Zdrada Trumpa? Czy jesteśmy w przededniu nowej Jałty?
Realiści mówią o pokojowym kursie Trumpa: to się tak musiało skończyć. Większość prawicowców udaje, że nic groźnego nie zauważa. Jest za wcześnie, aby mówić definitywnie o triumfie Putina. Ale złe tendencje wypadałoby przynajmniej widzieć.

Mamy dziś początek konferencji o bezpieczeństwie w Monachium, a na niej zapowiedź jakichś rozmów amerykańsko-ukraińsko-rosyjskich. Możliwe, że kiedy ten felieton się ukaże, będziecie Państwo wiedzieli więcej niż ja w tym momencie.
Słowa sekretarza obrony USA Petera Hegsetha na szczycie ministrów obrony w Brukseli zostały odczytane jako zapowiedź kapitulacji nowej administracji wobec Rosji. Hegseth powiedział, że Ukraina prawdopodobnie nie zachowa swoich terytoriów po zawarciu pokoju, że nie zostanie przyjęta do NATO, i że jeśli państwa europejskie będą chciały gwarantować Ukrainie bezpieczeństwo obecnością swoich wojsk, Amerykanie nie wezmą w tym udziału, ani nie będą zobowiązane do ewentualnej pomocy w ramach Paktu.
Co już wiemy?
W Warszawie Hegseth trochę zrelatywizował te swoje zapowiedzi. Podkreślając, że wszystko jest możliwe, że to początek negocjacji. Został skądinąd przyjęty wręcz euforycznie przez polskiego szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza, i rewanżował się pochwałami wobec Polski za duże wydatki obronne.
To oczywiście dobra wiadomość dla polskich wielbicieli Donalda Trumpa, którzy cały czas powtarzają, że wszystko jest możliwe. Teoretycznie tak. Ale czy negocjacje zaczyna się od radykalnych ustępstw wobec intencji agresora?
Przypomnienie dawnej historii. W czerwcu 1946 roku dawny komisarz ludowy spraw zagranicznych, a podczas wojny ambasador ZSRS w USA, Maksym Litwinow objaśniał amerykańskiemu dziennikarzowi w Moskwie Richardowi Hotteletowi, jaka jest sowiecka strategia.
- Co będzie, jeśli już Zachód spełni wszystkie żądania? - spytał reporter radia CBS. - Postawimy kolejne - odparł Litwinow. I moja uwaga: w tej kwestii niewiele się zmieniło.
I jeszcze przypomnienie przysłowia: jeśli coś chodzi jak kaczka i kwacze jak kaczka, na ogół jest kaczką. Podczas konwencji republikańskiej w zeszłym roku Trump siedział obok Tuckera Carslona, dziennikarza Fox News, który wsławił się podczas wojny wywiadem z Władimirem Putinem. Carlson jest znany także z gołosłownych oskarżeń wobec Ukrainy, m.in. o to, że miała sprzedawać amerykański sprzęt wojskowy terrorystom, zamiast korzystać z niego w walce z Rosjanami. Były to plotki nie do udowodnienia.
Teza, że jest to komentator prorosyjski, nie jest nadużyciem. Pokaż mi swoich przyjaciół, a powiem ci, kim jesteś. Niektórzy antyrosyjscy do bólu polscy konserwatyści przecierają w zdumieniu oczy. A ja zawsze ostrzegałem, że linia Trumpa nie jest w tych sprawach naszą linią.
Piszę to nie po to, żeby włączać się w paroksyzmy oburzenia "zdradą Trumpa". Jego atutem jest brak sensownej oferty konkurencyjnej. Linia Joego Bidena, wspierania Ukrainy, ale nie w takim stopniu, aby przestała się wykrwawiać i przegrywać, prowadziła donikąd. W tym sensie, że nie widać było żadnej sensownej formuły zakończenia tej wojny. Powtarzanie, że Ukraina może wojnę wygrać, musiało się skończyć tak jak się kończy.
Czy to jednak oznacza, że to rozwiązanie jest zdrowe i bezpieczne - nie tylko dla Ukrainy, także dla Polski? Tak zwani realiści są niemal w euforii. Pytanie, czy jest do niej powód.
Realiści mało realistyczni
Oto dawny dyplomata, dziś publicysta Onetu, Witold Jurasz wzywa, żeby się nie emocjonować. Zawsze tak było i zawsze tak będzie, to nic nowego, że silniejsi zmuszają do czegoś słabszych, przekonuje.
Nasuwają się dwie uwagi. Pierwsza, zawsze tak było, ale nie zawsze w tym samym stopniu. Wiele wskazuje na to, że wchodzimy w czas otwartego odrzucenia rozmaitych barier narzucanych przez prawo międzynarodowe. Trumpowi chyba się to podoba, bo sam ma pokusę, oczywiście w całkiem innej skali, aby z tego korzystać. Dla takich średniaków jak Polska to wyjątkowo zła wiadomość. Nie widzę powodów, aby tego nie zauważać i aby się tym nie martwić. Bo będzie nam wygodniej, jak schowamy głowę w piasek?
