Kij i marchewka - Trump mami Putina, a ukraińskie drony masakrują rosyjskie rafinerie

Marcin Ogdowski

Marcin Ogdowski

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Lubię to
like
Super
relevant
3,3 tys.
Udostępnij

Na razie nie wydarzyło się nic, co kazałoby uznać, że Stany odpuszczają sobie Ukrainę. W morzu wylewającego się od lamentu toną fakty. A te są takie, że od kilku tygodni dostawy amerykańskiego sprzętu do Ukrainy idą pełną parą, z niespotykaną od dawna intensywnością.

Stanom Zjednoczonym już nie zależy na Ukrainie
Stanom Zjednoczonym już nie zależy na UkrainieAleksiej Witwicki/ Jim LoScalzo/ Zbyszek KaczmarekAgencja FORUM

Świat jakby przyśpieszył, obierając kurs ku niezbyt przyjemnej destynacji - takie wrażenie można odnieść, analizując medialny dyskurs z ostatnich kilkudziesięciu godzin. Wynika z niego, że USA dogaduje się z Rosją - za plecami Ukrainy, ignorując też europejskich sojuszników.

Na plan pierwszy wysuwa się pytanie: czy bez wsparcia Amerykanów Ukraina przetrwa? W mojej ocenie tego typu dywagacje czynione są na wyrost, ale powszechność obaw - że Donald Trump "zabierze zabawki" - pozostaje faktem, z którym warto się zmierzyć.

Dlaczego na wyrost? Bo na razie nie wydarzyło się nic, co kazałoby uznać, że Stany odpuszczają sobie Ukrainę. Wypowiedź sekretarza obrony Pete'a Hegsetha - o tym, że Ukraińcy nie odzyskają utraconych ziem i nie mogą liczyć na członkostwo w NATO - choć brutalna, była oparta o realną ocenę sytuacji. Znanej powszechnie od kilkunastu miesięcy.

Po klęsce ofensywy na Zaporożu jasnym jest, że wyrzucenie Rosjan z okupowanych terenów - w większej skali - to zadanie ponad możliwości ukraińskich sił zbrojnych (ZSU). Wiemy też, że w Sojuszu nie ma powszechnej zgody na członkostwo Ukrainy - a NATO oparte jest o mechanizm kolektywnego podejmowania decyzji. Z Turcją, Słowacją i Węgrami na pokładzie i bez obstrukcji Trumpa natowska Ukraina to mrzonka. A są jeszcze kwestie formalno-prawne - wymóg uregulowanego statusu granic.

Idąc dalej, zerknijmy do wywiadu, jakiego wiceprezydent USA J.D. Vance udzielił "The Wall Street Journal". Wynika z niego wprost, że Stany nałożą na Rosję dodatkowe sankcje ekonomiczne i podejmą działania militarne (włącznie z wysłaniem wojsk nad Dniepr), jeśli Putin nie zgodzi się na porozumienie pokojowe. "Nam zależy na tym, by Ukraina była suwerenna", czytamy w WSJ.

To głównie Europa ponosi koszty 

Ale dobrze, uznajmy, że to mydlenie oczu, i że faktycznie Amerykanie chcą "przehandlować" Ukrainę, szantażując ją wizją odcięcia całej pomocy. Czy byłby to problem? Tak, wsparcie zza Oceanu w wielu obszarach jest ważne - pisałem o tym w innym tekście dla Interii, więc poprzestanę na konkluzji. Często nawet nie chodzi o to, co ze Stanów przylatuje/przypływa, ale co Amerykanie pozwalają innym krajom zaoferować.

Samoloty F-16 trafiły do Ukrainy z Europy - z Danii i Holandii - USA nie przekazały i na razie nie planują przekazywać żadnej maszyny, ale wtórna dystrybucja uzbrojenia "made in USA" też leży w gestii Waszyngtonu; takie jest prawo. A dotyczy ono wielu kategorii sprzętu.

Tym niemniej brak Ameryki "na pokładzie" nie oznacza gwałtownego załamania Ukrainy. Wbrew retoryce Trumpa, to Europa - jako Unia i pojedyncze kraje - ponosi większość kosztów wspierania Kijowa (trzy piąte wszystkich dotychczasowych nakładów). Kontynentalna wspólnota jest w stanie długo finansować przeważającą część ukraińskiego wysiłku wojennego, tak od zaraz. Trzeba na to 80 mld euro rocznie (to całościowy koszt, Ukraińcy samodzielnie wkładają do "koszyka" około 20 mld). Dużo, a zarazem niewiele, wziąwszy pod uwagę zsumowany kilkunastobilionowy budżet członków UE i Wielkiej Brytanii.

