Generał nie zostawia suchej nitki na Trumpie. "Jak internetowy influencer"
- Jak to ma wyglądać? Stany Zjednoczone wynegocjują zgniły pokój, a Europa ma go pilnować? Samo w sobie jest to kuriozalne - mówi Interii gen. Roman Polko, pytany o negocjacje pokojowe z Rosją, które mają być prowadzone bez europejskich przywódców. - Donald Trump zachowuje się trochę jak internetowy influencer - uważa.

Jak stwierdził gen. Keith Kellogg, specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy i Rosji, w negocjacjach pokojowych między obydwiema stronami wezmą udział tylko Amerykanie. Oficjalna przyczyna to chęć uniknięcia sytuacji znanej z tzw. porozumień mińskich. Wówczas w rozmowach brali udział również przedstawiciele Niemiec i Francji.
- Mieliśmy wielu ludzi przy stole, którzy tak naprawdę nie mieli zdolności wyegzekwowania pewnego rodzaju pokoju - uważa Keith Kellog. - Jestem tu, by oczywiście zebrać wkład Europejczyków, ale kiedy będziemy siedzieć przy stole, to naprawdę będzie dwóch protagonistów (...) i pośrednik - dodał.
Wojna w Ukrainie. Gen. Polko o słowach Keitha Kellogga
Próba wykluczenia Starego Kontynentu z procesu negocjacyjnego podziałała na europejskich polityków jak płachta na byka. Ale nie tylko na nich, bo wojskowi też kręcą głowami.
- Jak to ma wyglądać? Stany Zjednoczone wynegocjują zgniły pokój, a Europa ma go pilnować? Samo w sobie jest to kuriozalne. Takie rozwiązanie to jakiś rodzaj ataku na Stary Kontynent - ocenia w rozmowie z Interią gen. Roman Polko, były szef GROM.
- Tym bardziej, że Wołodymyr Zełenski wyraźnie chce, żeby Europa uczestniczyła w tych rozmowach, ma aspiracje dołączenia do Unii Europejskiej - dodaje.
Gen. Roman Polko: Trump jak internetowy influencer
W opinii polskiego generała podobne zapowiedzi, jak ta Keitha Kelloga, osłabiają mandat Stanów Zjednoczonych. - Zupełnie inaczej prowadzi się negocjacje, kiedy wszystko jest uzgodnione, stanowisko jest reprezentatywne dla całego Zachodu. Władimir Putin już się cieszy, będzie jeszcze bardziej zadowolony, jeśli uda mu się podzielić sojuszników - zauważa Polko.
Zdaniem rozmówcy Interii, sama obecność wojsk na Ukrainie nie wystarczy, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo. Za przykład podaje Koreę Południową, której granic, przez pierwsze dwie dekady od zamrożenia konfliktu z północą, strzegło ponad 60 tys. żołnierzy. A chodzi o pas długości około 300 km.
- Donald Trump zachowuje się jak internetowy influencer. Ochrona 3 tys. km wymagałaby zaangażowania jeszcze większej liczby wojska (niż w Korei - red.). Bez znaczenia będzie liczba żołnierzy, a ich reprezentatywność - uważa były szef GROM. - Jeśli pojawią się wojska amerykańskie, europejskie, uderzenie w nie oznaczałoby atak na Stany Zjednoczone i struktury NATO - dodaje.
Wojna w Ukrainie. Polskie wojska w strefie buforowej?
Jak przekazał Interii generał, polscy politycy nie powinni wykluczać obecności naszych wojsk w strefie buforowej, która miałaby być gwarancją bezpieczeństwa dla Ukrainy.
- To czysty populizm. Nie po to narażaliśmy własne życie w Iraku, Afganistanie, daleko poza granicami - tłumaczy. - Mówiono nam, że dbamy tam o bezpieczeństwo, żeby oddalić konflikt. A kiedy coś się dzieje w pobliżu naszych granic, mamy chować głowę w piasek i mówić, że nie mamy z tym nic wspólnego? - zastanawia się.
Zobacz również:
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!