W Polsce trwa kryzys związany z importem ukraińskich zbóż: magazyny są pełne, a ukraiński surowiec pozostaje nieoclony. Dlatego ceny polskich produktów lecą na łeb na szyję, a rodzimi producenci nie są w stanie konkurować z tymi zza naszej wschodniej granicy. Politycy z obozu władzy nawzajem obarczają się winą. - Minister Henryk Kowalczyk i ministerstwo rolnictwa 19 stycznia złożyło wniosek o wszczęcie tzw. klauzuli ochrony. Od trzech miesięcy nie było odpowiedzi od ministra Waldemara Budy - ujawnił wiceminister rolnictwa Janusz Kowalski na antenie Radia Wnet. Interii udało się dotrzeć do dokumentu, o którym poinformował polityk Solidarnej Polski. Henryk Kowalczyk dostrzega w nim ukraiński surowiec zalewający polski rynek. Domaga się również interwencji polskiego rządu w Unii Europejskiej. W piśmie podpisanym przez wicepremiera czytamy o prośbie do szefa resortu rozwoju. Dotyczy przede wszystkim importu kukurydzy z Ukrainy i przywrócenia unijnego cła. Autor domaga się skorzystania z postępowania wyjaśniającego, które zgodnie z rozporządzeniem europarlamentu i Rady UE z 30 maja 2022 r. miałoby być przeprowadzone na wniosek Polski. "Import kukurydzy z Ukrainy do Polski wzrósł z 6 tys. ton za 11 miesięcy 2021 r. do 1 637,6 tys. ton w ciągu 11 miesięcy ubiegłego roku. Przywóz z Ukrainy stanowił 91 proc. importu kukurydzy do Polski ogółem. Tak znaczący wzrost importu w czasie krajowych zbiorów spowodował zakłócenia rynkowe w Polsce, w szczególności we wschodniej części kraju" - pisze Kowalczyk. I domaga się zniesienia liberalizacji przepisów transportowych oraz podniesienia ceł. Według Henryka Kowalczyka minister rozwoju powinien zwrócić się do unijnego komisarza ds. rolnictwa - Janusza Wojciechowskiego oraz Valdisa Dombrovskisa, który trzyma pieczę nad unijnym handlem. Jak publicznie stwierdził Janusz Kowalski, Waldemar Buda zignorował ostrzeżenia resortu rolnictwa i nie odpisał na prośbę ministra. Chcieliśmy się od niego dowiedzieć, czy prawdą jest, że nie odpowiedział Kowalczykowi i co zrobił w sprawie ceł na ukraińskie produkty. Polityk przekazał nam, że odpowie na nasze pytania, ale po kilku godzinach przestał odpowiadać na wiadomości. Do czasu publikacji tekstu nie uzyskaliśmy od niego żadnych informacji. Ziobryści, Morawiecki i zboże Zanim premier ogłosił, że ukraińskie zboże musi zostać ponownie oclone, domagali się tego głośno politycy Zbigniewa Ziobry. Formalnie przyjęli taki postulat podczas zarządu partii, który odbył się w środę, niedługo przed rozmowami rolniczego okrągłego stołu. W najbliższym otoczeniu premiera usłyszeliśmy, że ziobryści... skopiowali pomysł ludzi Mateusza Morawieckiego. - Plan ułożyliśmy razem z Henrykiem Kowalczykiem w poniedziałek. Minister zawsze chce dobrze, więc przy okazji podzielił się informacjami z Januszem Kowalskim, jednym z polityków Ziobry - tłumaczy nam ważny polityk w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. - Z godziny na godzinę zwołali zarząd i nagle wydali oświadczenie. Próbowali nas uprzedzić, bo wiedzieli, że premier o tym powie - dodaje. Jak argumentuje nasz rozmówca, obóz Mateusza Morawieckiego walczył o interesy polskich rolników w Komisji Europejskiej przez cały ubiegły tydzień: - Trwała poważna dyskusja dotycząca kwestii ukraińskich. Twardo się postawiliśmy, bo to wszystko (chodzi głównie o import towarów z Ukrainy - red.) nie może tak wyglądać. Nasi koledzy z Solidarnej Polski doskonale zdają sobie z tego sprawę - słyszymy. Faktem jest, że Janusz Kowalski mówił o ocleniu ukraińskich produktów już w styczniu: - Najważniejszą rzeczą, którą chciałem przekazać, jest to, że z inicjatywy pana premiera Henryka Kowalczyka 30 stycznia 2023 r. na posiedzeniu rady ministrów rolnictwa Unii Europejskiej będzie dyskutowany polski wniosek w sprawie