Wszyscy chcą debat. I bardzo możliwe, że ich nie będzie

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Lubię to
like
Hahaha
haha
46
Udostępnij

Pojawiły się wezwania do prezydenckich debat. I niby wszyscy się na nie zgadzają. A ja nie bardzo wierzę, że do nich dojdzie, zwłaszcza przed pierwszą turą. Będę zdziwiony, jeśli się pomylę.

Kampania prezydencka nabiera rumieńców
Kampania prezydencka nabiera rumieńcówStanislaw Bielski/REPORTERReporter

Po raz pierwszy postawiony został w obecnej kampanii prezydenckiej problem debaty. Równocześnie Karol Nawrocki i Sławomir Mentzen wezwali do niej Rafała Trzaskowskiego. Każdy z nich chce dyskutować tylko z prymusem sondaży, prezydentem Warszawy, zarazem zastępcą Donalda Tuska w Platformie Obywatelskiej.

Obie propozycje pojawiły się niejako przy okazji. Nawrocki wykorzystał do tego swój pobyt w Końskich. W kampanii roku 2020 Trzaskowski nie pojechał do tej miejscowości, aby wziąć udział w debacie organizowanej przez telewizję publiczną Jacka Kurskiego. Potem pojawiały się głosy, że to był błąd, który kosztował go zwycięstwo.

Kto stchórzy i dlaczego?

Prezes IPN zgłoszony z poparciem PiS pytał wobec tego, czy Trzaskowski tym razem stchórzy, czy też "będzie mężczyzną". A może okaże się "chłopcem w legginsach".

Nawrocki określił wąsko temat debaty: bezpieczeństwo. Ale to oczywiste, że gdyby do spotkania doszło, rozmawiano by o wszystkim.

Z kolei Sławomir Mentzen z Konfederacji zgłosił taką propozycję przy okazji ponad dwugodzinnej rozmowy z Krzysztofem Stanowskim w internetowym Kanale Zero. Stanowski niby sam jest kandydatem, ale właśnie zaczął prowadzić spokojne, niekonfrontacyjne i zdumiewająco długie jak na standard obecnych mediów rozmowy ze swoimi konkurentami. Mentzen, skądinąd wyraźnie mu bliski wieloma poglądami, był pierwszy.

Spytany, dlaczego nie chce udzielać wywiadu TVN-owi, najpierw wskazał na skrajną stronniczość tej stacji. Ale potem wymyślił, że okazją do pójścia na Wiertniczą byłaby konfrontacja z Trzaskowskim. Gotów byłby wtedy znieść nawet prowadzenie Moniki Olejnik.

I tu rzecz najciekawsza: reakcja Trzaskowskiego. Powiedział, że jego konkurenci "wreszcie chcą debatować", więc tak jakby się zgodził. Szefowa jego sztabu Wioletta Paprocka przypomniała, że już w styczniu trzy stacje: TVN, Polsat i TVP Info zaoferowały organizację takiej debaty. Czyżby miało do niej dojść już przed pierwszą turą?

Byłbym szczerze zdziwiony, gdyby tak się stało. Bo diabeł tkwi w szczegółach, a jak na razie nie zostały one przedstawione. Już wiadomo, że Nawrocki nie chce bić się z Mentzenem, a Mentzen z Nawrockim.

Każdy z nich traktuje tego drugiego jako gospodarza zasobu prawicowych wyborców, o które warto by się ubiegać w drugiej turze. Mówi się nawet o nieoficjalnym pakcie o nieagresji między sztabami, co świadczyłoby o przypływie zdrowego rozsądku, zwłaszcza u tradycyjnie skłonnej do zaczepiania silniejszego rywala na prawicy Konfederacji.

W tej sytuacji Trzaskowski, godząc się na partykularne starcia z najsilniejszymi konkurentami, pomagałby im występować w roli alternatywy wobec tego, co jest. Wobec tego, co jest nazywane koalicją 15 października lub 13 grudnia. Oni budowaliby się jako potraktowani poważnie przez lidera sondaży.

