- Takiego zainteresowania jakąkolwiek naszą inicjatywą nie pamiętam od ośmiu lat - mówi nam jeden z posłów PiS. - Z jednej strony to super, ale z drugiej pokazuje, że w ostatnich latach tego wsparcia oddolnego brakowało - dodaje. Opowiada, że od momentu ogłoszenia demonstracji przed Sejmem do jego biura poselskiego dzwonią i przychodzą ludzie, dopytujący o możliwość wyjazdu na demonstrację, zapowiedzianą przez PiS na 11 stycznia przed budynkiem Sejmu. Protest PiS przed Sejmem i odwołanie posiedzeń Po zatrzymaniu Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika politycy PiS spodziewają się rekordowej frekwencji, bo jak mówią, ich wyborcy są mocno poruszeni sytuacją w kraju. - Ta demonstracja będzie w obronie polskiej demokracji, polskich mediów, wolności słowa, ale też przyszłości Polski jako suwerennego państwa - mówił jeszcze niedawno Jarosław Kaczyński, zapraszając wszystkich przed budynek Sejmu w czwartek, 11 stycznia o godzinie 16. Plany PiS w związku z demonstracją pokrzyżował marszałek Sejmu Szymon Hołownia decyzją o odwołaniu posiedzeń Sejmu w tym tygodniu. Zresztą posłowie PiS uważają, że jednym z celów marszałka było zniechęcenie sympatyków PiS do wzięcia udziału w proteście. Bo pierwotnie data 11 stycznia miała związek właśnie z odbywającymi się tego dnia obradami Sejmu. Dziś jednak posłowie PiS przekonują, że to bez znaczenia. - Odwołanie posiedzeń Sejmu nic nie zmienia w kontekście naszego protestu. Chcemy pokazać, że nie ma naszej zgody na to, co robi rząd Tuska. I żeby wszyscy, którzy biorą w tym udział mieli świadomość, że zostaną za to rozliczeni - mówi Interii Rafał Bochenek, poseł i rzecznik PiS. Protest PiS przed Sejmem a zatrzymanie Kamińskiego i Wąsika Jeszcze przed zatrzymaniem Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik podczas wygłoszonego przed Pałacem Prezydenckim oświadczenia wzywali sympatyków PiS do obecności na marszu 11 stycznia. Ten plan zakładał, że wejdą wtedy w tłum i trudniej będzie policji ich zatrzymać. Zatrzymania obu polityków we wtorek wieczorem w Pałacu Prezydenckim całkowicie zmieniło jednak dynamikę wydarzeń, także w kontekście protestu PiS przed Sejmem. - W tej sytuacji spodziewamy się rekordowej frekwencji. Ludzie są wkurzeni - przekazał nam na gorąco jeden z ważnych polityków PiS. Mobilizacja struktur PiS Centrala PiS zapewnia wszystkim chętnym, którzy zgłaszają się do biur poselskich posłów PiS, transport do Warszawy. Z samej Małopolski, jak dowiedziała się Interia, mają przyjechać 32 autokary, wypełnione działaczami i zwolennikami PiS. W samym Lublinie zapełniono 20 autokarów. - Ale to "nasze" regiony, więc tutaj ludzie są naprawdę poruszeni tym, co się dzieje. Nie wiadomo, jak to będzie wyglądać w skali całej Polski - przyznaje jeden z polityków z Nowogrodzkiej. - U mnie na Opolszczyźnie odzew jest ogromny. Jak tak dalej pójdzie, to tak jak politycy PO mówili, że jesień była "ich", tak my będziemy mogli powiedzieć, że wiosna będzie nasza - mówi Interii Janusz Kowalski z Suwerennej Polski. - Sukces frekwencyjny tego marszu będzie pierwszym, społecznym fundamentem do odsunięcia tych Tuska od władzy - uważa. Wielka mobilizacja w terenie ma też jednak drugie, wewnątrzpartyjne dno. Jak przyznają posłowie PiS, to okazja dla nowych szefów struktur na wykazanie się przed prezesem. Przypomnijmy, prezes PiS był bardzo niezadowolony z tego, jak struktury PiS w terenie funkcjonowały podczas kampanii wyborczej. W małej aktywności lokalnych działaczy upatrywał przyczyn gorszego od spodziewanego wyniku PiS w wyborach 15 października. Pod koniec listopada Komitet Polityczny PiS zdecydował o zmianach w strukturach partii, zredukowano liczbę okręgów terenowych z 94 do 17 i postawiono na nowych, młodszych szefów tych struktur. Protest PiS przed Sejmem. Ile ludzi przyjedzie? Dziś politycy i PiS, i Suwerennej Polski nie mówią już, że protest przed Sejmem odbędzie się w obronie mediów publicznych, bo podkreślają, że cele i kontekst są o wiele szersze. Oprócz obrony "prawa do pluralizmu medialnego" to sprzeciw wobec wszystkiego, co się w ostatnich dniach dzieje wokół byłych szefów CBA: Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Kierownictwo PiS nie wyklucza, że jeśli protest 11 stycznia okaże się frekwencyjnym sukcesem, to będą organizować kolejne antyrządowe demonstracje. Jeszcze kilka dni temy politycy PiS byli ostrożni w szacunkach dotyczących liczby ludzi, którzy stawią się na proteście w Warszawie. Mówili o kilku, może kilkunastu tysiącach osób, podkreślając, że "nie chcą pompować balonika". Dziś przyznają, że frekwencja może być większa. - Będzie kilkadziesiąt tysięcy. Myślę, że 50 tysięcy spokojnie - mówi nam jeden z posłów. Inni nasi rozmówcy są nieco ostrożniejsi. Wskazują, że dzień i godzina demonstracji nie należą do najbardziej zachęcających. - Nie dość, że środek tygodnia, to jeszcze zapowiadają mrozy - narzeka jeden z naszych rozmówców. Protest PiS, politycy obawiają się prowokacji Obaw w związku z protestem jest w PiS więcej. Politycy mówią, że boją się porównań do marszów Donalda Tuska z 4 czerwca i 1 października, ale także prowokacji. - Wystarczy, że pojawi się z ktoś z jakimś transparentem w stylu Pietrzaka i to zdominuje media. Ale będziemy się pilnować - zapewnia jeden z posłów. Z informacji Interii wynika, że szef klubu PiS Mariusz Błaszczak miał wydać posłom polecenie, by nagrywali telefonami wszystkie incydenty i podejrzane zachowania. W PiS jest też obawa o sprawy logistyczne, w tym trudności z wjazdem autokarów do miasta. Jak mówią, spodziewają się "różnych niespodzianek, mających utrudnić przyjazd zwolenników PiS do Warszawy". Kamila Baranowska