prawicy z Wielkopolski, którzy przychodzą na spotkania, organizują mi te spotkania, zajmują się dystrybucją materiałów wyborczych, wywieszają banery. To jest ogrom pracy, której nie dałbym rady robić w pojedynkę. Prezydent Andrzej Duda jest krytykowany za to mocne zaangażowanie w pana kampanię. "Gazeta Wyborcza" wyliczyła, że nawet podczas ostatniej kampanii prezydenckiej nie odwiedził tylu miejsc w Wielkopolsce, co teraz. - Jestem ogromnie wdzięczy prezydentowi za to wsparcie. Dodam jednak, że równie dużego zainteresowania nie wzbudza fakt, że jeden z kandydatów w Wielkopolsce otrzymał np. poparcie Prokuratora Generalnego, który razem z nim rozdawał ulotki. W Poznaniu można też spotkać plakaty jednej z kandydatem, która chwali się wsparciem marszałka Sejmu. Jest pan cały czas ministrem w Kancelarii Prezydenta. Na czas kampanii wziął pan urlop? - Oczywiście, że tak. Cała moja kampania ma miejsce w czasie mojego urlopu i w tym momencie nie korzystam z kancelaryjnego sprzętu, samochodu, telefonu, budżetu itd. Bardzo tego pilnuję, to dla mnie zupełnie jasne. Jak często słyszał pan podczas rozmów z mieszkańcami Wielkopolski ten słynny zarzut o bycie "spadochroniarzem"? Bo wszyscy wiedzą, że nie jest pan stąd. - Zdarzały się czasem sytuacje, gdy byłem proszony o to, by wytłumaczyć, jak to się stało, że startuję akurat z Wielkopolski. Jednak nie jakoś specjalnie często. I co pan odpowiadał? - Odpowiadałem, że uczciwość jest niezbędna tak w życiu osobistym, jak i publicznym bez względu na to, skąd się jest i gdzie się startuje. A Wielkopolanie cenią sobie konkret i skuteczność, patrzą na kandydatów raczej pod kątem tego, który z nich będzie skutecznie reprezentował interes Polski, ich interes. I ja za każdym razem zapewniam, że potrafię to zrobić i zrobię. PiS może liczyć w Wielkopolsce na jeden mandat. Bierze pan pod uwagę scenariusz, że ten mandat jednak nie przypadnie panu? Co wtedy? - Ja z natury jestem człowiekiem bardzo spokojnym. Oddaję się osądowi wyborców i liczę na ich pozytywną ocenę. Patrząc na całą moją kampanię, na pracę, którą wykonałem, na reakcje Wielkopolan, na wszystkie cenne rozmowy i spotkania, jestem dobrej myśli. - rozmawiała Kamila Baranowska --- Zobacz raport specjalny: Wybory do Parlamentu Europejskiego 2024