Druga uwaga jest taka, że ewentualne okrojenie i neutralizacja Ukrainy, wymuszona z oczywistym pogwałceniem jej suwerenności, to zła wiadomość dla Polski nie tylko z powodu atmosfery. Najnowsze opracowanie Ośrodka Studiów Wschodnich przypomina o realnych celach Moskwy. Jest to kompletna rewizja geopolitycznego układu sił w Europie ukształtowanego po roku 1989. Wprowadzenie całego terytorium posowieckiego w strefę wpływów Kremla, ale także swoista neutralizacja, pytanie jak daleko posunięta, państw dawnego Układu Warszawskiego.
Nowy układ sił, swoisty amerykańsko-rosyjski koncert mocarstw pozwalający Kremlowi na osiągnięcie tych celów, byłby śmiertelnym zagrożeniem dla polskiego pojmowania wolności. Pewnie nie będzie o tym mowy podczas tych negocjacji (choć może będzie?). Ale odciążona, w swoim mniemaniu zwycięska Rosja szybko może sobie znaleźć inne cele, jeśli nie wojennej agresji, to jakiejś presji. Także Polska się do tego nadaje.
Oczywiście prezydent Zełenski, opowiadając w Monachium, że Putin szykuje wojnę przeciw NATO, próbuje kreować fakty. Ale to nie znaczy, że ryzyko nie istnieje. Ono będzie większe, nie mniejsze, warto to sobie szczerze powiedzieć. I skąd pewność, że Trump na to choć częściowo nie pójdzie?
W tekście Jurasza jest przynajmniej konstruktywna część. Wzywa on, aby Polska wzięła udział w chronieniu Ukrainy własnymi żołnierzami. To logiczny postulat, ale przed prezydenckimi wyborami nikt tego nie zapowie, ani obecna koalicja, ani opozycyjna prawica. Mamy na dokładkę ochłodzenie stosunku Polaków do Ukraińców. Po części z winy Zełenskiego, ale po części dlatego, że mamy już dość życia w poczuciu ciągłego ryzyka. Tylko z tego "dość" nie wynika, że ryzyko się zmniejszy. Przeciwnie.
Inni "realiści" będą także przeciw jakimkolwiek działaniom na rzecz Ukrainy - modelowy jest tu przykład prawicowej redakcji "Do Rzeczy" czy polityków Konfederacji. Oczywiście zarazem mamy do czynienia z dysonansem poznawczym prawicowych wyznawców Trumpa, także tych, którzy zaledwie wczoraj wzywali, aby Kijowowi pomagać ze wszystkich sił.
Złudzenia prawicowców
Są tu chlubne wyjątki (Przemysław Żurawski-Grajewski), ale większość szuka nowych objaśnień. Wczoraj twierdzili, że nieprawda, Trump będzie jeszcze twardszy od Bidena. Dziś pocieszają się, że przecież skoro amerykański prezydent chce inwestować w ukraińskie minerały rzadkie, to nie pozwoli na atakowanie przestrzeni, gdzie się je wydobywa.
Ale znaczna część tych minerałów znajduje się na terenach okupowanych przez Rosjan. A sekretarz obrony USA uważa, że raczej nie da się ich odzyskać. Trump ma do czynienia z rozmaitymi kwadraturami koła, improwizuje. Jednak generalnie proponuje więcej appeasmentu niż oporu.
Możemy to nazwać nową Jałtą czy nowym Monachium. Możemy nawet wyobrazić sobie, że Putin będzie negocjował tak arogancko, że Ameryka Trumpa zostanie zmuszona do eskalacji twardszej polityki. Warto mieć jednak świadomość: jeśli prezydent USA karmi Putina uprzejmościami, może to czynić w imię skuteczniejszych negocjacji. Ale czy propozycja, aby Rosja wróciła do rozmaitych stołów, np. do G7, nie zmierza do morału, że największe nawet połamanie prawa międzynarodowego, ba, wojenne zbrodnie, nie powinny być w żaden sposób karane? Wszak ta administracja ćwiczy to na wielu polach. Np. obłożywszy sankcjami Międzynarodowy Trybunał Karny - akurat w interesie Izraela, nie Rosji.
Oczywiście od Polski w ogóle, a od polskiej prawicy tym bardziej, niewiele tu zależy. Warto jednak mieć świadomość rzeczywistości. Ja trochę rozumiem, że prawicowe media karmią się mitami. Jeśli Trump rozmontowuje wielką pompownię pieniędzy dla lewicy, jaką była U.S. Agency for International Development (USAID), to świat staje się trochę bardziej zrównoważony, a nie skolonizowany przez jedną, globalna ideologię. Postępowanie Trumpa wobec imigracji czy politycznej poprawności otwiera w Europie pole przynajmniej to debaty.
Ale jeśli równocześnie będzie więcej przestrzeni dla międzynarodowego darwinizmu, to bym się z tego nie cieszył. I nie udawałbym, że nic się nie zmienia.
Piotr Zaremba
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!