Ukrainie chyba brakuje "pary" 

Oczywiście, pieniędzmi się nie strzela, więc ta pomoc musiałaby mieć także materialny wymiar. Co wymagałoby od europejskich przemysłów większej niż dotąd mobilizacji. Na przykład w zakresie produkcji amunicji, na co wcale nie trzeba długich miesięcy przygotowań (w wielu europejskich krajach jest know-how, jest technologia, są wolne moce produkcyjne - nie ma "tylko" woli politycznej). W połączeniu z tym, co mają i mogą mieć Ukraińcy dzięki własnym zabiegom - a tu zwłaszcza w ostatnim roku wiele się zmieniło in plus (drony, amunicja artyleryjska i rakietowa) - nadal można by prowadzić skuteczną operację obronną. Naprawdę długo...

A przecież cała ta narracja o "przebudzonym rosyjskim niedźwiedziu", jego wielkich możliwościach i niewyczerpanych zasobach, to pic na wodę. Mogłoby się zatem okazać, że ukraińska determinacja, wsparta europejskim wysiłkiem, ostatecznie by Rosję, jej gospodarkę, wykończyła. 

Tyle że w samej Ukrainie chyba nie ma już na to "pary" (rozumianej jak powszechna wola walki, niezależnie od tego, w jak kiepskiej jesteśmy sytuacji). Zdaje się, że nad Dnieprem gra toczy się o to, by zachowując jak najwięcej, dotrwać do momentu zawieszenia broni, który przyniesie powszechną ulgę.

"Rejterada Ameryki"? A może jednak nie

Wracając zaś do Stanów Zjednoczonych. W morzu wylewającego się od przedwczoraj lamentu toną fakty. A te są takie, że od kilku tygodni dostawy amerykańskiego sprzętu do Ukrainy idą pełną parą, z niespotykaną od dawna intensywnością. A wachlarz uzbrojenia jest naprawdę szeroki.

Idzie też coś jeszcze - "zielone światło" dla pewnych działań - co każe wystudzić emocje. Dopuścić myśl, że wcale nie oglądamy show pt.: "Rejterada Ameryki", a raczej przedstawienie z użyciem kija i marchewki. Trump mami Putina "słodkopierdzeniem" (o jego geniuszu, dobrej woli i wspaniałości narodu rosyjskiego), a na głębokim zapleczu ukraińskie drony masakrują infrastrukturę krytyczną Federacji, przede wszystkim rafinerie.

W styczniu br. Ukraińcy uderzyli w rosyjskie zakłady siedem razy. W tym miesiącu odnotowano już pięć nalotów, ostatni 11 lutego. Trump, w przeciwieństwie do Joe Bidena, nie prosi Kijowa o wstrzymanie ataków, co nastąpiło po pierwszej fazie ukraińskiego "dronowania", wiosną zeszłego roku.

Obecny prezydent USA (lub któryś z jego doradców) najpewniej dostrzegł korzyści płynące z "wygaszania" rafinerii. Rosyjskie problemy nie spowodowały światowych wzrostów cen przetworzonej ropy, czego w roku wyborczym bał się Biden. Zmusiły za to Moskwę do zmiany wolumenu eksportowanych towarów - do zastąpienia benzyny surową ropą. Ubytki w zyskach z eksportu "na szybko" udało się zrekompensować, ale co dalej?

A dalej mogą być słowa Vance'a o ekonomicznych środkach nacisku. I zapowiedź Trumpa, że dogada się z arabskimi potentatami naftowymi, co poskutkuje obniżeniem cen ropy. Czyli zrujnowaniem rosyjskiego budżetu. Oto kij - nie wiem tylko, czy wystarczająco gruby...

Marcin Ogdowski 

Video Player is loading.
Current Time 0:00
Duration -:-
Loaded: 0%
Stream Type LIVE
Remaining Time -:-
 
1x
    • Chapters
    • descriptions off, selected
    • subtitles off, selected
      reklama
      dzięki reklamie oglądasz za darmo
      "Polityczny WF": 650 mld Donalda Tuska. Dlaczego nie rzucił większej kwoty?
      "Polityczny WF": 650 mld Donalda Tuska. Dlaczego nie rzucił większej kwoty?INTERIA.PL
      emptyLike
      Lubię to
      Lubię to
      like
      1727
      Super
      relevant
      610
      Hahaha
      haha
      338
      Szok
      shock
      254
      Smutny
      sad
      198
      Zły
      angry
      180
      Lubię to
      like
      Super
      relevant
      3,3 tys.
      Udostępnij
      Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
      Przejdź na