przywrócenia ceł w imporcie kukurydzy z Ukrainy - przekonywał wiceminister z mównicy sejmowej. O nadchodzących problemach z ukraińskim importem było oczywiście słychać dużo wcześniej, bo w wakacje ubiegłego roku. Niemniej wówczas Henryk Kowalczyk zapewniał: - Rolnicy nie stracą na transporcie ukraińskiego zboża. To jest tranzyt, który realizujemy i pomagamy - przekonywał w środę 8 czerwca 2022 r. na antenie RMF FM. W tym samym roku apelował też, aby producenci nie sprzedawali swojego zboża. "Firmy będą musiały się wycofać" Odkąd wicepremier składał deklaracje o tym, że polski rolnik nie straci na ukraińskim zbożu, minęło sporo czasu. - Rok temu, gdy była dyskusja, by umożliwić wywóz zboża, nikt się nie sprzeciwiał. Decyzję poparł polski rząd. W tamtym czasie wiele osób obecnych na rozmowach w środę, apelowało do mnie, by nie eksportować, lecz trzymać (polskie) zboże. Czas to zweryfikował - tłumaczył Henryk Kowalczyk na antenie "Gościa Wydarzeń" u Bogdana Rymanowskiego. Polityk PiS odniósł się również do swojego zalecenia odnośnie do rady o niesprzedawaniu zboża. - Tłumaczyłem, by nie sprzedawali zboża w panice podczas żniw. Jeśli w tym czasie nie ma gdzie go sprzedać, ani przechować, firmy zaniżają jego cenę - wskazał. Zauważył, że "takich rzeczy" nie mówił w październiku czy listopadzie. - Nie należy cytować tylko i wyłącznie wypowiedzi ze żniw - zalecił. Rolniczy "okrągły stół" W środę podczas rozmów rolników z ministerstwem rolnictwa udało się wypracować 11 punktów, co do których zobowiązał się rząd. To, poza ponownym ocleniem ukraińskich zbóż m.in. wzmocnienie kontroli na granicach, 600 mln zł z budżetu dla rolników, opróżnienie magazynów poprzez wzmocnienie eksportu, preferencyjne kredyty płynnościowe dla rolników z oprocentowaniem 2 proc. (akcja kredytowa to 10 mld zł - red.) czy nowelizacja ustawy o biopaliwach. - Pytanie czy dojdzie do realizacji ustaleń. Dla mnie priorytetem było wyhamowanie tego, co do tej pory działo się na granicy. Kontrole polegały na tym, że pobierano próbki, a samochody jechały sobie dalej. Trzeba zrobić to na wzór Czech, z czasów kiedy nie chcieli polskiego mięsa - powiedział Interii Sławomir Izdebski z rolniczego OPZZ. - Nie mówimy, że samochód ma nie przejeżdżać. Ma czekać na wyniki z laboratorium, a to co najmniej dwa-trzy dni. Utworzą się potężne kolejki i nikt nie będzie chciał w nich stać. Firmy sprowadzające towar do polski automatycznie będą musiały się wycofać. Jeśli to zostanie zrobione, nie widzę problemu - dodał uczestnik rozmów z rządem. Nie wierzą w dymisję Kowalczyka Chociaż jeszcze w ubiegłym tygodniu było słychać o zachwianiu pozycji Henryka Kowalczyka w rządzie, dziś już mało kto wierzy w jego rychłe odwołanie. Choćby ze względu na wotum nieufności złożone przez PSL. - Henryk Kowalczyk jest wicepremierem i ważnym graczem w rządzie. Nikt nie będzie go wyrzucał ze względu na protest ludzi Konfederacji oraz AgroUnii - słyszymy w KPRM. - Uspokaja atmosferę, przynajmniej na dole. Przeciwnicy chcą się budować politycznie naszym kosztem - uważa nasze źródło. W oficjalnym rozmowach politycy PiS również bronią wicepremiera. - Dzień rozmów okrągłego stołu to ważny dzień w polskim rolnictwie. Rola Henryka Kowalczyka była trudna, ale poradził sobie. Teraz trzeba zrealizować to, do czego żeśmy się zobowiązali. Najważniejsze jest zagospodarowanie zboża z magazynów - tłumaczy nam Robert Telus z PiS, szef sejmowej komisji rolnictwa. W PiS pokutuje obecnie przekonanie, że jeśli nie uda się ponownie przekonać wsi do ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego, może się to poważnie odbić na wyniku jesiennych wyborów. Z Henrykiem Kowalczykiem nie udało nam się skontaktować. Nie odpowiedział na wiadomość tekstową, ani nie odbierał telefonu. Jakub Szczepański