On zaś wystawiłby się na sztychy, pytania o własne niekonsekwencje, bo przecież podczas niewiarygodnie długiej kampanii zmieniał zdanie, występował w roli krytyka Unii Europejskiej, sceptycznego recenzenta Zielonego Ładu czy niektórych ideologicznych posunięć rządu Tuska.

Choć ostatnio jakby wrócił na bardziej progresywne pozycje. Takie zygzaki stają się bardziej czytelne i bardziej śmieszne, kiedy wypomni je rywal w bezpośredniej konfrontacji.

Czego boi się prawica?

Jest skądinąd kwestią otwartą, czy taka debata opłacałaby się Nawrockiemu i Mentzenowi. Ten pierwszy jest zapewne niewytrenowany w takich bezpośrednich starciach. Opisuje się go jako zbyt drętwego, nieporywającego. Ale oglądają go głównie jego zwolennicy, bo jego spotkania z wyborcami relacjonują jedynie prawicowe telewizje. Inne media oferują jedynie migawki. Na debatę patrzyliby wszyscy. Podejrzewam, że Nawrocki, domagając się debaty, ma powody, aby modlić się o jej brak. Jeśli jest choć trochę samokrytyczny.

W jakiejś mierze dotyczy to także Mentzena. Jest niby swobodniejszy w wymianach zdań, ale przyjazny, leniwy dialog ze Stanowskim nie jest żadną weryfikacją. Pod wpływem pytań o fakty, o dane, polityk będący wciąż nowicjuszem, zamożnym amatorem, łatwo się zawiesza i pokrywa zagubienie obrazą albo zamknięciem się w sobie.

Dziś do pewnego stopnia dyktuje programowe warunki tej kampanii. Nawrocki nagina się do jego wolnorynkowego języka, pomija socjalne osiągnięcia PiS, a kładzie nacisk na wolność gospodarczą i niskie podatki. Do pewnego stopnia dotyczy to i Trzaskowskiego, optującego za obniżaniem składki zdrowotnej przedsiębiorcom. Ale dzieje się tak trochę mimowolnie. Nie decyduje o tym błyskotliwość mów Mentzena, których nie relacjonują media ani z prawej, ani z lewej strony, a ogólna wiedza o jego poglądach.

Na dokładkę stał się ulubionym kandydatem młodych wyborców. Dlaczego? Chyba przede wszystkim z powodów pokoleniowych, on naprawdę jest młody, a wygląda jeszcze młodziej. Trochę też zapewne dlatego, że młodzi są najbardziej podatni na polemiki z socjalnym, wszechobecnym państwem. Oni nie muszą myśleć o swoich emeryturach.

Czy to jednak oznacza, że każdy element poglądów Mentzena musi im się podobać? W długiej rozmowie ze Stanowskim kandydat Konfederacji opowiedział się za płatnymi studiami, co spotkało się zresztą z miękką polemiką gospodarza studia. Można to było wszakże przeoczyć.

Nie przeoczył tego jednak Trzaskowski, łącząc przyjęcie zaproszenia do debaty z krytyką tego stanowiska. Pytał, czy młodzi ludzie znają ten element programu Mentzena. Gdyby stanęli w szranki, byłaby okazja do dobitnego powtórzenia zarzutu. A co by się stało, gdyby mało doświadczony polityk się wtedy "zapowietrzył"?

To zresztą nie dotyczy tylko tego elementu przekonań Mentzena. W rozmowie ze Stanowskim opowiedział się on za bezwarunkowym zakazem aborcji, nawet w przypadku ciąży z gwałtu. Nawet w przedwojennym kodeksie karnym, bardzo konserwatywnym, "ciąża będąca skutkiem przestępstwa" była jednym z nielicznych aborcyjnych wyjątków. Byłem pełen podziwu, słuchając, jak pragmatyczny doradca podatkowy broni swoich przekonań w tej sprawie. Mając chyba świadomość, że tu idzie całkiem pod prąd nastawieniu młodego pokolenia preferującemu prawo do wygody.

Sam się w tej sprawie z nim nie zgadzam, ale szanuję. Tyle że to nie jest akademicka debata, a element szukania poparcia. Przy okazji otwartej debaty Trzaskowski skorzystałby z tego, czego na co dzień młodzi wyborcy może nawet nie zauważają.

Jest jeszcze problem pozostałych kandydatów. Nie wiemy nawet, ilu ich w końcu będzie, skoro właśnie zgłosiła się z zebranymi podpisami skrajnie lewicowa i skrajnie postkomunistyczna Joanna Senyszyn, której do wczoraj nie zauważano jako poważnej konkurentki. Zwłaszcza Trzaskowski powinien uważać, aby nie zrażać sobie politycznego planktonu. Albo sami ci kandydaci, albo ich wyborcy mogą zaważyć na drugiej turze.

W roku 2015 tłum kandydatów, także marginalnych, wypełnił studio telewizyjne przed pierwszą turą. Nie było wśród nich Bronisława Komorowskiego. No ale jako urzędujący prezydent jak się zdawało, mógł sobie na to pozwolić. I zresztą na końcu przegrał. Czy Trzaskowski może sobie pozwolić na taką nieostrożność?

Polityka podzielona na bańki

W utrąceniu debaty przed pierwszą turą pomóc może wybitnie "bańkowy" kształt życia publicznego. Wśród trzech podmiotów telewizyjnych chcących organizować debatę, mamy prorządową TVP Info, prorządowy TVN i neutralny Polsat. Czy Nawrocki, a nawet Mentzen ma interes debatować na ich warunkach, przy udziale tylko ich dziennikarzy?

W roku 2020 Trzaskowski nie tylko nie pojechał do Końskich, ale nie przyszedł do TVP Kurskiego przed drugą turą, kiedy starcie jeden na jeden było tyleż naturalne co pożądane. Odbierał to miejsce jako wrogie sobie, nie bez przyczyny. Oczywiście można sobie wyobrazić formułę, w której same telewizje mają niewielki wpływ na pytania i przebieg dyskusji. Ale mam dziwne przekonanie, że się nie uda, przynajmniej przed pierwszą turą. I nikt nie będzie z tego powodu nieszczęśliwy.

Pytany dlaczego nie chodzi do TVN, Mentzen odpowiedział celnym pytaniem: a czy Trzaskowskiego ktoś pyta, czy pójdzie do Republiki? Sztab kandydata KO nie dopuszcza nawet dziennikarzy prawicowych stacji na otwarte spotkania z wyborcami i niektóre konferencje prasowe. Ten stan rzeczy będzie się nasilał, a nie słabł. To już jest symptom kryzysu klasycznej demokracji, niszczonej na dokładkę rękami rzekomych rzeczników liberalnych reguł.

Mój sąsiad w tej rubryce Rafał Woś uważa, że ta kampania jest w dużej mierze fikcją. Że od cech kandydatów i od ich szczegółowych programów zależy niewiele. Że toczy się gdzieś za ich plecami apokaliptyczne starcie o takie kwestie jak suwerenność Polski, jej miejsce w świecie, jej relacje z Unią Europejską czy z Ameryką. I że kramarskie sztuczki mają tu niewielkie zastosowanie.

To byłaby w teorii dobra wiadomość dla pozbawionej finansowania z budżetu prawicy. Choć nie ma ostatecznie pewności, w którą stronę w tych sprawach wahnie się tak bardzo poszatkowana na bańki opinia publiczna.

W dużej mierze zgadzam się z tym podejściem. Co nie znaczy, że jakiś kiks kampanijny, zwłaszcza między pierwszą i drugą turą, nie może zaważyć. Może. Dlatego gdybym dziś miał się zakładać, nie bardzo też wierzę w debatę po pierwszej turze. Pięć lat temu jej nie było. A teraz jest tylko bardziej tak jak pięć lat temu.

Piotr Zaremba

Video Player is loading.
Current Time 0:00
Duration -:-
Loaded: 0%
Stream Type LIVE
Remaining Time -:-
 
1x
    • Chapters
    • descriptions off, selected
    • subtitles off, selected
      reklama
      dzięki reklamie oglądasz za darmo
      Zalewski w "Graffiti" o presji na granicy: W ten sposób Rosja chce wpłynąć na wybory
      Zalewski w "Graffiti" o presji na granicy: W ten sposób Rosja chce wpłynąć na wyboryPolsat NewsPolsat News
      Przejdź na